Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
— Mrok zaległ w moim sercu. Ale skoro
przychodzicie z Doriathu, powiedzcie, co dzieje się z mymi bliskimi. Usłyszałem
w Dorlominie, że uciekli właśnie do Ukrytego Królestwa.
Elfy zamilkły.
— W rzeczy samej — odezwał się po dłuższej chwili Mablung. — Rok przed
nadejściem smoka. Ale, niestety, nie ma ich tam teraz!
Turin zdrętwiał, czując, że oto wielkimi krokami zbliża się doń ostateczny nie-
uchronny wyrok losu.
— Mów dalej! — krzyknął. — Byle zwięźle!
146
147
— Poszły obie na pustkowia, by cię szukać — powiedział Mablung. — Wszyscy
im to odradzali, ale uparły się dotrzeć do Nargothrondu. Wiadomo już było, że to
ty kryłeś się pod imieniem Czarnego Miecza. Ale Glaurung nadciągnął i rozgonił
drużynę. Od tamtego dnia nie widziałem już więcej Morweny. Nienor zaś onie-
miała i ogłuchła za sprawą smoczego czaru i niczym łania pobiegła na północ,
w lasy, gdzie zaginęła. — Ku zdumieniu elfów Turin roześmiał się głośno i chra-
pliwie.
— Czy to nie zabawne? — krzyknął. — O, piękna Nienor! Uciekła więc z Doria-
thu do smoka, a od smoka do mnie. Jaka łaskawość losu! Ciemną miała cerę i czar-
ne włosy, niewysoka i szczupła jak dziecko elfów, każdy by ją poznał!
— Coś się tu nie zgadza — stwierdził zaskoczony Mablung. — Nie tak wyglą-
dała twa siostra. Wysoka była, o błękitnych oczach i złotych włosach, na kobiecy
sposób podobna do swego ojca, Hurina. Jej widzieć nie mogłeś!
— Nie mogłem? Naprawdę nie mogłem, Mablungu? Czemu niby? Czemu? Bo
ślepy jestem! Nie wiedzieliście? Ślepy, ślepy od dzieciństwa, po omacku wędru-
ję w mrocznej mgle Morgotha! Zostawcie mnie! Idźcie! Wracajcie do Doriathu
i niech zima go zmrozi. Przeklęty niech będzie Menegroth! I wasza misja! Miara
się przepełniła. Nadchodzi noc!
Rzekłszy to, umknął niczym wiatr, zostawiając ich zdumionych i przerażo-
nych.
— Stało się coś dziwnego, o czym nie wiemy. Chodźmy za nim i spróbujmy mu
pomóc, jak oszalały pogonił, bez zmysłów.
Turin jednak był już daleko. Dotarł do Kabed-en-Aras, gdzie przystanął. Usły-
szał huk wody i ujrzał liście opadające z pomizerniałych w całej okolicy drzew,
jakby zimowa żałoba nadeszła w pierwszych dniach lata.
— Kabed-en-Aras, Kabed Nearamarth!63 — krzyknął. — Nie pokalam wód,
które Niniel obmyły. Wszystkie bowiem moje uczynki chore się zrodziły, a ostat-
ni był najgorszy.
Wyciągnął miecz i powiedział:
— Pozdrowiony bądź, Gurthangu, śmierci żelazna! Ty jeden mi pozostałeś! Ale
czy znasz innego pana, niż ten, który tobą włada? Komu jesteś posłuszny, prócz
dłoni, która cię ściska? Nie wzdragasz się przed żadną krwią! Czy zabierzesz Tu-
rina Turambara? Czy szybką śmierć mi zadasz? Ostrze zadźwięczało chłodną od-
powiedzią:
— Tak, wypiję twą krew, by zapomnieć o krwi Belega, mego pana, i krwi Bran-
dira, niesprawiedliwie ubitego. Gładko się z tobą uporam.
63 Wydaje się, że „Jeleni Skok” było pierwotną nazwą tego miejsca i znaczyło to samo, co Kabed-en-Aras.
148
Oparł więc Turin rękojeść miecza o ziemię i rzucił się na klingę, a czarne ostrze pozbawiło go życia.
Gdy Mablung dotarł na to miejsce, ujrzał ohydne ścierwo smoka, zauważył
też Turina i zasmucił się wielce. Przypomniał sobie syna Hurina takiego, jakiego
widział podczas Nirnaeth Arnoediad, zadumał się na strasznym losem jego bli-
skich.
Elfy stały tam jeszcze, gdy z Nen Girith nadciągnęli ciekawi widoku bestii lu-
dzie. Gdy zobaczyli, do jakiego końca przywiodło życie Turina Turambara, zapła-
kali, elfy zaś z przerażeniem poznały sens jego ostatnich słów.
— I mnie też objęła klątwa ciążąca na dzieciach Hurina, słowami zgładziłem
tego, którego kochałem — rzekł z goryczą Mablung.
Unieśli Turina i ujrzeli, że miecz jego rozpadł się na kawałki. Tak odeszła ze
świata ostatnia jego własność.
Wysiłkiem wielu rąk ułożono potem wysokie stosy drewna. Spalono trupa smo-