Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.W stosunku do Willa krewni Michiko okazywali milczÄ…cÄ… pogardÄ™, widzieli w nim wroga, to byÅ‚o uwÅ‚aczajÄ…ce, ale bardziej zabolaÅ‚a go pogarda, z jakÄ… potraktowali...Dzisiaj jednak uniformizacja kultury w skali globalnej dokonuje siÄ™ bardziej pokojowo, wzory kulturowe przenoszÄ… siÄ™ przede wszystkim za poÅ›rednictwem mass...Przechodzc do bardziej szczegóBowych definicji zagro|eD, jakie stoj przed Federacj Rosyjsk, Koncepcja definiuje interesy narodowe paDstwa, czyli  [Na koszuli noszono sukniÄ™-kaftan, przy czym wypada rozróżnić dwie odmiany: zwykÅ‚Ä…, prostÄ… tunikÄ™ opadajÄ…cÄ… do poÅ‚owy Å‚ydek, i bardziej wymyÅ›lnÄ…, która...W inne dni, kiedy już nie mogliÅ›my bez siebie wytrzymać, szliÅ›my do któregoÅ› z bardziej odlegÅ‚ych kin: Ochoty, WisÅ‚y czy Feminy i tam jak para nastolatków...Wszystko zamiast rozjaÅ›niaÅ‚ siÄ™, jest jeszcze bardziej skomplikowane, ale w sekretariacie naszej szkoÅ‚y, po telefonie mojego ojca, który dostaÅ‚ ataku furii i...Uwzglêdniaj¹c te czynniki, strategiê polityczn¹ definiujê jako zbiór zracjonalizowanych decyzji powziêtych w oparciu o mniej lub bardziej formalne procedury...Nawet tak w oczywisty sposób czarno-biaÅ‚e rozróżnienia jak żywyzmartwy albo mÄ™skizżeÅ„ski okazujÄ… siÄ™, po bliższym zbadaniu, bardziej ciÄ…gÅ‚ym...PowracajÄ…ce sygnaÅ‚y dajÄ… trójwymiarowy obraz akustyczny, który pod pewnymi wzglÄ™dami jest bardziej zÅ‚ożony niż widzenie ludzkie...Rola pokrewieñstwa zdaje siê zreszt¹ znacznie wiêksza przy aktach pomocy typu wybór miêdzy ¿yciem a œmierci¹, ni¿ wybór komu wyrz¹dziæ drobn¹ przys³ugê...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Wszędzie walały się połamane meble, jakby Barnoch przed nadejściem murarzy pozamykał szafy, skrzynie i kredensy, oni zaś rozbili je wszystkie, by dobrać się do jego dobytku. Na kulawym stole dostrzegłem resztki wypalonej do cna świecy. Tłoczący się z tyłu ludzie pchali mnie naprzód, ja zaś ku swemu zdziwieniu stwierdziłem, ze staram się im oprzeć.
W głębi domu wybuchła wrzawa, zatupotały szybkie kroki, rozległ się krzyk, a zaraz potem dziki nieludzki wrzask.
- Mają go! - wykrzyknął ktoś za moimi plecami. Wiadomość szybko dotarła do tych przed chatą.
Z ciemnoÅ›ci wyÅ‚oniÅ‚ siÄ™ otyÅ‚y mężczyzna, wyglÄ…dajÄ…cy na maÅ‚orol­nego chÅ‚opa. W jednej rÄ™ce trzymaÅ‚ pochodniÄ™, w drugiej zaÅ› okuty kij.
