Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Bardzo blisko. Czuję to.
Pozostała trójka przysunęła się zaraz do Sameny. Ruszyli razem: formacja duchów pomiędzy wzgórzami. Podążali za nią, powtarzając każdą jej ewolucję, każde nurkowanie i zakręt, jak zespół akrobacji samolotowej, a wszystko to w absolutnej ciemności, przez która ich prowadziła, używając swych dodatkowych zmysłów.
- Trochę w prawo - powiedziała Samena.
Skierowali się tam, by w końcu z szelestem przeniknąć przez. gęsty gaj rozłożystych palm i zatrzymać się ponad wielkim. pomalowanym na kolorowo domem na zakręcie autostrady.
- To tu. Jest tutaj - stwierdziła Samena i bez wahania przepłynęła przez dachówki wprost do sypialni.
Na dużym mosiężnym łóżku leżał obok żony mężczyzna o orientalnym typie urody. Pościel była czarna, atlasowa, dywanik przed łóżkiem i meble białe. Na ścianie widniał wielki, stylizowany obraz Sotaro Yasui. Wojownicy Nocy stanęli w nogach łóżka i popatrzyli niepewnie na śpiącą parę.
- Które z nich? Mężczyzna czy kobieta? - zapytał Tebulot.
- Mężczyzna - odrzekła Samena. - I czuję to naprawdę mocno, mocniej niż kiedykolwiek.
- Gotowi? - upewnił się Kasyx.
Skinęli głowami. Kasyx uniósł ręce i wyrysował oktagon. Gdy rozszczepił drżące w nim nocne powietrze, ujrzał biel i padający śnieg.
- Wygląda na to, że trochę zmarzniemy - uprzedził, lecz bez wahania uniósł ośmiokąt nad głowę. Potem powoli opuścił go, ujmując ręce towarzyszy, by dodać im odwagi i mocy.
- Tym razem wygramy - zapewnił ich. - Tym razem wyślemy Yaomauitla z powrotem do Meksyku, do jego miejsca stałego zakwaterowania.
Ośmiokąt opadł na podłogę. Znaleźli się w kompletnej ciszy, a wokół nich padał bezgłośnie śnieg. Cisza była tak przytłaczająca, że z początku żadne z nich nie śmiało się poruszyć, nie wspominając o najlżejszym nawet szepcie. Było jednak bezwietrznie i zdumiewająco ciepło. Rozejrzeli się dookoła. Jak tylko daleko mogli sięgnąć wzrokiem, we wszystkich kierunkach rozpościerała się śnieżna pustynia.
Tebulot podszedł do Kasyxa. Musiał podnosić nogi, jakby brodził, maszynę przewiesił przez ramię.
Nigdy dotąd nie widziałem tyle śniegu - powiedział, rozglądając się uważnie na boki.
- Może to japoński śnieg - rzucił Kasyx. - Sameno? Czy może wiesz, gdzie tu ukrył się ten diabeł?
Samena zasłoniła twarz dłońmi i milczała przez prawie minutę. Śnieg padał cicho na pióra jej kapelusza, z wolna czyniąc je białymi. Xaxxa chodził tymczasem w kółko, wyciągając dłonie i patrząc, jak gwiazdki śniegu topnieją mu na skórze.
- Wiecie co? - uśmiechnął się. - Nigdy dotąd nie widziałem śniegu. Czy to nie dziwne?
W końcu Samena wskazała gdzieś na prawo.
- Tam. Sądzę, że tam. Trudno powiedzieć. Coś czuje, lecz wydaje się to jakieś dziwne, jakby nie wszystko było w porządku.
- Tak czy inaczej, spróbujemy - rzekł Kasyx i cała czwórka zaczęła przedzierać się we wskazanym przez Samenę kierunku. Zostawiali za sobą głęboki ślad, kalający gładką, śnieżną powierzchnię.
- Ciekawe, czy to sen, czy zmora? - zastanawiał się Tebulot, wciąż rozglądając się podejrzliwie.
- Wygląda na zmorę - stwierdziła Samena. - To wszystko nie ma w sobie za grosz równowagi. Wygląda na spokojne, lecz to tylko pozór. Może ktoś umarł, czuję, że to możliwe, i ktoś tutaj przygotowuje się do pogrzebu.
- W wielu krajach Wschodu kolor biały jest kolorem żałoby - przytaknął Kasyx. - Może cały ten sen jest czymś w rodzaju pogrzebu.
Brnęli dalej przez śnieg. Gdzieniegdzie, w zapadliskach gruntu, śnieg zalegał grubszą warstwą. Musieli brodzić w nim niemal po pas. Ziemia pod śniegiem była jednak pewna i ubita, posuwali się zatem dość szybko. Śnieg nie przestawał padać - gęsto i bezgłośnie. Niebo, z którego spływał, było zimne, ciemnoczerwone i wciąż nie znajdowali ani śladu Yaomauitla.
- Jak sądzicie, może jednak się pomyliliśmy? - spytał Tebulot, gdy przystanęli dla odpoczynku.
Samena potrząsnęła głową.
- Nie ma mowy. On gdzieś tu jest. Próbuje po prostu nas zdezorientować i zmęczyć.
- Nie napracował się jak dotąd - zauważył Tebulot.
- Trzeba czegoś więcej niż śnieg, by mi przeszkodzić - dodał Xaxxa.
Kasyx podniósł dłoń do hełmu i zlustrował otoczenie w podczerwieni. Szukał jakichkolwiek siadów ciepła - diabelskich czy ludzkich. Wszystko jednak, co widział, to postaci Tebulota, Sameny i Xaxxy, oraz złociste pulsowanie naładowanej maszyny.
- Wciąż uważasz, że podążamy we właściwym kierunku? - spytał Samenę.
- Sądzę, że tak - powiedziała. - Jest już mocniejsze niż przedtem, rwie się jednak i myli, czasem trudno ustalić, gdzie jest naprawdę.