Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
— Ach, tak. Nie pokazywałem go waszej królewskiej mości, bo to gmach
parlamentu. Ponieważ w waszym państwie nie ma ludowładzt-wa, sądziłem,
że nie będzie ciekawe.
— A ja bym bardzo chciał ten... ten... parlament zobaczyć. Maciuś nie
zrozumiał, o czym król mówił, i pomyślał znów: „To dziwne: co robili
królowie sto, dwieście i tysiąc lat temu — tyle mnie uczyli, a nie uczą jakoś,
co robią królowie i jacy są teraz. Gdybym ich znał dawniej, może nie
doszłoby wcale do wojny".
Król znów zaczął grać na skrzypcach, a Maciuś, Helcia i Stasio słuchali.
— Dlaczego wasza królewska mość gra tak smutnie?
— Bo życie jest niewesołe, mój przyjacielu. A już chyba najsmutniejsze jest
życie króla.
— Króla — zdziwił się Maciuś — a tamci tacy weseli.
— I oni są smutni, kochany Maciusiu, tylko przy gościach udają, bo taki jest
zwyczaj, bo tak każe etykieta. Jakże mogą być weseli królowie, którzy
przegrali dopiero co wojnę?
— Ach, to dlatego się martwi wasza królewska mość.
— Ja najmniej z nas trzech. Ja nawet jestem zadowolony.
— Zadowolony? — jeszcze bardziej zdumiał się Maciuś.
— Tak, bo nie chciałem tej wojny.
— Więc po co było wojować?
— Musiałem, nie mogłem inaczej.
„Dziwny jakiś król — pomyślał Maciuś — nie chce wojować, a wypowiada
wojnę, i cieszy się, że przegrywa; zupełnie dziwny król".
— Wygrana wojna to wielkie niebezpieczeństwo — mówił król jakby do
siebie. — Najłatwiej zapomnieć wtedy, po co się jest królem.
— A po co się jest królem? — naiwnie zapytał się Maciuś.
— Przecież nie po to, żeby nosić koronę, tylko żeby dać szczęście ludności
swego państwa. A jak dać szczęście? Wprowadza się różne reformy.
„Oho — to ciekawe" — pomyślał Maciuś.
— A reformy — to najtrudniejsze, tak, to najtrudniejsze.
I tym razem tak smutnie zagrały skrzypce, jakby płakały, jakby się stało
nieszczęście.
Długo w noc rozmyślał Maciuś. Przewracał się z boku na bok, a w uszach
śpiewała mu smutna pieśń skrzypiec.
„Jego się zapytam. On mi poradzi. To musi być dobry człowiek. Jestem
królem-reformatorem, a nie wiem, co to są reformy. A on mówi, że to takie
trudne".
To znów myślał:
„Może on kłamie. Może oni się umówili między sobą, żeby ten właśnie trzeci
dał mi do podpisania jakiś akt".
Bo nieraz już dziwiło Maciusia, dlaczego nic nie mówią z nim ani o pożyczce,
ani o niczym. Przecież królowie zjeżdżają się, żeby mówić o polityce, o
różnych ważnych rzeczach. A oni nic. Myślał, że nie chcą z nim mówić, bo
mały. Wiec dlaczego znów ten trzeci rozmawia z nim jak z dorosłym?
Maciuś polubił smutnego króla, ale mu nie ufał. Bo królowie wcześnie uczą
się być nieufni.
Chcąc prędzej usnąć, zaczął Maciuś sobie nucić półgłosem najsmutniejszą
piosenkę, gdy nagle usłyszał kroki w sąsiednim pokoju.
„Może mnie chcą zabić?" — przemknęło mu przez głowę, bo słyszał i o takich
wypadkach, gdy królów wciągano w zasadzki, żeby ich skrytobójczo
zgładzić. Może by mu to nie przyszło do głowy, gdyby długie rozmyślania i ta
żałobna pieśń nie rozdrażniły go bardzo.
I Maciuś szybko nacisnął guzik elektrycznej lampy. Po czym rękę wsunął
pod poduszkę, gdzie miał rewolwer.
— Nie śpisz, Maciusiu? To był król.
— Nie mogę zasnąć.
— Więc i małym królom ciemne myśli spędzają sen z powiek? — z
uśmiechem powiedział król siadając przy łóżku.
I nic nie mówił więcej, tylko patrzył.
I Maciuś przypomniał sobie, że tak patrzył na niego często jego ojciec.
Maciuś nie lubił wtedy, gdy ojciec tak patrzył. A teraz było mu przyjemnie.
— Tak, tak, Maciusiu, bardzo się zdziwiłeś, kiedy ci powiedziałem, że nie
chciałem z tobą wojować, a wojowałem. Bo ty myślisz jeszcze, że królowie
mogą robić, co chcą.
— Wcale tak nie myślę. Wiem, że nam wiele rzeczy każe robić etykieta, a
wiele — prawo.
— Ach, więc wiesz. Tak, my sami wydajemy złe prawa, a potem musimy się
do nich stosować.
— A czy nie można dobrych praw wydawać?
— Można, trzeba. Młody jesteś, Maciusiu. Ucz się i wydawaj dobre, mądre
prawa.
I król wziął rękę Maciusia, położył na swojej ręce, tak jakby porównywał
swoją dużą z Maciusiową małą, potem pogłaskał ją jakoś bardzo czule,
nachylił się — i pocałował rękę Maciusia.
Maciuś się strasznie zawstydził, a król zaczął mówić prędko i cicho:
— Słuchaj, Maciusiu. Mój dziadek dał ludowi wolność, ale nie było dobrze.