Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- A ja na to: "Mam", a ty: "Nie masz", "Mam", "Nie masz", "Mam", i tak w kółko, aż wybuchamy śmiechem.
I oboje wybuchnęli śmiechem.
- Miałem rację, nie musiałaś zeznawać - przypomniał Alvin.
Peggy spoważniała natychmiast.
- Na miłość boską, wysłuchaj mnie, Margaret! Ty także miałaś rację, jeśli się nad tym zastanowić. Nie powinieniem ci rozkazywać, mówić, co możesz, a czego nie możesz robić. Nie ja powinienem decydować, czy masz ponieść ofiarę i czy sprawa jest tego warta. Ty decydujesz o sobie, a ja o sobie. Zamiast tobą rządzić, powinienem tylko poprosić, żebyś się wstrzymała i zobaczyła, czy poradzę sobie bez tego. A ty byś się zgodziła, prawda?
Spojrzała mu prosto w oczy.
- Prawdopodobnie nie - odparła. - Ale powinnam się zgodzić.
- Może więc nie jesteśmy aż tacy uparci.
- Dzień później... nie, dwa dni później... rzeczywiście nie jesteśmy.
- To wystarczy, jeśli tylko pozostaniemy w przyjaźni, dopóki nie zmądrzejemy.
- Nie nadajesz się jeszcze do życia w małżeństwie, Alvinie - oświadczyła Peggy. - Przed tobą wciąż wiele mil do przejścia, a nie będę ci potrzebna, póki sam nie będziesz gotów do budowy Kryształowego Miasta. Nie mam zamiaru siedzieć w domu i tęsknić za tobą; nie chcę iść za tobą, kiedy potrzebujesz takich towarzyszy, jak ci mężczyźni. Zgłoś się do mnie, kiedy zakończysz swoje wędrówki. Zobaczymy, czy wciąż jesteśmy sobie potrzebni.
- A więc przyznajesz, że potrzebujemy siebie teraz?
- Nie dyskutuję z tobą, Alvinie. W niczym nie przyznam ci racji, a drobne sprzeczności nie zostaną wyjaśnione ani naprawione.
- Ci ludzie są moimi świadkami, Margaret. Zawsze będę cię kochał. Rodzina, jaką razem stworzymy, będzie naszym najwspanialszym dziełem, lepszym niż złoty pług i Kryształowe Miasto.
- Nie oszukuj sam siebie, Alvinie. Kryształowe Miasto będzie stało zawsze, jeśli tylko dobrze je zbudujesz. A nasza rodzina zniknie po kilku pokoleniach.
- A więc przyznajesz, że założymy rodzinę.
Uśmiechnęła się.
- Powinieneś kandydować w wyborach. Przegrałbyś, ale debaty byłyby zabawne.
Szła już do drzwi, kiedy otworzyły się nagle. Do pokoju wszedł blady szeryf Po Doggly. Rozejrzał się i dostrzegł Alvina.
- Jak możesz tak sobie siedzieć, bez sztuki broni w całym pokoju?
- Nie napadłem na nich ani oni na mnie - odparł Alvin. - Nie pomyśleliśmy, żeby przynieść strzelby.
- Włamali się do aresztu. Jakiś człowiek, podający się za ojca Amy Sump, podburzył tłum. Trzydziestu ludzi wyłamało drzwi do sądu, obezwładniło Billy'ego Huntera i odebrało mu klucze. Wyciągnęli z celi wszystkich więźniów i zaczęli ich tłuc, żeby się przyznali, który jest tobą. Wróciłem, zanim kogoś zabili, i przepędziłem ich, ale nocą nie odjadą daleko od miasta. Ktoś im w końcu zdradzi, gdzie jesteś. Dlatego śpijcie dzisiaj z bronią.
- Proszę się o to nie martwić - uspokoiła go Peggy Larner.
- Dzisiaj tu nie przyjdą.
Po spojrzał na nią, potem na Alvina.
- Jesteście pewni?
- Nie warto nawet wystawiać strażników. Zwróciliby tylko uwagę na zajazd. Ludzie wynajęci, żeby zabić Alvina, to tchórze. Zanim spróbują, muszą się najpierw upić. Prześpią do rana.
- A potem odjadą?
- Wystawcie straże na czas procesu. Potem, jeśli Alvina uniewinnią, wyjedzie z Hatrack i wasze koszmary się skończą.
- Włamali się do aresztu - powtórzył Po Doggly. - Nie wiem, kim są twoi wrogowie, Alvinie, ale na twoim miejscu pozbyłbym się tego pługa.
- Tu nie chodzi o pług - stwierdził Alvin. - Chociaż niektórzy z nich pewnie w to wierzą. Ale z pługiem czy nie, ci, co chcą mojej śmierci, i tak będą nasyłać na mnie takich ludzi.
- Naprawdę nie chcesz mojej ochrony? - upewnił się szeryf.
Alvin i Peggy Larner wspólnie uznali, że nie. Po pożegnał się i ruszył do drzwi, ale Peggy wzięła go pod rękę.
- Odprowadźcie mnie na dół, jeśli można prosić, do pokoju, który dzielę z moją nową przyjaciółką Ramoną.
I wyszła, nie oglądając się na Alvina. Gdy tylko drzwi się zamknęły, Measure parsknął śmiechem.
- Alvinie, czy ona chce cię wypróbować? Upewnić się, że nigdy nie podniesiesz na nią ręki, choćby nie wiem jak cię prowokowała?
- Mam przeczucie, że nie widzieliśmy jeszcze prawdziwej prowokacji - westchnął Alvin.
Ale uśmiechał się przy tym i wszyscy odnieśli wrażenie, że podoba mu się pomysł stoczenia czasem walki z panną Larner - walki na słowa, oczywiście, na spojrzenia, mrugnięcia i złośliwe uśmieszki.
Po wizycie Mike'a Finka zgasili świece i pokładli się do łóżek.
- Zastanawiam się, co chcieli ze mną zrobić - mruknął jeszcze Alvin.
Nikt nie spytał, o kim mówi.
- Chcieli cię zabić - odpowiedział Measure. - Czy to ważne, jakiego sposobu by użyli? Powieszenie. Spalenie żywcem. Tuzin kul z muszkietu. Naprawdę chcesz wiedzieć, jak miałeś zginąć?
- Chciałbym przyzwoicie wyglądać jako zwłoki, żeby można było otworzyć trumnę i żeby moje dzieci mogły się ze mną pożegnać.