Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Majora Majora od początku prześladowały trzy nieszczęścia: jego matka, jego ojciec i Henry Fonda, do którego major Major był nieco podobny...stosuje odr�bny model spo�eczny wychowywania ch�opc�w i dziewczynek(ojciec bawi si� agresywniej z ch�opcem ni� dziewczynk�, ch�opcy dostaj�wi�ksze kary ni�...Inspektor Narracott w akcji Dwa dni później Emilia siedziała w biurze inspektora Narracotta...Kilka razy się tedy zanosiło na rozlanie krwie i po staremu przyszło, bo w kilka dni potem stało się spectaculum tragiczne, kiedy niejaki Firlej Broniowski,...Dom IV:Stopień od 1-4 = ojciec lub matka, ale silniej matkaStopień 14 = koniec wszelkich przedsięwzięćStopień 20-25 = miasto, miejsce pobytu, miejsca...Drugi, Franciszek Czarnecki, czeœnik i pose³ wo³yñski na sejmie w roku 1746, zatamowa³ activitatem izbie poselskiej przez dwa dni, ¿e Wielkopolanie podali projekt...Z całą stanowczością twierdzę, że z owego organu wywodzą się wszystkie czynności kobiety i wszystkie jej zachowania, które mogą przypominać uczucia u...Przez pierwsze sto metrów Moon tańczyła jak boja na fali, skupiała całą swą uwagę na bronieniu się przed zadeptaniem, potem ścisk zaczął się rozrzedzać...Pani Wanda dziwnie jakoś popatrzyła na niego, a potem na psa, który swoimi kaprysami dezorgani­zował całą robotę w domu...mój ojciec kupuje dewizy, które wymieniam po aryjskiej stro­nie, nasze zyski rosną, a ośrodek wysiedlonych i sierociniec doktora Korczaka otrzymują regularnie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Taki szczwany: zrozumiał przecie, że nie ocali głowy, gdyby dał się złapać. Przepadł od tego czasu bez wieści: zapewne przystał do jakiejś szajki


abreków, no i złożył szaloną głowę za Terekiem lub za Kubaniem: to mu się należało.
Przyznam się, i ja miałem z tym kłopot nie lada. Jak tylko się dowiedziałem, że Czerkieska jest u Grigoria Aleksandrowicza, nałożyłem epolety, przypiąłem szpadę i poszedłem do niego.
Leżał w pierwszym pokoju na łóżku podłożywszy jedną rękę pod głowę i trzymając w drugiej zgasłą fajkę; drzwi do następnego pokoju były zamknięte na klucz i klucza w zaniku nie było. To wszystko od razu zauważyłem... Zacząłem chrząkać i postukiwać obcasami o próg, a on udał, że nie słyszy.
„Panie podchorąży! — powiedziałem możliwie surowo. — Czyż pan nie widzi, że do. pana przyszedłem?"
„Ach,- dzień dobry, Maksymie Maksymiczu! Może pan pozwoli fajkę?" — odpowiedział nie wstając.
„Przepraszani! Nie jestem Maksym Maksymicz: jestem sztabskapitan."
„Wszystko jedno. Może pan pozwoli herbaty? Gdyby pan wiedział, jaki mam kłopot."
„Wiem wszystko" — odpowiedziałem podszedłszy do łóżka.
„Tym lepiej: nie jestem usposobiony do opowiadania;"
„Panie podchorąży, popełnił pan czyn, za który i ja mogę odpowiadać..."
„Ii, niech pan da spokój! Też mi zmartwienie? Przecie u nas od dawna wszystko do spółki."
„Co to za żarty? Proszę oddać szpadę!"
„Mitka, szpadę!..."
Mitka przyniósł szpadę. Po spełnieniu swego obowiązku siadłem przy nim na łóżku i powiedziałem:
„Posłuchaj, Grigoriu Aleksandrowiczu, przyznaj się, że to nieładnie."
„Co nieładnie?"
„A to, żeś porwał Belę... Co to za bestia ten Azamat! No, przyznaj się" — powiedziałem mu.
„Ale skoro ona mi się podoba?..."
No, i co można było na to odpowiedzieć?... Zbaraniałem. Jednakże po dłuższym milczeniu powiedziałem mu,- że jeśli ojciec zażąda jej powrotu, to trzeba będzie oddać.
„Wcale nie trzeba!" „Przecie się dowie, że ona jest tutaj." „A jak się dowie?"
Znowu zbaraniałem. „Maksymie Maksymiczu, niech pan posłucha! — rzekł Pieczorin siadając — przecie pan jest dobry człowiek, a jeżeli oddamy córkę temu dzikusowi, on ją zarżnie albo sprzeda. Rzecz załatwiona, nie trzeba tylko samemu psuć sprawy; niech pan zostawi Belę u mnie, a u siebie moją szpadę..."
