Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
.. „Śmigacz"... silniki nie działają... stos nie... baterie straciły moc... nie nią odległość. Nie zamierzał ryzykować, a obawiał się, że mógłby zderzyć się ze „Śmi-mogę... już po mnie, kochanie... Trzymaj się jak najdalej...
gaczem Rubieży". „Sokół Millenium" był frachtowcem i w zasadzie nie nadawał się do Han dosadnie zaklął.
wykonywania karkołomnych ewolucji. Co prawda, Han nabrał takiej wprawy w pilo-
- Nie! - ryknął do mikrofonu. - Sallo, posłuchaj! Zrób dokładnie to, co ci powiem!
towaniu, że potrafił wykonywać najbardziej nieprawdopodobne manewry. Obawiał się To prawda, że „Śmigacz Rubieży" jest skazany na zagładę, ale ty możesz się uratować, jednak, czy potrafi zbliżyć się do samotnej istoty ludzkiej, odzianej w próżniowy kom-Sallo! Masz tylko kilka minut, by opuścić pokład statku! Czy kiedy wyskakiwałaś z binezon, na tak małą odległość, żeby pochwycić ją i wciągnąć na pokład, a zarazem nie nadprzestrzeni, twoja kapsuła ratunkowa była przygotowana do wystrzelenia?
wpaść w obszar oddziaływania magnetycznego pola plazmy. Manewr był tak ryzykow-
- ...potwierdzam, Hanie... kapsuła do niczego... nie mogę wystrzelić...
ny, że Han wolałby nie martwić się jeszcze i o to, czy przypadkiem jego „Sokół" nie A zatem stało się to, czego się obawiał. Kapsuła ratunkowa nie nadawała się do roztrzaska się o burtę „Śmigacza Rubieży".
użycia. Jej obwody elektroniczne stopiły się albo spaliły.
Upewnił się, że jego zmodyfikowany frachtowiec leci prawidłowym kursem.
Han przesunął językiem po spierzchniętych wargach.
Chwilę później sprawdził to ponownie. Musiał precyzyjnie przeprowadzić manewr.
- Mimo to... możesz się uratować, Sallo - ciągnął, wyraźnie i powoli wymawiając Wiedział, że nie będzie miał drugiej okazji. Powinien znaleźć się jak najbliżej, zanim każde słowo. - Lecimy do ciebie! Musisz tylko przedostać się do rufowej śluzy i wsko-Salla zbliży się do wstęgi niosącej śmierć plazmy. Przez krótką jak mgnienie oka chwi-Janko5
Janko5
101
A.C. Crispin
Trylogia Hana Solo – Tom III – Świt rebelii
102
lę wyobrażał sobie, co zrobi, jeżeli wciągnie na pokład „Sokoła" tylko zwęglone przez Han przełknął ślinę. Jak blisko - pomyślał, przerażony.
promieniowanie zwłoki. Siłą woli zmusił się, by skupić całą uwagę na pilotowaniu stat-Zmniejszył odległość do dwudziestu kilometrów. Uniósł głowę i za iluminatorem ku. Pomyślał, że chyba jeszcze nigdy w życiu nie usiłował wykonać trudniejszego i zobaczył podobny do mynocka kadłub „Śmigacza Rubieży".
bardziej brzemiennego w skutki manewru...
Gdzie też może być? - zastanawiał się, na ułamek sekundy przenosząc spojrzenie Kilka minut później, spływając potem, zaczai wprowadzać poprawki kursu. Zwolna nawigacyjną planszę. - Gdzież, u licha...
nił... po chwili jeszcze bardziej zwolnił... a po sekundzie czy dwóch znów zmniejszył
- Jest! - krzyknął nagle. - Janku, widzę ją na schemacie! Nie nawiązałem kontaktu prędkość. Nie ośmielił się wszakże całkowicie zastopować. Obawiał się, że wówczas wzrokowego, ale bądź czujny!
siła bezwładności mogłaby wepchnąć go w obszar działania magnetycznego pola...
Dokonał kilku drobnych korekt kursu, żeby osiągnąć dokładnie taką samą trajekto-Nie odrywał spojrzenia od ekranów sensorów. „Śmigacz Rubieży" dryfował zale-rię lotu. Salla zbliżała się teraz coraz szybciej... na tyle szybko, żeby lecieć po linii pro-dwie w odległości pięćdziesięciu kilometrów. „Sokół" powoli zbliżał się do niego.
stej, ale nie aż tak szybko, by ryzykować, iż utraci kontrolę nad pakietami i zacznie
- Jariku - odezwał się Han w pewnej chwili. - Nawiązałem kontakt wzrokowy ze koziołkować. Han musiał przyznać, że przemytniczką ma ogromne doświadczenie.
„Śmigaczem Rubieży". Przygotuj się.
- Jestem gotów, Hanie - odezwał się młodzieniec.
- Zrozumiałem - usłyszał w odpowiedzi. - Jestem gotów.
Chwilę później mruknął coś do siebie... czyżby słowa modlitwy? Han był zbyt zaCzy Salla zdołała ewakuować się w porę? - zastanawiał się Solo. Próbował nawią-
jęty czym innym, żeby zapytać. Odwrócił się do mikrofonu pokładowego interkomu.
zać z nią łączność, ale nadaremnie. Nie usłyszał odpowiedzi, ale to jeszcze o niczym
- Chewie, jesteś gotów? - zapytał. - Wziąłeś medyczny pakiet?
nie świadczyło. Istniało całkiem spore prawdopodobieństwo, że nadajnik komunikatora
- Hrnnnnnnggggghhh!
jej kombinezonu ma taką małą moc iż sygnał nie może się przedrzeć przez zakłócenia.
Han przyglądał się świetlistej plamce, ale od czasu do czasu zerkał w stronę bak-Tymczasem skazany na zagładę frachtowiec Salli nie przestawał rosnąć i na ekra-burty. Nagle...
nach skanerów, i w iluminatorach „Sokoła". Han zwolnił jeszcze bardziej. Bał się na-
- Widzę ją! - wykrzyknął. - Nawiązałem kontakt wzrokowy! Jariku, kiedy ci powet mrugnąć. Gdzie się podziewa? - myślał, starając się walczyć z ogarniającą go roz-wiem, wystrzelisz chwytak magnetyczny!
paczą. - Czy miała dość odwagi, by wyskoczyć?
Policzył w myślach od dziesięciu do zera, starając się zachowywać odstępy sekun-Doskonale wiedział, że nie może posądzać Salli o brak odwagi. Tyle że propozy-dowe. Trzy... dwie... jedna...
cja wyskoczenia ze śluzy statku i poszybowania w przestworza, na pewną - zdawałoby
- Ognia!
się - śmierć, mogła nawet najodważniejszego człowieka wprawić w przerażenie. Han Upłynęła pełna napięcia sekunda...
przygryzł wargę. Wyobraził sobie, jak Salla wyskakuje z rufowej śluzy w mrok prze-
- Mam ją! - zawołał Jarik. - Włączam wciągarkę!