Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Musi być po temu powód, a ja chciałbym zaproponować możliwe wyjaśnienie. Przyjaciel Daneel powiedział mi, że pani Gladia kilkakrotnie poleciła nadzorczyni, aby ta zaprzestała działania, ale jej wyjściowe rozkazy były zbyt stanowcze. Jednak upór pani Gladii osłabił nieco determinację nadzorczyni. To, iż pani Gladia jest człowiekiem — nawet według zawężonej definicji, jaką dysponowała nadzorczyni — i że jej działania mogą zmusić tę ostatnią do tego, by ją zraniła — albo nawet zabiła — wywołało kolejne zakłócenia w działaniu programu. Aż wreszcie, w krytycznym momencie, te dwa sprzeczne nakazy — zniszczenia wszystkich nieludzi i nieczynienia szkody istotom ludzkim — zrównoważyły się i robot zamarł, niezdolny cokolwiek uczynić. Przepaliły mu się obwody.
Gladia, zdumiona, zmarszczyła brwi.
— Ale… — zaczęła, urywając natychmiast. Giskard ciągnął dalej:
— Sądzę, że dobrze byłoby, jeśli powiadomiłby pan o tym załogę. Gdyby podkreślił pan, czego uniknęli dzięki odwadze i inicjatywie pani Gladii, mogłoby to zmniejszyć nieco ich brak zaufania do niej. Uratowała im przecież życie. W ten sposób zyskaliby też doskonałą opinię na temat pańskiej przezorności i rozwagi. W końcu to pan zdecydował, aby zabrać ją w tę podróż, być może nawet wbrew opinii oficerów.
D.G. wybuchnął gromkim śmiechem.
— Pani Gladio, widzę teraz, dlaczego nie chcesz się rozstać z tymi robotami. Są nie tylko równie inteligentne jak ludzie, ale też tak samo przebiegłe. Gratuluję. Teraz zaś, jeśli nie ma pani nic przeciw temu, muszę popędzić załogę. Nie chcę zostać na Solarii ani chwili dłużej, niż to konieczne. Obiecuję też, że przez najbliższych kilka godzin nikt pani nie przeszkodzi. Wiem, że potrzebuje pani kąpieli i odpoczynku, tak samo jak ja.
Po jego wyjściu Gladia przez długą chwilę trwała w zamyśleniu. Wreszcie odwróciła się do Giskarda i powiedziała, posługując się potocznym auroriańskim, gwarowej odmianie standardowego języka galaktycznego, rozpowszechnionej na Aurorze i praktycznie niezrozumiałej dla każdego, poza jej mieszkańcami:
— Giskardzie, co to za bzdury z przepalaniem obwodów?
— Proszę pani — odparł Giskard — zaproponowałem tylko pewną hipotezę, nic ponadto. Uznałem, że warto podkreślić pani rolę w pokonaniu nadzorczyni.
— Ale jak mogłeś sądzić, że kapitan uwierzy w tak łatwe przepalenie robota?
— Jego wiedza na temat robotów jest dość ograniczona, proszę pani. Co prawda nimi handluje, ale pochodzi z planety, na której się z nich nie korzysta.
— Ja jednak wiem o nich sporo, podobnie jak ty. Nadzorczyni nie wykazywała żadnych oznak zakłóceń w funkcjonowaniu obwodów — nie jąkała się, nie drżała, nie miała żadnych trudności ruchowych. Po prostu zamarła.
— Skoro nie znamy dokładnych założeń, według których skonstruowano nadzorczynię, będziemy musieli trwać w niewiedzy co do przyczyn jej zniszczenia — odrzekł Giskard.
Gladia jednak potrząsnęła głową.
— Mimo wszystko to dziwne.
CZĘŚĆ III
BALEYWORLD
8.
PLANETA OSADNIKÓW
Statek D.G. znów był w przestrzeni otoczony wiecznie zmieniającą się, nieskończoną próżnią.
Gladia nie mogła się doczekać startu. Przez cały czas z trudem ukrywała napięcie towarzyszące myślom o tym, że inny nadzorca, z kolejnym przyspieszaczem może się zjawić w okolicy bez żadnego ostrzeżenia. Nawet pewność, że gdyby tak się stało, śmierć nastąpiłaby szybko i niespodziewanie, nie była pocieszeniem. To zepsuło jej kąpiel, a później nie pozwoliło się odprężyć.
Dopiero po samym starcie, gdy już usłyszała odległy, miękki pogłos silników protonowych, usiłowała zmusić się do tego, by zasnąć. To dziwne, pomyślała przymykając oczy, że przestrzeń wydaje się bezpieczniejsza niż planeta jej młodości, że po raz drugi opuszcza Solarię z jeszcze większym uczuciem ulgi niż kiedyś.
Lecz Solaria nie była już planetą jej dzieciństwa. To świat pozbawiony ludzi, strzeżony jedynie przez zniekształcone parodie istot ludzkich, roboty stanowiące drwinę z łagodnego Daneela i zamyślonego Giskarda.