- Z drogi! - zawoÅ‚aÅ‚ - Cofnąć siÄ™! Już go prowadzÄ…! Nie wiem, co spodziewaÅ‚em siÄ™ ujrzeć... Być może jakÄ…Å› zarosÅ‚Ä… brudem istotÄ™ o zlepionych wÅ‚osach. ZobaczyÅ‚em natomiast ducha. Barnoch musiaÅ‚ być kiedyÅ› bardzo wysoki, zachowaÅ‚ resztki wzrostu, tyle tylko, ze zgiÄ…Å‚ siÄ™ niemal wpół i szalenie wychudÅ‚, a skórÄ™ miaÅ‚ tak bladÄ…, iż wydawaÅ‚ siÄ™ lekko fosforyzować w ciemnoÅ›ci, jak to czasem czyni gnijÄ…ce drewno. ByÅ‚ zupeÅ‚nie Å‚ysy i pozbawiony zarostu. Jeszcze tego samego popoÅ‚udnia dowiedziaÅ‚em siÄ™ od pilnujÄ…cych go straż­ników, że wyrwaÅ‚ sobie wszystkie wÅ‚osy. Jednak najgorsze ze wszyst­kiego byÅ‚y oczy wytrzeszczone, chyba Å›lepe i równie czarne jak otchÅ‚aÅ„ jego rozdziawionych ust. OdwróciÅ‚em siÄ™, by na mego nie patrzeć, ale kiedy odezwaÅ‚ siÄ™, wiedziaÅ‚em na pewno, że to on.
- Będę wolny - powiedział. - Vodalus mnie ocali! Jakże żałowałem wtedy że ja także zaznałem życia w niewoli, gdyż jego glos przywiódł mi na pamięć owe straszliwe dni, które spędziłem w lochach pod Wieżą Matachina. I ja marzyłem o tym, by Vodalus mnie ocalił, oraz o rewolcie, która zmiecie precz cały zwierzęcy zaduch i degenerację, przywracając blask kulturze i cywilizacji dawnej Urth.
Jednak ocalenie zawdzięczałem nie Vodalusowi i jego armii cieni, lecz wstawiennictwu mistrza Palaemona - a także Drotte'owi, Roche'owi oraz jeszcze kilku przyjaciołom, którzy przekonali pozostałych braci, że zgładzenie mnie może okazać się zbyt niebezpieczne, postawienie zaś przed trybunatem ściągnie na konfraternię wieczną niesławę.
Barnoch nie mógÅ‚ liczyć na nic takiego. Ja, który powinienem być jego towarzyszem, miaÅ‚em napiÄ™tnować go rozpalonym żelazem, Å‚amać kotem, a wreszcie odrÄ…bać mu gÅ‚owÄ™. UsiÅ‚owaÅ‚em wmówić sobie, że, być może, dziaÅ‚aÅ‚ jedynie z chÄ™ci zysku, lecz w tej samej chwili cos metalowego - prawdopodobnie ostrze halabardy - ude­rzyÅ‚o w kamieÅ„, a ja usÅ‚yszaÅ‚em brzÄ™k otrzymanej od Vodalusa monety, którÄ… ukryÅ‚em pod posadzkÄ… zrujnowanego grobowca.
Czasem, kiedy nasze myÅ›li zajÄ™te sÄ… bez reszty wspomnieniami, oczy - bez udziaÅ‚u woli - potrafiÄ… wyÅ‚owić spoÅ›ród szczegółów jakiÅ› przedmiot, prezentujÄ…c go z ostroÅ›ciÄ… niemożliwÄ… do osiÄ…gniÄ™cia nawet przy udziale najwiÄ™kszego skupienia. Tak wÅ‚aÅ›nie staÅ‚o siÄ™ ze mnÄ…. WÅ›ród mrowia twarzy za drzwiami chaty dostrzegÅ‚em jednÄ…, zwróco­nÄ… ku górze i oÅ›wietlonÄ… przez sÅ‚oÅ„ce. ByÅ‚a to twarz Agnii.
Rozdział III
 
Zielony człowiek
 
Niezwykła chwila zdawała się trwać całą wieczność, jakbyśmy my dwoje, a także wszyscy, którzy nas otaczali, znajdowali się na jakimś obrazie Twarz Agii, moje szeroko otwarte oczy. Tak właśnie trwaliśmy wśród kolorowego tłumu wieśniaków. Potem poruszyłem się, a ona zniknęła. Popędziłbym za mą, gdybym mógł, ale minęło co najmniej sto uderzeń serca, zanim zdołałem przepchać się przez tłum i dotrzeć do miejsca, w którym ją ujrzałem.
