Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Alan Niester z tygodnika Rolling Stone napisa: ,,Lw-ks' Tongues In Aspic" nie Jest plyt do taca, wybijania rytmu i nawet nie stanowi dobrego podkadu do ^mywania naczy...Z całą stanowczością twierdzę, że z owego organu wywodzą się wszystkie czynności kobiety i wszystkie jej zachowania, które mogą przypominać uczucia u...Rada Konstytucyjna, dokonujca kontroli konstytucyjnoci ustaw, stana na stanowisku, e niezalenie od ewolucji, jak prawo wasnoci37 C... CZĘŚĆ SZÓSTA ROZWINIĘCIERozdział ten stanowi dodatkowy komentarz, odnoszący się zarówno do jogi śnienia, jak i jogi snu, aby...Czowiek wyania si z historii, yje w jej onie, stanowi jej centrum i sam jest histori...Osobną grupę stanowią tutaj testy projekcyjne, polegające na nieświadomym przenoszeniu własnych emocji, postaw, nastawień przy interpretowaniu materiału...jeśli nie usuniemy jego otoczki (ramki) będącej rezultatem wstawienia tego elementu w odsyłacz (znacznik <a>) albo po prostu stanowiącej część...Stanowisko wszystkich fizyków, których poglądy omówiliśmy powyżej, najlepiej można scharakteryzo­wać powołując się na dyskusję, która w swoim...Czy duchy, które walczyły ze sobą za życia, uważają się jeszcze po śmierci za nieprzyjaciół i czy są jeszcze przeciwko sobie nawzajem za­wzięte, jak za...Wymienione cechy grup terrorystycznych stanowi o ich atrakcyjnoci przede wszystkim dla osb niezadowolonych z siebie, le zaadaptowanych we202wasnych...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Kiedy już się tam ulokował, wciągnął do góry kaem, napełnił lejek nabojami i położył broń przed sobą, opierając ją mocno na nóżkach. Starannie wymierzył celownik w niewielką grupę na wzgórzu, po czym odwrócił głowę i pomachał ręką.
Tozier odpowiedział mu i skinął na Folleta.
– Weź ten rozpylacz, który przyniósł Tom, i leć z powrotem do najbliższego zakrętu. Jeśli tylko coś się tam poruszy, strzelaj. Follet wskazał na moździerz.
– A co z tym?
– Nick i ja damy sobie radę. Nie będzie żadnej kanonady – mamy tylko sześć pocisków. Idź już. Chciałbym być spokojny, że ktoś mnie od tyłu ubezpiecza.
Follet skinął głową, wziął do ręki erkaem i pośpiesznie się oddalił. Tozier odczekał dwie minuty, po czym dał znak Metcalfe’owi. Ten wykonał kilka ruchów ramionami, żeby je rozluźnić, przyłożył policzek do kolby i spojrzał przez celownik. Zobaczył wyraźnie pięciu mężczyzn. Nacisnął delikatnie spust i śmiercionośne pociski pomknęły w kierunku wzgórza z prędkością dwóch i pół tysięcy stóp na sekundę. Z tej odległości nie mógł chybić. Przesuwał powoli karabin, kosząc gradem kul wierzchołek wzgórza i w pewnej chwili nie ujrzał już tam nikogo.
Przerwał ogień i czekał, aż coś się zdarzy. Poruszając się bardzo wolno, wysunął rękę i wrzucił do lejka garść naboi. Ta pierwsza długa seria kosztowała go ogromną ilość amunicji. Zlustrował uważnie wzgórze, nie dostrzegł tam jednak żadnego ruchu.
Dwukrotnie rozległ się wystrzał z karabinu, ale obie kule chybiły. Ktoś strzelał na oślep. Cekaem ustawiono na przyczółku w taki sposób, żeby kontrolował otwartą przestrzeń przed wejściem do wąwozu. Najwyraźniej nikt nie wziął pod uwagę, że atak może nastąpić od tyłu, potrzebowali więc trochę czasu na reorganizację. Uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją na myśl o szaleńczych wysiłkach, jakie niewątpliwie czyniono po drugiej stronie wzgórza. Przerażenie tych ludzi też musiało być niemałe.
Karabin znowu wypalił dwa razy z rzędu i Metcalfe doszedł do wniosku, że strzelają dwie różne osoby. Miał ściągnąć na siebie ogień, postanowił więc podrażnić przeciwnika. Ponownie nacisnął spust i wypuścił oszczędną krótką serię pięciu pocisków. Tym razem odpowiedział mu ciągły ogień cekaemu i grad kul, uderzających o skały na lewo od niego, trzydzieści jardów w bok i dziesięć w dół.
Nie zauważył, skąd strzelano, wypuścił więc kolejną krótką serię, która ponownie wywołała odzew. Tym razem ich zlokalizował. Przenieśli cekaem na drugą stronę wzgórza i ukryli go za stosem kamieni, mniej więcej w połowie wysokości zbocza. Dał znak Tozierowi, który pochylił się, aby nastawić moździerz.
