Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Zedd przeszedł tam i z powrotem przez
niewidzialną zaporę. Stanął dokładnie tam, gdzie się znajdowała.
1164
— Wróć na poczÄ…tek mostu, a potem podejdź do mnie. Richard ruszyÅ‚ przed siebie; czuÅ‚, jak mu roÅ›nie guz na czole. Kahlan zeskoczyÅ‚a z konia, stanęła przy czarodzieju,
również Brophy podszedł bliżej, żeby sprawdzić, co się dzieje. Tym razem chłopak
szedł z wysuniętymi przed siebie rękami.
Zanim przebyÅ‚ poÅ‚owÄ™ drogi, znów dotknÄ…Å‚ twardego muru — nie mógÅ‚ iść dalej
i szybko cofnął dłonie, unikając budzącego niemiłe sensacje dotyku.
— Do licha! — Zedd potarÅ‚ brodÄ™.
Podeszli do Richarda, skoro on nie mógł podejść do nich. Starzec znów go popro-
wadził. Chłopak dotknął ściany i cofnął się nieco. Czarodziej ujął lewą dłoń Richarda
i polecił:
— Dotknij muru drugÄ… dÅ‚oniÄ….
Chłopak spełnił polecenie, lecz niemiłe sensacje wkrótce go skłoniły do cofnięcia
ręki. Zedd zdawał się je wyczuwać poprzez niego. Teraz już wszyscy stali na moście.
Każde dotknięcie owej ściany przesuwało ją trochę w stronę, z której przyszli.
— Do licha! I jeszcze raz do licha!
— Co to takiego? — spytaÅ‚ Richard.
1165
Zedd łypnął na Kahlan i Chase’a, a potem powiedział:
— Urok na Poszukiwacza.
— Co to za urok na Poszukiwacza?
— To urok narysowany przez tego przeklÄ™tego malarza, Jamesa. NarysowaÅ‚ go wo-
kół ciebie i twoje pierwsze dotknięcie uaktywniło ów urok. Zamyka się wokół ciebie
jak pułapka. Jeżeli cię stąd nie wyciągniemy, to wkrótce cię oblepi i nie będziesz się
mógł ruszyć.
— I co wtedy?
— Jego dotkniÄ™cie jest toksyczne. Jeżeli ciÄ™ oplecie jak kokon, to albo ciÄ™ zmiażdży,
albo zatruje.
— Musimy zawrócić. — Kahlan zÅ‚apaÅ‚a Zedda za rÄ™kaw, w oczach miaÅ‚a przeraże-
nie. — Musimy go odczarować!
— Pewno, że musimy. — Starzec uwolniÅ‚ rÄ™kÄ™. — Znajdziemy rysunek i wymażemy
go.
— Wiem, gdzie sÄ… Å›wiÄ™te groty. — Dziewczyna wÅ‚ożyÅ‚a nogÄ™ w strzemiÄ™, uchwyciÅ‚a
się brzegu siodła.
1166
— Nie mamy czasu do stracenia. — Czarodziej rozejrzaÅ‚ siÄ™ za swoim koniem. —
W drogÄ™.
— Nie — powiedziaÅ‚ Richard.
Tamci, zdziwieni, odwrócili się jak na komendę.
— Musimy, Richardzie — przekonywaÅ‚a Kahlan.
— Ma racjÄ™, chÅ‚opcze. Nie mamy innego wyjÅ›cia.
— Nie. — ChÅ‚opak popatrzyÅ‚ na ich zaskoczone i wystraszone twarze. — WÅ‚aÅ›nie
tego się spodziewają. Tego chcą. Sam powiedziałeś, że ów malarz nie może rzucić uroku
na ciebie ani na Kahlan. No to rzuciÅ‚ urok na mnie, sÄ…dzÄ…c, że to nas wszystkich Å›ciÄ…gnie z powrotem. SzkatuÅ‚a jest zbyt ważna. Nie możemy ryzykować. — Richard spojrzaÅ‚ na
Kahlan. — Powiedz mi, gdzie sÄ… te groty, a Zedd mi powie, jak wymazać urok.
