Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
— Dobrze pan wie — rzecz nie w tym, że „nie zdołałem”. Kiedy ostami raz zadał mi pan to pytanie, pokazałem panu to. — Po tych słowach Paweł popchnął w stronę konsultanta swój przenośny komputer. Nowskoj nie patrzył jednak na ekran, tylko spoglądał wciąż groźnie na kapitana. Graczow podniósł się i ustawił komputer dokładnie pod nosem konsultanta, nie zrażony jego uporem. — Jak pan widzi, to klatka obrazu z zestawu Szczuka numer cztery — ciągnął. — Pamięta pan, że wystrzeliliśmy Szczukę cztery, prawda?
— Do czego pan zmierza, kapitanie? — spytał Nowskoj.
— Widzi pan, ten duży, podłużny obiekt na dole ekranu, po prawej, to my Wyglądamy bardzo fotogenicznie, nie uważa pan? Tylko że dokładnie nas widać. Kontrast jest taki, że naprawdę nie można nas nie zauważyć, nawet bez komputerowej korekty obrazu. Gdyby przyglądał nam się okręt wyposażony w system obrazowania pola akustycznego, bylibyśmy ugotowani!
Nowskoj spuścił wzrok.
— Aha! — Graczow uśmiechnął się. — Słucha pan, co mówię. Skoro potrafi pan słuchać, to może i myśleć, nawet jeśli jest pan konsultantem. A jeśli pan pomyśli, może zgodzi się pan ze mną w sprawie tego, co by się stało, gdyby posiadający system obrazowania pola SSNX znajdował się w pobliżu, szukając z wściekłością sprawcy ataku na admirałów? Czy nie sądzi pan, że mądrze było wydostać się chyłkiem z zatoki, kiedy SSNX zajęty był poszukiwaniem rozbitków?
— Kapitanie, miał pan znakomitą okazję przeprowadzenia ataku podczas eksplozji min plazmowych, kiedy systemy SSNX-a były na wpół ogłuszone. Należało wystrzelić cztery, pięć kierujących się na kilwater torped Berkut albo ze dwie Bora II i amerykański okręt podwodny poszedłby w drzazgi. A pan tymczasem uciekał jak złodziej. — Słychać było, że konsultant jest zmęczony sytuacją, mówił tonem pełnym rezygnacji.
Graczow klepnął starszawego mężczyznę w ramię i oznajmił:
— Cieszę się, że nareszcie zgadza się pan ze mną. Zaczaimy się i zaatakujemy SSNX-a, kiedy tylko wypłynie z Norfolku. A to nastąpi bardzo niedługo.
— Skąd ta pewność, panie kapitanie? — spytał Swiatosłow.
— Stąd, panie Pierwszy, że resztki dowództwa amerykańskiej marynarki, jacyś emerytowani admirałowie, powołani na nowo do służby, albo ktoś kto został w domu ze względu na pogrzeb matki czy świeżo przebytą operację woreczka żółciowego, podejrzewają już, że ataku dokonał okręt podwodny. Wyślą szybko SSNX-a, żeby nas znalazł.
— Może — zgodził się bez przekonania Michajło. — Być może oprócz najnowocześniejszego SSNX-a poślą trochę ulepszonych 688 i grupę niszczycieli do zwalczania okrętów podwodnych i śmigłowców — zauważył.
— Może i całą armadę — zgodził się dowódca „Wiepria”. — Chciałbym się trochę przespać, panowie — oznajmił. — Wybaczcie.
Dwaj pozostali mężczyźni wyszli z kapitańskiej kabiny. Paweł rozebrał się i położył. Właśnie minęła północ, zaczął się wtorek, dwudziesty czwarty lipca. Graczow popatrzył w górę, w ciemność. Nazajutrz, a może nawet za parę godzin, nadejdzie zemsta Amerykanów — pomyślał. Uzasadniona, straszliwa i śmiertelnie groźna.
Będzie musiał dowodzić okrętem po mistrzowsku, i wykorzystać wszelkie jego możliwości. Przekraczać znamionową prędkość i łamać standardowe procedury. Albowiem SSNX z całą pewnością upomni się o jego skórę. W ciągu kilku najbliższych dni jeden z dwóch okrętów — SSNX albo „Wiepr” — spocznie na dnie morza.
Kapitan ziewnął, przeciągnął się i zamknął oczy. Po chwili jego oddech stał się wolniejszy. Paweł zapadł w głęboki sen.
Część piąta
Przylądki Wirginii
24
Jonathan George S. Patton IV nie spał już od czterdziestu sześciu godzin. W tej chwili przed jego domem lądował turbośmigłowy samoloto-śmigłowiec V-44 Bullfrog, budząc i strasząc sąsiadów. Kontradmirał przerwał połączenie wideotelefoniczne na swoim przenośnym komputerze, złapał marynarską torbę i wstał. Statek powietrzny osiadł na ziemi, ale jego wirniki nie zatrzymywały się. Wzniecany przez nie wicher tarmosił gałęzie drzew; nawet terenowy samochód Pattona kiwał się na resorach. Marcy patrzyła na męża z mieszaniną gniewu i lęku.