Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.– Julian! Mamy łączność? – Tak jest, sir! – odparł natychmiast plutonowy...Zapytałem Lenny'ego, dlaczego wprowadzili z Cheryl takie surowe zasady, a on odparł: „Rzecz nie w tym, jakie są te zasady, lecz w tym, że w ogóle są”...Majora Majora od początku prześladowały trzy nieszczęścia: jego matka, jego ojciec i Henry Fonda, do którego major Major był nieco podobny...— Mało o to dbam — odparł Turin...– I tak masz szczęście – odparł September...– Tak zrobimy, kiedy tylko tam się dostaniemy! – odparł jak zwykle pewny siebie Wilczy Wódz...— Zaraz tam będę — odparł Tony, czując cały ciężar swego ciała...stosuje odrbny model spoeczny wychowywania chopcw i dziewczynek(ojciec bawi si agresywniej z chopcem ni dziewczynk, chopcy dostajwiksze kary ni...Barclay zatem wbrew wszystkim i wszystkiemu bronił uparcie do ostatniej chwili planu cofania się na całej linii, planu, który wysławiał przed jednym z...- Dodger! - głos Teresy był odpowiednio karcący, ale Dodger dostrzegł aluzję w jej tłumionym uśmiechu...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Ale można zobaczyć resztę... Wszystko, co czytał w dzieciństwie.
Pokazała nam ilustrowane powieści, które przepełniały biblioteczkę stojącą przy łóżku. Nie miałem ochoty podchodzić bliżej, ponieważ z jednej strony bałem się kolejnej fali wzruszenia, która dopadnie Canan w tym irytującym muzeum, a z drugiej - że jeszcze silniej zacznę utożsamiać się z tamtym chłopakiem. Ale mój opór złamały grzbiety ustawionych równo na półkach książek, ich znajome, choć wypłowiałe kolory i ilustracja na jednej z okładek, głaskanej teraz nieświadomie przez moją dłoń.
Na ilustracji dwunastoletni chłopiec stał na brzegu urwiska, jedną ręką obejmując gruby pień drzewa, którego liście dokładnie wyrysowano, ale przez złą jakość druku wypełniająca je zielona farba wydostała się poza kontury. W drugiej ręce chłopca spoczywała dłoń jasnowłosego rówieśnika, którego w ostatnim momencie udało mu się uratować przed upadkiem w bezdenną przepaść. Na twarzach obu małych bohaterów widać było absolutną zgrozę. Za ich plecami, w stalowobłękitnym tle dzikiego krajobrazu Ameryki, unosił się sęp, który czekał, aż wydarzy się coś okropnego i poleje się krew.
- NEBI W NEBRASCE - przesylabizowałem na głos, tak jak często robiłem w dzieciństwie.
Przerzucając pospiesznie kartki, przypominałem sobie przygody opisane przez wuja Rifkiego. Miałem bowiem przed sobą jedną z jego pierwszych powieści.
Mały Nebi jako reprezentant muzułmańskich dzieci zostaje wysłany przez padyszacha na Światowe Targi do Chicago. Poznaje tam Toma - chłopca o indiańskich korzeniach, który ostrzega go przed wielkim niebezpieczeństwem. Razem jadą do Nebraski. Tutaj biali, chcąc zagarnąć ziemie, na których od setek lat pradziadowie Toma polowali na bizony, robią wszystko, by uzależnić indiańskie plemię od alkoholu, a w dłonie zagubionych młodych ludzi wtykają broń i butelki koniaku. Spisek, na którego trop wpadają Tom i Nebi, jest okrutny: biali chcą rozpić i podburzyć do buntu pokojowo nastawionych Indian, potem zaś nakłonić Armię Federalną, by stłumiła rewoltę i przepędziła tubylców precz. Dwóm młodym bohaterom udaje się uratować plemię, gdy w przepaść wpada bogaty właściciel hotelu i restauracji, który chciał zepchnąć Toma ze skały.
Canan kartkowała właśnie znajomo wyglądające opowiadanie Mari i Ali, którego bohater - chłopiec ze Stambułu - także trafia do Ameryki. Ali z nadzieją na wielką przygodę wsiada na statek parowy odpływający z portu Galata; na nabrzeżu w Bostonie spotyka zalaną łzami, wpatrzoną w wody Atlantyku Mari i oboje wyruszają na zachód, by odnaleźć ojca dziewczynki, którą wyrzuciła z domu zła macocha. Wędrują przypominającymi rysunki z komiksów o Tomie Miksie ulicami Saint Louis, pokonują pełne białolistnych drzew lasy Iowa, z czarnymi cieniami wilków narysowanymi przez wuja Rifkiego i w końcu, zostawiając w oddali uzbrojonych kowbojów, rzezimieszków napadających na pociągi i Indian rabujących nieszczęsnych podróżnych, docierają do słonecznego raju. Tu, w jasnej, zielonej dolinie, Mari pojmuje, że prawdziwe szczęście nie polega na odnalezieniu ukochanego ojca, ale osiągnięciu trzech największych cnót Wschodu, które poznała dzięki Alemu: spokoju, pokory wobec losu i cierpliwości. Dziewczynka z poczuciem misji wraca do Bostonu, do swego brata. Ali natomiast, patrząc na Amerykę z pokładu żaglowca, którym odpłynie do wytęsknionego Stambułu, stwierdza, że niesprawiedliwość i źli ludzie są wszędzie. „Najważniejsze, aby człowiek potrafił żyć i zachował ukryte w nim dobro", dodaje w myślach.