Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Psychoterapeuta zakłada, iż możliwość bycia w związku z innymi jest potencjalnie
obecna w każdym człowieku — a więc także w mutystycznym katatoniku. Nawią-
zanie kontaktu z „ja prawdziwym" schizofrenika w danym momencie może być
trudne, ograniczone, ale w przyszłości możliwe.
Dla ilustracji przebiegu psychoterapii Laing podaje opis leczenia 26-letniej
pacjentki, której choroba rozpoczęła się w 17. roku życia. Na początku terapii
pacjentka izolowała się od otoczenia, demonstrowała chłód i podejrzliwość. Wy-
stępowały u niej halucynacje wzrokowe i słuchowe. Często popadała w stupor. Na
cudzą presję reagowała złością. Niekiedy pojawiały się u niej stany silnego pobu-
dzenia.
Zachowanie schizofreników zwykle jest dla innych niezrozumiałe. Większo-
ści ludzi dziwaczne wydaje się to, co pacjenci mówią i robią. Formalne cechy ich
języka są dla nas „dziwaczne", odzwierciedlają bowiem inną niż nasza własna
strukturę doświadczeń. Występuje u nich rozdarcie tam, gdzie spodziewamy się
spójności i odwrotnie. Trudności te są zazwyczaj zwielokrotnione przy pierwszych
kontaktach z pacjentem, ponieważ celowo stosuje on wieloznaczność jako osłonę,
za którą się kryje. Możliwość bycia zrozumianym jest dla niego zagrażająca, choć
335
właśnie zrozumienia pragnie on najbardziej. Zewnętrzne zachowanie schizofrenika
jest celowo stawianą przez niego zagadką. Zachowując się w ten sposób, jest on
bezpieczny, niezależnie od tego, co robiono by z jego ciałem (elektrowstrząsy,
iniekcje itp.).
Pacjent pragnie zrozumienia i akceptacji od innych ludzi, ale zarazem chce,
aby zostawiono go w spokoju. Dlatego psychoterapeuta musi być uważny, wrażli-
wy, ostrożny — nie starać się dostać zbyt szybko zbyt blisko pacjenta.
Pacjentka—Joan stwierdziła, iż schizofrenicy starają się zadowolić terapeutę,
ale także odwrócić jego uwagę od spraw ważnych. Umieją wyczuć, który terapeuta
chce im pomóc i potrafi to zrobić. Zastygają w bezruchu, śmieją się, gdy widzą
terapeutę nie będącego w stanie im pomóc.
Według Lainga potwierdza to pogląd Junga, iż pacjent przestaje być schizo-
frenikiem, kiedy spotka kogoś, przez kogo czuje się zrozumiany, wówczas wiele
jego „dziwaczności" i przejawów choroby zanika.
Joan mówiła, że gdy spotkała swojego terapeutę, czuła się jak wędrowiec,
który zgubił się w kraju, gdzie nie znają jego języka, „Wędrowiec taki czuje się
zagubiony, bezbronny, samotny, nie wie, dokąd ma iść. Nagle spotyka znajomego,
który zna jego język. Jeśli nawet nieznajomy nie wie, dokąd ma iść, to wędrowiec
czuje się lepiej, gdy drugi człowiek zna jego problem i zdaje sobie sprawę, jak źle
można się z nim czuć. Jeżeli nie czujemy się samotni, nie jest tak beznadziejnie.
Daje to życie i wolę walki. Wariowanie jest jak zły sen — próbujemy wołać
0 pomoc, ale żaden głos nie wydobywa nam się z gardła. Nikt nie słyszy, nie
rozumie. Gdy ktoś nas usłyszy, to tym samym pomoże się obudzić."
Głównym czynnikiem integrującym pacjenta, pozwalającym na połączenie
części, z których się składa jego „ja", jest miłość terapeuty. To jest dopiero początek
psychoterapii. Pacjent może pozostać psychotyczny, choć nie musi się to przejawiać
na zewnątrz. Schizofrenik stara się upewnić, że jest żywy, co jest możliwe, dzięki i
temu, iż jest przez drugą osobę spostrzegany. Joan mówiła, iż pacjenci krzyczą i
1 rzucają się, kiedy nie są pewni, że terapeuta ich widzi. „Jest okropnym uczuciem .
zdawać sobie sprawę z tego, iż terapeuta nie widzi ciebie prawdziwego, nie rozumie
jak się czujesz — ma własne poglądy na ten temat. Może to dać poczucie, że jest 1
się niewidzialnym lub że się w ogóle nie istnieje. Nieraz trzeba zrobić awanturę, j
aby terapeuta zareagował na nas, a nie na swoje pomysły na nasz temat."
Integracja może się zacząć od nawiązania kontaktu z „prawdziwym ja", której
jest pełne nienawiści i destruktywności, niszczyło dotychczas wszystko, do czego]
się zbliżyło. Ilustruje to następująca wypowiedź Joan. „Najpierw musi przyjść!
nienawiść. Pacjent nienawidzi terapeutę za to, że znów otwiera ranę, a także siebie!
— ponieważ pozwolił na to, aby ponownie go dotknięto. Terapeuta musi być na]
tyle zainteresowany pacjentem, aby został przy nim mimo tej nienawiści. Jeśj
przeżywamy nienawiść, możemy być żywi, a nie zimni i martwi. Pacjent z powo
nienawiści nie może doznawać poczucia winy. Terapeuta musi być pewien, że l
prawo wejść w problemy pacjenta tak, jak rodzic wie, że wolno mu wejść do poko
dziecka. Pacjent boi się własnych problemów, bo pamięta, że go zniszczyły. Czu
336
się winny, gdy pozwala terapeucie ich dotknąć —jest przekonany, że zniszczą one
także jego. Terapeuta nie powinien prosić o pozwolenie, aby pacjent nie miał
poczucia winy, że uwikłał go we własne problemy."
Pacjent czuje się bezpieczny, gdy jest całkowicie pewny, że terapeuta rozumie,
czego mu potrzeba i może tego dostarczyć. „Ja" pacjenta jest głodne, pragnie
pożywienia. Joan mówiła o tym w następujący sposób. „Możesz odczuć ogromny
głód niektórych ludzi, którzy zabraniają ci nakarmienia ich. Jest niewypowiedzia-
nym cierpieniem widzieć, jak podawana ci jest z miłością pierś, a zarazem wie-