Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.– Jak ci na imię, pięknotko?Odpowiedziała mi niskim głosem:– Na imię mi Merit i nie jest tu w zwyczaju nazywać mnie pięknotką, jak to robią...Wyćwiczonymi ruchami odrzucając miecze ogarniętych szałem ludzi, Folko chcąc nie chcąc przypomniał sobie polną miedzę w Amorze i spokojną jesień, kiedy on,...i pracowa³ razem, ¿e czu³ w sobie obroty kó³, dyszenie maszyny, ca³y wysi³ek pracy, wielk¹, dzik¹ rozkosz lecenia bez pamiêci wskroœ pustych zimowych pól i...Profilaktyka zaburze emocjonalnych to przede wszystkim uczenie dziecka rnych sposobw radzenia sobie w sytuacjach trudnych, a nie tylko ochrona dziecka przed...Przekonania Jak już mówiliśmy, dzieci próbują sobie radzić kształtując bardzo głębokie, podstawowe przekonania na temat własnej osoby i innych ludzi -...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Czy duchy, które walczyły ze sobą za życia, uważają się jeszcze po śmierci za nieprzyjaciół i czy są jeszcze przeciwko sobie nawzajem za­wzięte, jak za...Tak więc upoiła mnie moja miłość i czułem się silniejszy w wieku męskim, niż byłem w młodości, bo młodość błądzi i miłość jej pełna jest mąk z powodu...— Uratowałaś nas, pani, od najgorszego — zaprzeczyła dziewczyna przypomniawszy sobie noc spędzoną w jaskini...Prowadzący kampanie antynikotynowe popełniają jeden wielki błąd, a polega on na tym, że rzadko zadają sobie pytanie, dlaczego ludzie w ogóle chcą palić? Wydaje...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Podziwiam pana zaradność i poświęcenie - powiedział - ale brak po­ważania dla zasad...
- Czasami - uśmiechnąłem się - zasady trzeba trochę nagiąć, żeby dojść prawdy. - Spojrzałem na zegarek. - Wyniki powinny już być. Mam numer pagera Platta, jeśli chce pan do niego zadzwonić.
- Tak. - Adwokat wstał. - Chciałbym.
- Och, daj spokój, Horace - odezwał się Cadmus. - Nie bierzesz tego chyba poważnie.
- Dwight - odparł surowo Souza - doktor Delaware może mieć słusz­ność lub nie. I chociaż przekroczył granice zawodowe, jest jasne, że zrobił to, bo troszczy się o Jameya. Możemy przynajmniej sprawdzić jego teorię. Dla dobra chłopca. - Uśmiechnął się do mnie. - Poproszę numer.
Wyjąłem kartkę i podałem mu. Wyrwał mi ją z ręki i podszedł do drzwi. Otworzył je i stanął twarzą w twarz z Milem i Richardem Cashem. Oraz morzem niebieskich mundurów za nimi.
Arogancja potrafi dodawać otuchy - przekonanie, że jest się pąkiem mądrości wykwitającym na stercie łajna głupoty, bywa emocjonalną izolacją. Ale to ryzykowne urojenie prowadzi do nieprzygotowania, nagłej utraty równowagi, kiedy rzeczywistość wali się człowiekowi z trzaskiem na głowę i inteligencja przestaje wystarczać.
Taki właśnie zawrót głowy sprawił, że Souza zachwiał się na widok po­licji, a jego prawnicza pewność siebie pokruszyła się jak stary ser. Szyb­ko jednak doszedł do siebie i już po chwili jego rysy zastygły w pełną godności maskę, zimną i nieruchomą jak twarze marmurowych popiersi stojących w kątach jadalni.
- O co tu chodzi, sierżancie? - spytał Mila.
- O niedokończone sprawy - odparł detektyw.
Niósł dużą teczkę; kiedy wszedł do środka, sięgnął do regulatora oświetle­nia i przekręcił go. Napięcie prądu wzrosło i cichy, intymny świat pokoju prze­kształcił się w cztery ściany pełne kosztownego banału; każda rysa, skaza i wy­blakła plama wyznawały swoje istnienie w bezlitosnym strumieniu światła.
Cash wszedł i zamknął drzwi, zostawiając mundurowych na zewnątrz. Zdjął ciemne okulary, złożył je, poprawił krawat i z aprobatą się rozejrzał. Jego spojrzenie padło na sztych nad kominkiem.
- Currier i Ives - powiedział. - Ładny.