Lecz jej tam już nie było, a wokół mnie, niczym wzburzona woda wokół łodzi, kłębiły się ludzkie ciała. Kiedy Bamoch znalazł się w pełnym blasku dnia, zaczął przeraźliwie wrzeszczeć. Klepnąłem w ramię jednego z górników i wykrzyczałem mu do ucha pytanie, ale okazało się, ze nie zwrócił uwagi na stojącą obok niego młodą kobietę i nie miał zielonego pojęcia, dokąd mogła pójść. Przez jakiś czas przypatrywałem się uważnie podekscytowanej gromadzie podążającej za więźniem, a kiedy nabrałem pewności że Agii tam me ma, zacząłem przeszukiwać teren jarmarku, zaglądając do namiotów i kramów, wypytując o nią kobiety, które przyjechały na festyn, aby sprzedać wonny kardamonowy chleb, oraz ich mężów, zachwalających mięso niedawno ubitych zwierząt.
 
* * *
Kiedy teraz opisujÄ™ te wydarzenia, powoli przÄ™dÄ…c nić cynobro­wego atramentu w Domu Absolutu, wszystko wydaje siÄ™ takie spo­kojne i uporzÄ…dkowane. Nic bardziej mylÄ…cego. ByÅ‚em zziajany i spo­cony, wykrzykiwaÅ‚em pytania, po czym pÄ™dziÅ‚em dalej, nawet nie czekajÄ…c na odpowiedź. Twarz Agii unosiÅ‚a siÄ™ przede mnÄ… jak senne widziadÅ‚o szerokie, pÅ‚askie policzki, Å‚agodnie zaokrÄ…glony podbró­dek, lekko piegowata, opalona skora i skoÅ›ne, rozeÅ›miane oczy o kpiÄ…cym spojrzeniu. Nie miaÅ‚em pojÄ™cia, po co siÄ™ tu zjawiÅ‚a. WiedziaÅ‚em tylko tyle, ze jest, i ze jej widok obudziÅ‚ we mnie bolesne wspomnienie jej krzyku.
- WidzieliÅ›cie kobietÄ™, tego wzrostu, z kasztanowymi wÅ‚osa­mi? - powtarzaÅ‚em w kółko niczym ów czÅ‚owiek na Polu Åšmierci, który wykrzykiwaÅ‚ „Cadroe z Siedemnastu Kamieni", aż wreszcie jego sÅ‚owa staÅ‚y siÄ™ równie pozbawione znaczenia jak Å›piew cykad.
- Tak. One wszystkie wyglÄ…dajÄ… tak samo.
- Nie wiesz jak siÄ™ nazywa?
- Kobietę? Oczywiście, że mogę sprowadzić ci kobietę.
- Gdzie ją zgubiłeś?
- Nie obawiaj się, na pewno ją znajdziesz. Festyn nie jest tak duży, żeby ktokolwiek mógł się na dobre zgubić. Nie umówiliście się na spotkanie w jakimś miejscu? Proszę, napij się trochę herbaty. Wyglądasz na bardzo zmęczonego.
Zacząłem grzebać w kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy.
- Nie musisz płacić, i tak mam duży ruch. No, chyba że koniecznie chcesz. Tylko jedno aes. Proszę.
Stara kobieta wrzuciła moją monetę do kieszeni fartucha - sądząc po odgłosie, musiała mieć tam mnóstwo identycznych - po czym nalała wrzącą herbatę do wypalonego kubka z gliny i podała mi go wraz z rurką z jakiegoś srebrnego metalu. Odsunąłem rurkę na bok.
- Jest czysta. Myję ją po każdym kliencie.
- Nie jestem przyzwyczajony.
- W takim razie uważaj, bo kubek Jest bardzo gorący. Szukałeś przy sądzie? Jest tam mnóstwo ludzi
- Tam, gdzie trzymają bydło? Tak.
Herbata przypominała smakiem herba mate, miała silny aromat i była odrobinę cierpka.
- Czy ona wie, ze jej szukasz?
- Chyba nie. Wątpię, czy mnie rozpoznała, nawet jeżeli mnie zauważyła. Ja… Jestem ubrany inaczej niż zwykle.