„Niechże mi ją pan pokaże"—powiedziałem.
„Jest za tymi drzwiami; ale ja sam. dzisiaj daremnie chciałem ją widzieć: siedzi w kącie, zawinięta w.
czadrę, nie mówi i nie patrzy; płochliwa jak dzika sarna. Wynająłem naszą szynkarkę, ona mówi po tatarsku, będzie jej usługiwała i oswoi ją z myślą, że jest moja, ponieważ do nikogo nie będzie należała prócz mnie" — dodał uderzywszy pięścią w stół. I co do tego się z nim zgodziłem... Co miałem robić? Są ludzie, z którymi trzeba koniecznie się zgadzać.
— No i co? — spytałem Maksyma Maksymicza — czy istotnie Pieczorin oswoił ją i przywiązał do siebie, czy też zmarniała w niewoli z tęsknoty za ojczyzną?
— Co też pan mówi, dlaczego z tęsknoty za ojczyzną? Z fortecy widać było te same góry co z aułu, a tym dzikusom nic więcej nie potrzeba. A przy tym Grigori Aleksandrowicz codziennie dawał jej jakiś podarunek: w pierwszych dniach milcząc dumnie odpychała prezenty, które wówczas dostawały się szynkarce i podniecały jej krasomówstwo. Ach, podarki! Czego kobieta nie zrobi za kolorową szmatkę!...
No, ale to nie
należy do rzeczy... Długo porał się z nią Grigori Aleksandrowicz; jednocześnie uczył się tatarskiego, a ona zaczynała rozumieć nasz język. Stopniowo przyzwyczaiła się patrzeć na niego, z początku spode łba, zezem i wciąż się smuciła, śpiewała swoje pieśni półgłosem; bywało, że i mnie robiło się smutno, gdy słuchałem jej z sąsiedniego pokoju.. Nigdy nie zapomnę jednej sceny: przechodziłem obok okna i zajrzałem przez nie; Bela siedziała na przypiecku, zwiesiwszy głowę na piersi, a Grigori Aleksandrowicz stał przed nią. „Posłuchaj, moja peri — mówił — przecie wiesz, że wcześniej czy później musisz być moją, więc po cóż mnie męczysz? Czy kochasz jakiegoś Czeczeńca? Jeżeli tak, natychmiast puszczę cię do domu." Ledwie dostrzegalnie drgnęła i pokręciła głową. „A może — mówił dalej — jestem ci całkiem


nienawistny?" Westchnęła. „Albo twoja wiara zabrania ci mnie pokochać?" Pobladła i milczała. „Wierzaj mi, Allach dla wszystkich plemion jest jeden i ten sam i jeżeli roi pozwala kochać ciebie, czemu ma tobie zabronić odpłacać mi wzajemnością?" Popatrzyła mu badawczo w twarz, jak gdyby uderzona tą nową myślą; oczy jej wyrażały niedowierzanie i pragnienie, by ją przekonał. Co za oczy! błyszczały jak dwa węgle.
„Posłuchaj, miła, dobra Belu! — ciągnął dalej Pieczorin — widzisz, jak ciebie kocham; gotów jestem oddać wszystko, aby cię rozweselić, chcę, żebyś była szczęśliwa; a jeżeli znowu będziesz się smucić, to ja umrę. Powiedz; będziesz weselsza?" Zastanowiła się nie spuszczając z niego swych :czarnych oczu, potem uśmiechnęła się przychylnie i kiwnęła głową na znak zgody. Wziął ją za rękę i zaczął namawiać, żeby go pocałowała; słabo się broniła i tylko powtarzała: „Proszę, proszę, nie trzeba, nie trzeba." Jął
nalegać; zadrżała, rozpłakała się. „Jestem twoją branką — mówiła — twoją niewolnicą; oczywiście możesz mnie zmusić" — i znowu łzy.
Grigori Aleksandrowicz uderzył się pięścią w czoło i wybiegł do drugiego pokoju. Zaszedłem do niego; chodził pochmurny ze złożonymi rękami z kąta w kąt. „No co, dobrodzieju?" — zapytałem. „Diabeł tnie kobieta! — odpowiedział — ale daję panu słowo honoru, że ona będzie moja..." Pokręciłem głową. „Chce pan się założyć? — rzekł — za tydzień!" „Proszę bardzo!" Uderzyliśmy się nawzajem w dłonie i pożegnaliśmy się.
Zaraz nazajutrz posłał umyślnego do Kizlaru po sprawunki, przywieziono mnóstwo różnych perskich materii, trudno było je zliczyć.