ďťż
Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.W porcie spotkało ich ciepłe powitanie ze strony matki Tada­shiego, Ko i Sumiko...Cuchnęło tam znacznie bardziej, niż się spodziewałem...5zewnętrznych polskie rolnictwo - podobnie jak intensywne rolnictwo europejskie - mo­że takiej konkurencji nie wytrzymać w długim okresie, liczyć się trzeba...- Hanie...Może się to wydawać dziwne, ale z tego punktu widzenia wcale nie jest łatwo wymienić składniki nerwicy...йаНканскиП пмкрајинама пмстаје вишо нмсилац грчке културе...Wyraz twarzy jest szczególnie ważny, jak widzieliśmy to już w poprzednich rozdziałach, jako podstawowa forma wizualnego porozumiewania się u naszego gatunku...- Za szybko...Sara pokręciła głową...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Na lawendowš bawełniana koszulę włożyła kombinezon poplamiony farbš,
a do tego bršzowe buty turystyczne o podeszwach umazanych farbš olejnš.
Ludzie zawsze mówili Clary, że wyglšda zupełnie jak matka, ale one nie dostrzegała
podobieństw. Tylko figury miały identyczne: obie szczupłe, o małych piersiach i wšskich
biodrach. Clary wiedziała, że nie jest taka piękna jak Jocelyn. Żeby uchodzić za pięknoœć,
trzeba być smukłš i wysokš. Dziewczyna niska, mierzšca niewiele ponad pięć stóp wzrostu,
może co najwyżej liczyć na okreœlenie ładna. Nie œliczna czy piękna, tylko ładna. A jeœli
dorzucić do tego marchewkowe włosy i piegowatš twarz, jest jak Reggedy Ann przy lalce
Barbie.
Jocelyn miała wdzięczny nawet sposób chodzenia i na ulicy większoœć osób
odwracało się, żeby na niš popatrzeć. Clary natomiast potykała się o własne stopy. Ludzie
odwrócili się za niš tylko raz, kiedy przeleciała obok nich, spadajšc ze schodów.
- Dziękuje, że wniosłeœ pudła - powiedziała Jocelyn, uœmiechajšc się do przyjaciela.
Kiedy Luke nie odwzajemnił uœmiechu żołšdek Clary wykonał lekki podskok;
najwyraŸniej coœ się działo. - Przepraszam, że tyle czasu zabrało mi znalezienie miejsca
parkingowego. W parku jest chyba z milion ludzi…
- Mamo? - przerwała jej córka. - Po co sš te pudła?
Jocelyn przygryzła wargę. Luke ponaglił jš, wskazujšc wzrokiem na Clary. Matka
nerwowym ruchem odgarnęła pasmo włosów za ucho i usiadła obok niej na sofie.
Z bliska Clary zobaczyła, jak bardzo matka jest zmęczona. Pod oczami miała wielkie
sińce, wargi blade z niewyspania.
- Chodzi o zeszłš noc? - zapytała Clary.
- Nie - rzuciła Jocelyn poœpiesznie, ale po chwili wahania przyznała: - Może trochę.
Nie powinnaœ postępować tak jak wczoraj, sama wiesz.
- Już przeprosiłam. O co chodzi? Mam szlaban?
- Nie masz szlabanu. - W głosie matki brzmiało wyraŸne napięcie. Spojrzała na
Luke’a, ale on pokręcił głowš.
- Powiedz jej, Jocelyn.
- Możecie nie rozmawiać ze sobš tak, jakby mnie tu nie było? - rozgniewała się Clary.
- Dowiem się wreszcie, o co chodzi? Co masz mi powiedzieć?
Jocelyn westchnęła ciężko.
- Jedziemy na wakacje. Twarz Luke’a była bez wyrazu, jak odbarwione płótno.
- Więc w czym rzecz? - Clary pokręciła głowš i oparła się o poduszkę. - Jedziecie na
wakacje? Nie rozumiem, o co tyle zamieszania?

- Rzeczywiœcie nie rozumiesz, miałam na myœli, że jedziemy na wakacje wszyscy
troje: ty, ja i Luke. Na farmę.
- Aha. - Clary spojrzała na Luke’a, ale on wyglšdał przez okno, z zaciœniętymi ustami
i rękoma skrzyżowanymi na piersi. Ciekawe, co go tak zdenerwowało. Przecież uwielbia starš
farmę północnej częœci stanu Nowy Jork. Sam jš kupił, odremontował przed dziesięciu laty i
jeŸdził tak kiedy tylko mógł. - Na jak długo?
- Do końca lata - odparła Jocelyn. - Przyniosłam pudła na wypadek, gdybyœ chciała
spakować jakieœ ksišżki, przybory do malowania…
- Do końca lata? - Wzburzona Clary usiadła prosto. - Nie mogę mamo. Mam swoje
plany. Ja i Simon postanowiliœmy wydać przyjęcie na powitanie szkoły, umówiłam się na
spotkania ze swojš grupš artystycznš i zostało mi jeszcze dziesięć lekcji u Tisch…
- Przykro mi z powodu Tisch. A pozostałe rzeczy można odwołać. Simon zrozumie,
twoja grupa też.
Clary usłyszała ton nieustępliwy w głosie matki i zrozumiała, że mówi poważnie.
- Ale ja zapłaciłam za te lekcje. Oszczędzałam przez cały rok! Sama obiecałaœ. -
Odwróciła się do Luke’a. - Powiedz jej! Powiedz jej, że to jest niesprawiedliwe!
Luke nie odwrócił się od okna, ale mięsień na jego policzku drgnšł.
- Ona jest twojš matkš. To jej decyzja.
- Nie przyjmuję takiego tłumaczenia. - Clary zwróciła się do matki: - Dlaczego?
- Muszę się stšd wyrwać . - Kšciki ust Jocelyn drżały. - potrzebuje spokoju i ciszy,
żeby malować. I z pieniędzmi ostatnio jest krucho…
- Więc sprzedajmy trochę akcji taty - podsunęła gniewnym głosem Clary. - Zwykle tak
robisz, prawda ?
- To nie fair - żachnęła się matka.
- Posłuchaj, jeœli chcesz jechać, jedŸ. Ja tu zostanę. Mogę pracować w Starbucksie
albo gdzie indziej. Simon mówił, że tam zawsze przyjmujš. Jestem wystarczajšco dorosła,
żeby zadbać o siebie…
- Nie! - Ostry ton Jocelyn sprawił, że Clary aż podskoczyła. - Oddam ci pienišdze za
lekcje rysunku, ale jeŸdzisz z nami. Nie masz wyboru. Jesteœ za młoda, żeby zostać sama.
Mogło by ci się coœ stać.
- Na przykład co? Co mogłoby mi się stać ?