Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Gdy zakoDczyB si sezon oratoryjny 1750, w ramach którego prawykonana zostaBa Teodora, Handel po raz ostatni wyprawiB si do Rzeszy, której granice przekroczyB akurat w dniu [mierci Bacha (niewiele wcze[niej i jego |ycie znalazBo si podobno w niebezpieczeDstwie -w zwizku z wypadkiem powozu, którym podró|owaB przez Holandi)Podczas tych spotkaÅ„ z karawanami, ciÄ…gle miaÅ‚em przed oczyma postać ojca Desideriego*, któremu przed ponad dwustu laty udaÅ‚o siÄ™ dotrzeć z podobnÄ… karawanÄ…...Drugi pogl¹d nakazuje pojêcie orzeczenia kwalifikowaæ wy³¹cznie wed³ug legis fori: czyli prawa pañstwa, w którym orzeka siê o uznaniu (œciœlej wed³ug przepisów...- Uważaj, co mówisz - skarciÅ‚a jÄ… szeptem Siuan, ob­rzuciwszy znaczÄ…cym spojrzeniem drzwi z nieheblowanych de­sek, za którymi staÅ‚ strażnik...Korzyœci natury zdrowotnej i pedagogicznej wynikaj¹ce z powiêkszenia godzin zajêæ WF i sportu oraz intensyfikacji tych zajêæ, g³ównie przez prowadzenie ich na œwie¿ym...Nikt z jego nowych znajomych nie wiedziaÅ‚ nic o zabiera­nych z ulicy i dobrze opÅ‚acanych dziewczynach, którym na Croom's Hill kazaÅ‚ stać nago w ogrodzie, aż...Lecz nie otworzyÅ‚ przytomnych oczu i kiedy Å›wit wszedÅ‚ miÄ™dzy nas kÅ‚Ä™bami drobno roziskrzonego Å›niegu od okien, którymi w zadymce górskiej wyÅ‚ caÅ‚y dom,...W warunkach wolnoœci ludzie uk³adaj¹ swoje stosunki tak, ¿e d¹¿¹ do kontaktowania siê z tymi, którzy s¹ dla nich sympatyczni, i unikaj¹ tych, którzy im dostarczaj¹...zaszczyty, którymi go obsypaÅ‚, a których na pewno by — jak mówiÅ‚ — nie dostÄ…piÅ‚, gdyby swoim szczerym oddaniem nie zasÅ‚użyÅ‚ na nie... Tego samego jeszcze miesiÄ…ca, w którym objÄ…Å‚ rzÄ…dy Pomorza, dnia 26-go Lipca 1295 roku, koronowaÅ‚ siÄ™ PrzemysÅ‚aw w Gnieźnie na króla polskiego, za...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Keys miał wspaniały humor, przeczuwał zbliżający się triumf. Jego ekipa kręciła się dokoła pełna radości; zbliżała się ważna chwila dla Ziemi. Keys wiedział, jak bardzo ważna, ponieważ w jakiś sposób nawiązał telepatyczny kontakt z cywilizacją, która stworzyła i kierowała Statkiem. Śniły mu się cudowne sny, znacznie piękniejsze niż sny z dzieciństwa, i wzbierała w nim jakaś dziwna miłość, miłość dla tej wspaniałej inteligencji flirtującej z Ziemią.
Jego ekipa była w stanie pełnej gotowości. Ale to oczekiwanie mąciło jakieś dziwne uczucie, którego Keys teraz doznawał. Wydawało mu się, że jest razem ze Statkiem i z jego załogą. Ich siła ujawniła się, utożsamiła w stale drgającej fali myśli, która kontrolowała go, jak na monitorze. Czuł, że oni nie znajdą tej istoty z kosmosu, bo brak im współczucia i doświadczenia. Zrobił wszystko, co mógł, by uchronić ich zagubionego towarzysza.
Wozy naukowej ekipy świeciły się, a przez otwarte drzwi można było zobaczyć ich wnętrza - czytniki migotały, wskazówki tańczyły, skomplikowane układy - błyszczały.
