Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.rzy siê znowu, ¿eby tym razem poch³on¹æ jego… ale nagle dziewczê- ca, delikatna d³oñ, prawdziwa d³oñ nale¿¹ca do prawdziwej...— Być może, że nie… chociaż pańskie nagłe pojawienie się…— W kinematografie robią jeszcze lepsze sztuki…— Więc niech mi pan...Przebudzenie Tality: nagłe zerwanie się o dziewiątej rano, tarmoszenie śpiącego twarzą w poduszce Travelera, pokle­pywanie go po tyłku, aby się przebudził...Nagle rozległy się głośne i podniecone okrzyki: - Oto on! Neron siedział wyprostowany w fotelu z kości słoniowej, a więc jego głowa już nie wspierała...Nagle u nasady jednego z takich skręcających się lejów pociemniało coś, jakby gigantyczny łeb potwora plującego piaskową fontanną...– Nie wiedziałem, że będzie ich tak wielu – odezwał się Atłas...Niemal zdołałem przekonać samego siebie, mało brakowało, a na­prawdę bym to zrobił, ale nagle zadrżałem przejęty do głębi...- ZAMIERZAŁEM PÓJŚĆ ZA JEJ PRZYKŁADEM, KIEDY POJAWILIŚCIE SIĘ WY, INTERESUJĄCY LUDZIE, ZNAJĄCY ZAGADKI!- Zaczekaj! - odezwał się Eddie, podnosząc...Spojrzała na niego, aby upewnić się, czy nie przeszkadza w niczym i odezwała się:- Mój panie, to znacznie lepsze niż wspinaczka po Drzewie i pływanie na...Nagle jedna z dziewczynek krzyknęła, wskazując palcem przez drzwi, na ulicę...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Jesteśmy starymi przyjaciółmi, prawda? Nie chcesz nas już znać? Dlaczego?
Zapytany z jękiem rzucił się w prawo, gdzie było widać wejście do kolejnej jaskini. Z trudem łapiąc powietrze i potykając się co parę kro­ków, wbiegł do jej wnętrza, nie zatrzymywany przez prześladowców, którzy nawet za nim nie podążyli. Bez pośpiechu, jak dotychczas, zmie­nili po prostu kierunek marszu i z wolna ruszyli za nim.
Chłopak stanął i rozejrzał się błędnym wzrokiem - jaskinia była niewielka, a blask latarek z tyłu na tyle silny, by mógł dostrzec, że wszystkie ściany są solidną skałą bez żadnych otworów czy szczelin, które umoźliwiłyby dalszą ucieczkę. Jedynym wyjściem było to, przez które wbiegł, co oznaczało tylko jedno - koniec ucieczki.
Dopiero wtedy do jego otępiałego umysłu dotarło, że ta jaskinia czymś się różni od pozostałych. Wprawdzie światło latarek mogło roz­proszyć mrok, ale prze§ladowcy byli jeszcze zbyt daleko, by tak dob­rze o§wietlić całe wnętrze, a przecież widział wszystko wyraźnie. W po­równaniu z poprzednimi pieczarami w tej panował półmrok. Prawie u jego stóp zaczynało się skalne usypisko, powstałe najwyraźniej w wy­niku jakiegoś poważnego kataklizmu w przeszłości. Odruchowo uniósł głowę i stwierdził, że rumowisko wznoszące się pod kątem mniej wię­cej czterdziestu stopni nie miało szczytu; ciągnęło się w górę na jakieś kilkanaście metrów, a na jego szczycie było widać otwór, przez który przebłyskiwało rozgwieżdżone niebo. Stąd właśnie pochodziło światło rozpraszające mroki jaskini - z dawno zarwanego stropu.
Chłopak był nieludzko zmęczony, ale ten widok pobudził jego or­ganizm do jeszcze większego wysiłku; jego mięśnie działały zupełnie niezależnie od otępiałego umysłu. Spojrzał do tyłu, oceniając, jak dale­ko jest pościg, dopadł osypiska i zaczął się na nie wdzierać.
Rumowisko było miejscem niepewnym i niebezpiecznym nawet dla kogoś, kto próbowałby je pokonać ostrożnie; na każde pół metra, które 9
Aleksander pokonał pod górę zsuwał się trzydzieści centymetrów w dół. Jednak strach dodawał mu sił, pozwalając przezwyciężyć nawet prawa ciążenia i tarcia. Uciekinier piął się w górę, wbrew fizyce i zdro­wemu rozsądkowi, po osuwającym się rumowisku, na które nikt przy zdrowych zmysłach nawet by nie próbował wejść.
Po pokonaniu jednej trzeciej drogi chłopiec zdał sobie sprawę, że pod nim zrobiło się dziwnie jasno. Spojrzał w dół i zobaczył stojące nieruchomo trzy postacie. Uniesione głowy świadczyły, że obserwują jego wysiłki, ale latarki teraz zostały skierowane w dół na skaliste pod­łoże. Było to tak dziwne, że nawet otumaniony umysł zbiega to zauwa­żył, ale nie miał czasu zastanawiać się nad tym, gdyż skały pod jego nogami zaczęły się osuwać i musiał szybko posuwać się dalej.
Kolana bolały go od potłuczeń, ale pomimo otartych dłoni, poła­manych i ponadrywanych paznokci, dążył wytrwale ku zbawczemu otworowi.
Mniej więcej w dwóch trzecich drogi musiał zrobić kolejny przysta­nek, gdyż pokrwawione ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa. Ponow­nie spojrzał w dół i ze zdumieniem stwierdził, że trójka prześladowców znajduje się dokładnie w tym samym miejscu i w takich samych pozy­cjach jak poprzednio. Wyglądali zupełnie tak, jakby na coś czekali. W otępiałym umyśle zbiega zaczął wreszcie kiełkować niepokój. Na co czekają? Uniósł głowę ku niebu i już znał odpowiedź.
Na krawędzi otworu siedział mężczyzna, oświetlony blaskiem księży­ca. Cień częściowo skrywał jego twarz, ale można było dostrzec czar­ny, sumiasty wąs i błysk białych zębów; wyglądało, że człowiek ten się uśmiecha. W prawej dłoni trzymał latarkę, a w lewej nóż o wąskim, zakrzywionym ostrzu. Widząc uniesioną głowę chłopaka, mężczyzna włączył latarkę i zsunął się do wnętrza jaskini.