Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Kiedy dorośniesz, znajdę ci kandydata na męża, który będzie ciebie wart, który będzie odważny, delikatny i silny. Zaręczyny z Lannisterem to fatalna pomyłka. Uwierz mi, Joffrey to nie książę Aemon.
- Właśnie, że tak! - upierała się Sansa. - Nie chcę nikogo odważnego i łagodnego, ja chcę Joffreya. Będziemy szczęśliwi, tak jak w balladach, zobaczysz. Dam mu syna o złocistych włosach, który kiedyś zostanie królem, największym, jaki kiedykolwiek żył. Będzie dzielny jak wilk i dumny jak lew.
Arya skrzywiła się. - Z pewnością nie, jeśli będzie miał Joffreya za ojca - powiedziała. - On jest kłamcą i tchórzem, a poza tym ma w herbie jelenia, a nie lwa.
Sansa poczuła napływające do oczu łzy. - Wcale nie! Wcale nie jest taki jak ten stary, zapijaczony Król - krzyknęła do siostry, zapominając się w gniewie.
Ojciec popatrzył na nią dziwnie. - Bogowie - zaklął cicho - w ustach dzieci… - Zawołał na septę Mordane, a do dziewczynek powiedział: - Szukam szybkiej galery handlowej, która zabierze was do domu. Teraz morze jest bezpieczniejsze niż królewski trakt. Wyruszycie, gdy tylko znajdę odpowiedni statek. Razem z septą Mordane i strażą… tak, z Syriem Forelem, jeśli on się zgodzi. Ale nie mówcie nikomu. Lepiej żeby nikt nie wiedział o naszych planach. Porozmawiamy jutro.
Sansa rozpłakała się, kiedy septa Mordane poprowadziła je po schodach. Miała stracić wszystko: turnieje, dwór, swojego Księcia i wrócić z powrotem do ponurego i szarego Winterfell, gdzie zostanie na zawsze, Jej życie skończyło się, zanim się jeszcze zaczęło.
- Przestań się mazać, dziecko - rzuciła septa Mordane stanowczym głosem. - Jestem pewna, że twój pan ojciec wie, co dla was najlepsze.
- Nie będzie tak źle, Sanso - powiedziała Arya. - Popłyniemy galerą. Niezła przygoda, a potem spotkamy się z Branem i Robbem, a także ze Starą Nianią i Hodorem. - Dotknęła ramienia siostry.
- Z Hodorem! - jęknęła Sansa. - Powinnaś się z nim ożenić. Jesteś tak samo głupia, kudłata i brzydka! - Odtrąciwszy rękę Aryi, wpadła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
Eddard
- Ból jest darem bogów, lordzie Eddardzie - powiedział Wielki Maester Pycelle. - Skoro boli, to znaczy, że kość się zrasta, a ciało się goi. Powinieneś być wdzięczny.
- Będę wdzięczny, kiedy noga przestanie mnie boleć. Pycelle postawił na stole przy łóżku zamkniętą flaszę. - Makowe mleko na wypadek gdyby ból zbyt mocno ci doskwierał.
- I tak już śpię za dużo.
- Sen leczy najlepiej.
- Myślałem, że ty.
Pycele uśmiechnął się niewyraźnie. - Dobrze widzieć, jak tryskasz humorem, panie. - Nachylił się i dodał ściszonym głosem: - Dziś rano przyleciał kruk z listem do Królowej od jej ojca. Pomyślałem, że powinieneś o tym wiedzieć.
- Czarne skrzydła, mroczne wieści - powiedział ponuro Ned. - I co?
- Lord Tywin wyraża swój gniew z powodu tego, że wysłałeś ludzi po głowę ser Gregora - wyznał maester. - Tak jak się spodziewałem. Pamiętasz, mówiłem o tym w czasie rady.
- Niech wyraża swój gniew - odparł Ned. Z każdą falą bólu w nodze powracał widok uśmiechniętego Jaime’a Lannistera i martwego Jory’ego w jego ramionach. - Niech sobie pisze do Królowej, ile chce. Królewski sztandar chroni lorda Berica. Jeśli lord Tywin przeszkodzi w wykonaniu królewskiego wyroku, będzie musiał odpowiedzieć przed Robertem. Jedyną rzeczą, jaką Jego Miłość przedkłada nad polowania, jest rozprawianie się z krnąbrnymi lordami.
Pycelle odsunął się, pobrzękując łańcuchem. - Tak, a zatem odwiedzę cię znowu rano. - Starzec pozbierał szybko swoje rzeczy i wyszedł. Ned nie wątpił, że idzie prosto do komnat królewskich, by szepnąć do ucha Królowej: Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć… rzeczywiście, przecież to z pewnością Cersei kazała mu przyjść i przekazać wiadomość o liście od jej ojca. Miał nadzieję, że jej śliczne ząbki zazgrzytały, gdy usłyszała odpowiedź. Wprawdzie Ned nie miał pewności, jak zachowa się Robert, lecz uznał, że Cersei nie musi o tym wiedzieć.
Po wyjściu Pycelle’a poprosił, by przyniesiono mu puchar wina z miodem. Ono także zaćmiewało mu umysł, lecz niezbyt mocno. Musiał skupić myśli. Po raz tysięczny zadał sobie pytanie, jak na jego miejscu postąpiłby Jon Arryn, gdyby dożył tej chwili. A może to zrobił i dlatego umarł. Ned przypuszczał, że nigdy się tego nie dowie. Jon Arryn nie żył i spoczywał w grobowcu, a wiedza, która go zabiła, stała się własnością Neda.
Ona zabije też Roberta, pomyślał. Może będzie to powolniejsza śmierć, lecz równie pewna. Rany na nogach goją się z czasem, lecz zdrada ropieje i zatruwa duszę.
W godzinę po wyjściu Wielkiego Maestera zjawił się Littlefinger, wystrojony w kubrak koloru śliwy z przedrzeźniaczem wyszytym na piersi czarną nicią i płaszczu w biało-czarne pasy. - Nie mogę zostać długo, panie - oświadczył. - Lady Tanda oczekuje mnie na lunchu. Z pewnością upiecze tłuste cielę. Jeśli będzie równie tłuste jak jej córka, to chyba pęknę. Jak twoja noga?
- Wciąż rozogniona i boli, a do tego strasznie swędzi. Littlefinger uniósł brew. - Na przyszłość uważaj, żeby jakiś koń znowu się na nią nie przewrócił. Ja bym ci radził szybko wyzdrowieć. W królestwie szerzy się niepokój. Yarys podsłuchał niepokojące wieści z zachodu. Wolni i najemnicy zbierają się w Casterly Rock, z pewnością nie po to, żeby sobie porozmawiać z lordem Tywinem.