Milo stanął za Souzą, a detektyw z Beverly Hills - za Cadmusami; kiedy do nich się zbliżał, jego palce pieściły wypolerowane kontury marmuru, porcelany, drewna i złoceń, zanim spoczęły na kieszeni jego marynarki.
Cadmusowie zareagowali na to najście w typowy dla siebie sposób. Dwight poczerwieniał ze zdziwienia i irytacji, Heather wyprostowała się i znieruchomiała, na zewnątrz opanowana jak królowa balu maturalnego. Widziałem, że zaryzykowała szybkie spojrzenie w stronę Souzy, potem jednak natychmiast odwróciła się do dygoczącego profilu męża. Kiedy zobaczyła, jak zaciska zęby, jej zwiewna dłoń wzleciała i opadła na jego rękaw. Nie zauważył tego.
- Horace, co tu się dzieje? - zapytał.
Souza uciszył go uniesieniem brwi, popatrzył na Mila i wskazał karafki.
- Zaproponowałbym panom po drinku, ale wiem, że to wbrew przepisom.
- Jeśli ma pan zwykłą wodę gazowaną poproszę - powiedział Milo. –A ty, Dick?
- Woda może być - odparł Cash. - Z lodem i twistem.
- Tak, oczywiście. - Souza uśmiechnął się, maskując irytację, i napełnił szklanki.
Detektywi wzięli je i usiedli. Milo klapnął na krzesło między Souzą i mną stawiając teczkę na podłodze przy moich nogach. Cash usadowił się obok Heather. Głodnym wzrokiem obejrzał jej biżuterię, potem prze­niósł spojrzenie na wypukłości jej piersi. Udawała, że tego nie widzi, ale kiedy dalej się gapił, odruchowo, nieznacznie się poruszyła. Dwight za­uważył to i zerknął w ich stronę. Cash wyzywająco popatrzył mu w oczy, a potem ukrył uśmieszek w szklance wody. Dwight odwrócił się z wściek­łością spojrzał na zegarek, potem na mnie.
- To pan ich tu ściągnął, prawda, Delaware? Zagrał pan bohatera, nie informując nas, z powodu jakiejś niedorobionej teoryjki. - Nałożył okula­ry. - Horace - szczeknął na Souzę - jutro z samego rana masz pozwać za złamanie zasad etyki zawodowej tego...
- Dwight - przerwał mu cicho Souza - nie wszystko naraz.
- Dobrze. Chcę tylko, żebyś wiedział, co o tym myślę. - Cadmus popa­trzył z wyższością na Mila. - Niedługo musimy iść. W Biltmorze odbywa
się duży bal charytatywny, a ja mam przemawiać.
- Z dzisiejszym wieczorem może się pan pożegnać - powiedział Milo.
Dwight spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Zaraz, chwileczkę...
- Właściwie - przerwał mu Cash - może się pan od razu pożegnać
z paroma następnymi.
Dwight wbił paznokcie w nakrycie stołu. Zaczął wstawać.
- Proszę siedzieć - rzucił Cash.
- Kochanie. - Heather pociągnęła męża lekko za rękaw. - Proszę cię.
Dwight opadł na krzesło. Lodowate kontury, które gniew wyrył na jego twarzy, zaczęły się roztapiać, zmiękczone falą strachu.
- Horace, o czym oni mówią, do cholery? - zapytał.
Souza próbował uspokoić go ojcowskim uśmiechem.
- Sierżancie - zwrócił się do Mila - reprezentuję interesy prawne
państwa Cadmusów. Jeśli istnieje konieczność przedyskutowania jakiejś
sprawy, może pan ją omówić ze mną i pozwolić im na wywiązanie się
z towarzyskich zobowiązań.
Milo nie tknął swojej wody. Podniósł szklaneczkę, obejrzał ją pod świat­ło, jakby szukając skaz, i odstawił.
- Przykro mi - powiedział. - To by było niezgodne z regulaminem.
- Obawiam się, że nie rozumiem - odparł chłodno prawnik.
Zamiast odpowiedzieć, Milo wstał, otworzył drzwi i odsunął się, wpusz­czając młodego funkcjonariusza w mundurze, który wtoczył do sali te­lewizor na stoliku. Na telewizorze stał odtwarzacz Betamax. Sprzęt był podłączony do akumulatora.
- Postaw tam. - Milo wskazał drugi koniec stołu.
Policjant usłuchał, działając szybko i sprawnie, po czym podał Milowi pilota i spytał, czy ma zrobić coś jeszcze.
- Na razie nic, Frank. Nie odchodź daleko.
- Tak jest.