Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Wychodzisz? — Marta staje w drzwiach, rozkłada ramiona...Tego samego wieczora wędrowny rękopis Szaleństwa Almayera został wypakowany i położony bez ostentacji na biurku w moim pokoju, w gościnnym pokoju, który —...Souza skrzyżował ramiona na beczkowatej piersi, spojrzał na mnie chłodno, pozwolił sobie na dobroduszny uśmiech...15~lO PIACIE KOODZIEJU v I TAJEMNICZYCH WDROWCACHgwarno byo tego dnia w chacie oracza i koodzieja Piasta...Chciała się odsunąć, ale bardziej pragnęła wtulić się w jego ramiona...na ramionach i plecach znaczyły miejsca, gdzie wciskały się pasy...kiedy to Cesarstwo Rzymskie przeywao gboki kryzys gospodarczy i spoeczny, inni widz godopiero w wdrwkach ludw V i Vi w...ROZDZIAŁ 26DODATKOWY EFEKTSeaine wędrowała po korytarzach Wieży, czując, jak z każdym pokonanym zakrętem nasila się przepełniająca ją...- Nie będzie przesadą - ciągnął czarodziej - gdy powiem, że wzruszyłeś nas do głębi, mistrzu Jaskrze, że zmusiłeś nas do zastanowienia i zadumy,...– Kapitanie, a czym my byliśmy w Marshadzie? Albo w Q’Nkok? – spytał Roger, wzruszając ramionami...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Kiedy gracze giełdowi podejmują właściwe decyzje, zarabiają. Kiedy się mylą, tracą. Mają to, na co sobie zasłużyli.
- Nie mówię wcale o bogatych biznesmenach - warknęła Sara. - Wiedziałeś, że nasz główny lokaj zainwestował w tę spółkę wszystkie swoje oszczędności, bo kierował się twoimi decyzjami?
Wędrowiec spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Nie miałem o tym pojęcia. Wyrównam mu wszystkie straty.
- Pomożesz jemu, ale co z setkami innych, podobnych mu pechowców? - pytała Sara. - Niektórzy inwestorzy to zapewne bogaci biznesmeni, którzy machną na to ręką, ale z pewnością wielu skromnych, uczciwych ludzi pokładało w tej spółce nadzieje na przyszłość, a teraz spotkało ich srogie rozczarowanie.
- Zaryzykowali, jak wszyscy inni.
- Nie wiedzieli jednak, że inwestują w przedsięwzięcie, które ty postanowiłeś wykorzystać jako broń. - Zacisnęła usta w gniewnym grymasie. - Siejesz dokoła zniszczenie, niczym czterej jeźdźcy apo­kalipsy. Postąpiłeś niegodnie, celowo doprowadzając spółkę na skraj bankructwa, ale brak działania w kwestii domów publicznych to rzecz wręcz niewybaczalna. Mogłeś już dawno zamknąć to okropne miejsce, w którym przetrzymywano Jenny, ale nie zrobiłeś tego.
- Czekałem na odpowiedni moment - bronił się Wędrowiec.
- Do diabła z odpowiednim momentem! - wybuchnęła Sara, zry­wając się na równe nogi. - Wiedziałeś o tym domu od miesięcy, i przez cały ten czas, każdej nocy, dziewczyny takie jak Jenny dręczone były przez obcych mężczyzn.
Jedyna odpowiedź, na jaką mógł zdobyć się Wędrowiec, brzmiała:
- Pomogłem Jenny.
- To za mało, Mikahl - odparła Sara drżącym głosem. - To tylko jedna osoba. Co z innymi ludźmi, którzy cierpieli tylko dlatego, że ty chciałeś sycić się każdą chwilą zemsty?
- Świat pełen jest zła, a ja nie jestem w stanie tego zmienić. Gdybym zamknął dom pani Kent, ktoś inny otworzyłby taki sam lokal w przeciągu tygodnia.
- Ale ty mogłeś zrobić coś, co pomogłoby kilku dręczonym dziewczynom, i nie zrobiłeś tego! - Pochyliła głowę i przycisnęła dłonie do oczu. - Ty nawet nie rozumiesz, dlaczego tak się tym przejmuję, prawda? Ponieważ ty możesz przetrwać wszystko, nie potrafisz współczuć tym, którzy są słabsi od ciebie. Gotów jesteś pomóc komuś, kogo znasz osobiście, o innych jednak już nie myślisz.
- Dlaczego miałbym myśleć o jakichś obcych ludziach? - Zrobiło mu się gorąco, ściągnął więc płaszcz i rzucił go na krzesło. - Wystarczy, że martwię się tymi, których znam. Nigdy nie skrzywdziłem celowo kogoś, kto na to nie zasługiwał.
Sara pokręciła głową z rezygnacją.
- Fakt, że nie krzywdzisz świadomie obcych ci ludzi, nie zwalnia cię wcale z odpowiedzialności. Nic, co zrobił ci Charles Weldon, nie usprawiedliwia tego, co ty robisz innym.
Gniew wywołany jej krytyką zamienił się w prawdziwą furię.
- I tutaj się mylisz, moja mała, naiwna żono. Charles Weldon zasłużył na wszystko, co z nim robię i znacznie, znacznie więcej. Przez wiele lat jedyną rzeczą, która utrzymywała mnie przy życiu była nadzieja, że kiedyś się na nim zemszczę, że będzie cierpiał tak, jak cierpiałem ja. I obiecałem sobie, że będę wtedy przy nim, by cieszyć się każdą cząstką jego bólu.
- Czy to dotyczy także umieszczenia jego córki w domu pub licznym? - spytała Sara, twardo obstając przy swoich racjach. - Kiedy zobaczyłam to na twojej liście, nie mogłam uwierzyć, że to zrobisz.
- I wcale nie zrobiłem - odrzekł ostro. - Początkowo zastanawiałem się nad tym, ale potem uznałem, że wystarczy, jeśli dziewczynka zniknie na kilka dni, a Weldon będzie myślał, że została sprzedana do burdelu. W ten sposób Elizie nie stałaby się żadna krzywda, a Weldon dostałby nauczkę.
Sara otworzyła szeroko oczy, nie posiadając się ze zdumienia.
- Bogu dzięki, że poznałeś Elizę osobiście. Odesłałbyś ją bez skrupułów do domu publicznego, gdyby była dla ciebie jedynie nazwiskiem? Sam fakt, że rozważałeś coś podobnego... Dobry Boże, byłbyś potworem. - Odwróciła się, niezdolna dłużej patrzeć na swego męża.
Wędrowiec chwycił ją za ramię i odwrócił do siebie.
- Jeśli jestem potworem, to on mnie nim uczynił. Sara powoli zmierzyła go spojrzeniem.
- Charles Weldon nie zniszczył twego życia w jakiś oczywisty i trwały sposób. Jesteś bogatym, inteligentnym mężczyzną, człowiekiem sukcesu. Możesz robić niemal wszystko, co zechcesz. Wydaje mi się, że zostałeś potworem z wyboru, a nie przymusu.
Rozwścieczony, miał ochotę potrząsnąć nią z całych sił. Zamiast tego jednak zdjął rękę z jej ramienia.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz.