Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
(FAM. XIV 4)
stanu 10; gdyby nadal do nas należeli, byliby w dalszym
ciągu niewolnikami, z wyjątkiem niewielu. Lecz są ta
rzeczy mniejszej wagi.
5. Namawiasz mnie, abym był dobrej myśli i nie tracił
nadziei ratunku; pragnąłbym, aby można było mieć tę
nadzieję z pewnym uzasadnieniem. Nieszczęsny, kiedy
teraz otrzymam list od ciebie? Kto mi go przywiezie?
Oczekiwałbym go w Brundyzjum, gdyby mi na to pozwo-
lili żeglarze, lecz nie chcieli oni stracić pomyślnego wiatru.
Poza tym staraj się żyć, moja Terencjo, na możliwie od-
powiedniej stopie. Żyłem, kwitłem; zgubił mnie nie mój
błąd, lecz moja cnota. Nie popełniłem więc żadnego wy-
stępku prócz tego, że nie straciłem życia wraz z tym, co
je zdobiło. Lecz jeśli dla moich dzieci było lepiej, abym
żył, zniosę wszystko, choć jest nie do zniesienia. Lecz choć
staram się ciebie podtrzymać na duchu, sam siebie pod-
trzymać nie zdołam.
6. Odesłałem Klodiusza Filetajra11, wiernego człowie-
ka, ponieważ cierpiał na chorobę oczu. Salustiusz przewyż-
sza wszystkich swym oddaniem. Pesceniusz jest mi nie-
zmiernie życzliwy; mam nadzieję, że zawsze będzie miał
względy dla ciebie. Syka mówił, że będzie ze mną, lecz
opuścił mnie w Brundyzjum. Dbaj, jak możesz, o swoje
zdrowie i wiedz, że bardziej dręczą mnie twoje nieszczę-
ścia niż moje. Terencjo moja, najwierniejsza i najlepsza
żono, najdroższa moja córeczko i ty, mój Cyceronie, moja
jedyna nadziejo, bądźcie zdrowi. 29 kwietnia, Brundyzjum.
10 Cycero ma na myśli konfiskatę swego majątku: na ten
wypadek chciał wyzwolić swoich niewolników; ma jednak wąt-
pliwości, czy akt ten zostałby przez władze dokonujące konfi-
skaty uznany za ważny wobec prawa.
11 — ten i inni dalej wymienieni to zapewne jacyś wy-
zwoleńcy Cycerona.
32.
(Att. III 7)
Cycero do Attyka
Brundyzjum, 29 kwietnia r. 58
1. Przybyłem do Brundyzjum 17 kwietnia. Tegoż dnia
twoi niewolnicy oddali mi twój list, a na trzeci dzień inni
niewolnicy doręczyli mi znów inny twój list. Prosisz mnie
i namawiasz, abym się zatrzymał u ciebie w Epirze. Twoja
życzliwość jest mi niezmiernie miła i nie jest bynajmniej
dla mnie niespodzianką. Takie postanowienie byłoby dla
mnie wielce pożądane, gdyby wolno mi było przebywać
tam przez cały czas (nie znoszę teraz tłumnie uczęszcza-
nych miejsc, unikam ludzi, ledwie mogę patrzeć na świa-
tło dzienne — i ta samotność, zwłaszcza w tak znajomym
miejscu, nie byłaby mi przykra); lecz jeśli chodzi tylko
o podróż, abym się tam zatrzymał — po pierwsze, jest mi
nie po drodze, a po drugie, znalazłbym się tylko o cztery
dni drogi od Autroniusza1 i innych; po trzecie, byłbym
tam bez ciebie. Miejsce tak warowne byłoby przydatne,
gdybym miał tam zamieszkać, lecz nie jest mi potrzebne
dla chwilowego postoju 2. Gdybym śmiał, udałbym się do
Aten; byłoby to właśnie to, czego bym pragnął. Lecz są
tam moi wrogowie, a ciebie tam nie ma; ponadto lękam
się, żeby nie uznano, że i to miasto także nie jest dość
odległe od Italii; nie piszesz też, kiedy można się ciebie
spodziewać.
2. Każąc mi żyć, osiągasz to jedynie, że nie podnoszę
ręki na siebie; nie możesz jednak tego uzyskać, abym nie
1 Por. list 28, przyp. 4.
2 Całe to tłumaczenie jest jakieś wykrętne i chyba nie-
szczere.
32. (ATT. III 7)
żałował swego postanowienia i tego, że żyję. Cóż bowiem
może mnie jeszcze trzymać przy życiu, zwłaszcza gdy już
nie mam tej nadziei, która mi towarzyszyła przy odjeź-
dzie? Nie będę wyliczał wszystkich nieszczęść, w które
popadłem na skutek niegodziwości i zbrodniczości nie tyle
moich wrogów, ile zawistnych — aby nie odnawiać bólu
i nie budzić w tobie tej samej żałości. Twierdzę, że nikt
nigdy nie został dotknięty takim nieszczęściem, dla nikogo
śmierć nie była bardziej pożądana. Lecz przepuściłem naj-
odpowiedniejszą chwilę dla jej przyjęcia; pozostałe dni