Dziewczyna złapała wodze swojego konia i konia Richarda i poprowadziła wierz-
chowce.
— JadÄ™ z tobÄ…. Zedd i Chase wystarczÄ… do ochrony szkatuÅ‚y.
1167
— Nie, nie jedziesz! Sam pojadÄ™. Mam miecz do obrony. Najważniejsza jest szkatuÅ‚a. To jÄ… musimy przede wszystkim ochraniać. Powiedzcie mi tylko, gdzie sÄ… te groty
i jak sobie poradzić z urokiem. Dogonię was, gdy to załatwię.
— Wydaje mi siÄ™, Richardzie. . .
— Nie! Tu chodzi o powstrzymanie Rahla PosÄ™pnego, a nie o któregoÅ› z nas! To nie
prośba, to rozkaz.
Musieli usłuchać.
— Powiedz mu, gdzie sÄ… groty — przykazaÅ‚ dziewczynie Zedd.
Kahlan gniewnie podała starcowi wodze swojego konia i złapała patyk. Narysowała
na ziemi mapkę, objaśniając:
— Tu jest Callisidrin, tu most. Tu droga, a tam Tamarang i zamek. — PrzeciÄ…gnęła
liniÄ™ drogi na pomoc, za miasto. — Na północny wschód od miasta, wÅ›ród wzgórz,
płynie strumień. Przepływa pomiędzy dwoma bliźniaczymi pagórkami. Wznoszą się
one jakąś milę na południe od niewielkiego mostka. Mają urwiste strome ściany od
strony strumienia. W urwisku po północno-wschodniej stronie znajdują się święte groty.
To tam malarz maluje swoje uroki.
1168
Zedd wziął od niej patyk, odłamał dwa kawałki długości palca. Jeden z nich poturlał
w dłoniach.
— Masz. To wymaże urok. Nie mogÄ™ ci tak na Å›lepo powiedzieć, którÄ… część rysun-
ku trzeba wymazać, ale powinieneś się sam domyślić. Na tym polega rysowany czar;
musisz siÄ™ domyÅ›lić znaczenia malunku, inaczej nie zadziaÅ‚a. — Ów kawaÅ‚ek patyczka
już nie wyglądał jak drewno, był miękki i lepki. Richard włożył go do kieszeni. Zedd
poturlał w dłoniach drugi kawałek drewienka. Podał chłopakowi. I to już nie był paty-
czek. StaÅ‚ siÄ™ czarny, niemal jak wÄ™giel drzewny, i twardy. — A tym możesz rysować
na uroku i zmienić go, jeśli będziesz musiał.
— Jak zmienić?
— Nie mogÄ™ powiedzieć bez zobaczenia malunku. Sam musisz osÄ…dzić. Spiesz siÄ™.
Ale dalej myślę, że moglibyśmy. . .
— Nie, Zeddzie. Wszyscy wiemy, do czego jest zdolny Rahl PosÄ™pny. To nie któreÅ›
z nas jest ważne, a szkatuÅ‚ka. — SpojrzaÅ‚ staremu przyjacielowi gÅ‚Ä™boko w oczy. —
Dbaj o siebie. I o Kahlan. — PopatrzyÅ‚ na Chase’a. — Zabierz ich do Michaela. On le-
piej ochroni szkatuÅ‚Ä™ niż my. I nie czekajcie na mnie, nie ociÄ…gajcie siÄ™. DogoniÄ™ was. —
1169
Richard spojrzaÅ‚ twardo na strażnika. — I żeby żadne z was po mnie nie wracaÅ‚o, jeÅ›li siÄ™ nie zjawiÄ™. Po prostu zabierzcie stÄ…d szkatuÅ‚Ä™. Jasne?
Chase spojrzał nań poważnie.
— Jasne.
Powiedział chłopakowi, jak znaleźć wojska westlandzkie w górach Rang Shada.
Richard popatrzył na Kahlan.
— Dbaj o Siddina. I nie martw siÄ™, szybko do was wrócÄ™. Ruszajcie już.
Zedd dosiadł konia. Kahlan podała czarodziejowi Siddina.