Przynosił to w ofierze owej zagubionej istocie ze wszechświata.
Elliott wrócił do domu, kretynek Lance mu towarzyszył.
- Co ci się stało na biologii, Elliott. Coś ci odbiło dzisiaj, wiesz?
- Wiem.
- Dziwaczne zachowanie. Nie sądzisz, że to głupio zwracać na siebie uwagę... w takiej chwili? - . Kretynek rzucił Elliottowi znaczące spojrzenie, niczym mysz, która zjadła kawał sera i rozgląda się teraz na lewo i prawo.
Elliott popatrzał na Lance'a i znów nabrał ochoty kopnąć go w tyłek, ale powstrzymał się, ponieważ teraz, jak i przedtem w oczach kretynka odbijały się oczy E.T. z zapalonymi maleńkimi światełkami.
Elliott westchnął i poszedł ku schodom, Lance nie odstępował go ani na krok, jakby był przyklejony.
- Muszę przyznać, że dałeś w kość tej biokreaturze. Dzieci, które przyszły po nas do pracowni, twierdziły, że on był odurzony eterem. Ty wiesz, co się dzieje w takim stanie? Facet traci koordynację ruchów, potyka się. Tak właśnie z nim było.
Weszli do pokoju Elliotta, utorowali sobie drogę poprzez rumowisko rzeczy i otworzyli schowek, gdzie znaleźli E.T. leżącego na poduszkach, z nogami uniesionymi do góry. Lance był przerażony.
- Ty go zostawiasz samego? Zwariowałeś. To jest najcenniejsza istota na świecie! Każdy może tu wtargnąć i porwać go albo on sam się skaleczy, czy coś złego sobie zrobi.
Elliott podniósł starego wędrowca z poduszki. - Jest pijany. E.T. otworzył oczy. - Powiedz: sześć butelek.
- Dosyć wypiłeś, E.T.
Sędziwy pielgrzym z przestworzy gwiezdnych wykonał jakieś znaki swym kosmicznym palcem i wybałuszył oczy. Miał czkawkę.
Lance mówił dalej osłupiały:
- Po co go ukrywasz? Czy wiesz, że wielu" ludzi płaci mnóstwo pieniędzy, żeby zobaczyć grupę KISS? A on jest ważniejszy niż KISS, jest ważniejszy niż Jankesi w Nowym Jorku! Elliott, masz tu kopalnię złota! Wyprowadź go na dwór.
Lance gestykulował, chciał pokazać, że ma wszelkie kwalifikacje, by być menedżerem. Jego sterczący kosmyk włosów błyskał czerwienią, sprawiał więc wrażenie, jakby został oskalpowany podczas trudnej ucieczki z pułapki na myszy pełnej sera; zasługiwał, by zrzucić go ze schodów. Ale był kretynkiem i nie zdawał sobie z tego sprawy. Więc po kretyńsku ględził dalej:
- Ty, ja i E.T. Musimy to uprawomocnić. Elliott podtrzymywał E.T., ale sędziwy wędrowiec chwiał się do przodu i do tyłu.
- Powiedz: ból głowy, Elliott.
- On ma kaca - jęknął Lance. - Ty nie wiesz, jak opiekować się istotą pozaziemską. Powinieneś tu mieć jakiegoś “trenera".
Elliott w dalszym ciągu trzymał mocno E.T., ale czuł ciężar jego ciała - jakąś dziwną ciężkość, ogromną ciężkość; niczego takiego dotąd nie doznał.
- E.T. - Potrząsnął nim i Pozaziemski skierował wzrok na niego. Chłopiec ujrzał w jego oczach wizje kosmosu, których nigdy w ciągu kilku tygodni przebywania razem z nim nie widział. Były to najbardziej odległe sygnały. Przeniknęły one ciało Elliotta i poczuł ciężar także własnego ciała.
- E.T., co siÄ™... dzieje...?
Sędziwy wędrowiec osunął się. Jego gęstość zmieniła się. Był jak jądro spadającej gwiazdy, siła przyciągania Ziemi kompletnie go obezwładniła. Stawał się czarną dziurą w przestworzach.