Tozier pociągnął za sznur i moździerz wypalił. Warren zobaczył na tle nieba cienką smugę dymu, kiedy pocisk zatoczył łuk i zniknął z pola widzenia, natomiast Tozier patrzył już w kierunku Metcalfe’a, aby dowiedzieć się o wynik próbnego strzału.
Mruknął z niezadowoleniem, gdy Metcalfe pokazał mu ręką jakieś skomplikowane znaki.
– O trzydzieści jardów za blisko – i dwadzieścia bardziej w lewo. – Zmienił kąt podniesienia i lekko przesunął moździerz, po czym ponownie go załadował. – Teraz powinno być lepiej. – Moździerz wystrzelił po raz drugi.
Kolejna bomba eksplodowała dokładnie na linii stanowiska cekaemu, ale za daleko. Jakiś człowiek rzucił się do ucieczki i Metcalfe z zimną krwią powalił go krótką serią na ziemię, po czym dał znak Tozierowi, by zredukował odległość.
„Są już na pewno ogłupiali z przerażenia” – pomyślał, ale natychmiast zmienił zdanie, gdyż cekaem odezwał się ponownie, i tuż pod jego stanowiskiem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wystrzeliły w górę fontanny ziemi, a nad głową przeleciały mu ze świstem odłamki skał. Musiał szukać schronienia, gdyż miejsce, w którym przed chwilą się znajdował, zasypał grad ołowiu, a uderzenia kul wytrąciły mu z ręki broń.
Ale trzecia bomba była już wówczas w powietrzu. Usłyszał jej wybuch i ogień cekaemu raptownie umilkł. Podniósł się i wyjrzał ostrożnie w kierunku wzgórza. Delikatna smuga dymu unoszącego się nad ziemią w ten bezwietrzny poranek wyznaczała miejsce upadku bomby – dokładnie na stanowisku cekaemu. Usłyszał za plecami przygłuszony huk, gdy moździerz ponownie wystrzelił i jeszcze jedna bomba upadła niemal w tym samym miejscu.
Odwrócił się i krzyknął: – Wystarczy! Już oberwali! – Potem zaczął schodzić po zboczu, pośliznął się i zjechał na dół, w końcu stanął jednak na nogi. Podbiegł do moździerza i powiedział zdyszany: – Ruszajmy w drogę, póki się nie otrząsną. Rozpieprzyli mi to twoje cacko, Andy.
– Już się wysłużyło – stwierdził Tozier, włożył w usta dwa palce i zagwizdał ostro jak uliczny włóczęga: – Johnny powinien to usłyszeć.
Warren pobiegł do landrovera i włączył silnik, a Metcalfe wskoczył na siedzenie obok niego.
– Ten Andy jest niesamowity – zagadnął. – Co za wspaniała kanonada! – Warren ruszył tak ostro, że Metcalfe’owi odskoczyła do tyłu głowa. – Ostrożnie, bo zrobi mi pan krzywdę!
Oba landrovery z rykiem silników wyjechały z wąwozu i minęły wzgórze, które spowijała nadal lekka mgiełka dymu. Follet siedział z tyłu pierwszego wozu, mając przygotowaną broń, okazało się to jednak zbyteczne. Nikt do nich nie strzelał, nie dostrzegli też żadnego ruchu. Warren zobaczył jedynie na skalistym zboczu trzy kupki łachmanów.
Metcalfe zdjął mikrofon.
– Przepuść nas, Andy. Znam drogę. Lepiej się pośpieszyć, zanim Ahmed odblokuje przejazd. Odbiór.
– Nie zrobi tego – stwierdził Tozier. – Nie żyje. Zderzył się z drzwiami. Odbiór.
– Niesamowite! – powiedział ze zdumieniem Metcalfe. – To był ukochany syn starego. Tym bardziej należy się śpieszyć. Fahrwaz będzie żądny zemsty. Im szybciej wydostaniemy się z tego kraju, tym lepiej. A to znaczy, że musimy pędzić do Mosulu na międzynarodowe lotnisko. Zjedźcie na bok – wyprzedzamy was. Bez odbioru.
Odłożył mikrofon i powiedział:
– Doktorze, jeżeli chce pan jeszcze leczyć ludzi, zamiast ich zabijać, niech się pan modli, żeby ten gruchot nie nawalił, zanim miniemy As-Sulajmanija. Naprzód, doktorze – i to prędko!
9
Dwa dni później wylądowali na międzynarodowym lotnisku Khaldeh w Libanie i pojechali taksówką do Bejrutu. Landrovery pozostały w Mosulu pod opieką jednego z podejrzanych przyjaciół Metcalfe’a. Wysłużyły się już i nie były im więcej potrzebne.