Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.– Jak ci na imię, pięknotko?Odpowiedziała mi niskim głosem:– Na imię mi Merit i nie jest tu w zwyczaju nazywać mnie pięknotką, jak to robią...Tak więc upoiła mnie moja miłość i czułem się silniejszy w wieku męskim, niż byłem w młodości, bo młodość błądzi i miłość jej pełna jest mąk z powodu...Sternau uścisnął go, mówiąc: – Poznajesz mnie, Antonio? – Kto by was nie poznał, was dobroczyńcę hacjendy del Erina...plenipotentem, a mnie bardzo rzadko Kaziem albo Leśniewskim, ale dość często urwisem, dopóki byłem w domu, albo osłem, kiedym już poszedł do szkół...Kiedy znowu spotkałem się z Marią, doznałem dziw­nego i tajemniczego uczucia, wiedząc, że Herminę tak samo tuliła do serca jak mnie, że tak samo dotykała,...38 Jan z Gischali próbuje usunąć Józefa Jan, syn Lewiego, któremu moje sukcesy spędzały sen z oczu, pałał coraz większą nienawiścią do mnie...— Pan się ze mnie naśmiewa…— Myli się pani...– Z pewnością jesteś bardzo bogata – powiedziałem i ogarnęło mnie przygnębienie, bo zląkłem się, że nie jestem jej wart...– Zala Embuay? – spytałem, najbardziej oficjalnym tonem, na jaki mnie było stać...Kiedyś miałem sposobność obserwować go przez cały wieczór podczas koncertu symfonicznego; ku memu zdziwieniu, siedział w pobliżu, wcale mnie jednak nie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Była blisko, dłonie położyła jednak na kolanach i nie starała się mnie dotknąć.
- Tak, koty. Możesz mi nie wierzyć, Kerovanie, ale to nie są zwyczajne zwierzęta. Czytają w myślach i porozu­miewają się telepatycznie. Był także... widziałam go pierw­szego dnia... mały niedźwiadek, który może robić to samo. Koty kazały mi zaczekać, powiedziały, że ktoś przybędzie. Weszłam na wieżę i zobaczyłam drogę. Zastanawiam się jednak... - podniosła dłoń i popatrzyła na nią z uwagą. Potem wyciągnęła ją do mnie i zapytała:
- Kerovanie, podróżowałeś o wiele więcej ode mnie. Czy już kiedyś widziałeś coś takiego?
Nawet w narastającym zmroku widziałem na jej palcu pierścień. Chociaż obawiałem się jej teraz dotykać, ująłem podaną dłoń i przysunąłem bliżej oczu.
Kamień był ukształtowany nieregularnie. Ciekawe, że gdy dotknąłem ręki Joisan, stał się o wiele wyraźniejszy, miał bardzo dziwny kolor. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego połączenia barw - różowy i złoty - oba zlewały się w jedną harmonijną całość.
- Kerovan!
Nie musiała krzyczeć. Na moim nadgarstku zabłysnęła bransoleta. Promienie zdawały się skupiać na pierścieniu zwiększając bijący z jego wnętrza blask.
Joisan wyrwała się z mego uścisku i podniosła pierścień do góry w pobliże kryształowego Gryfa. Nie było najmniej­szej reakcji.
Zrobiła gest, jak gdyby chciała ściągnąć pierścień, ale coś ją powstrzymało.
- Nie wydaje mi się, aby był szkodliwy... - powiedziała powoli. - Może nie widzisz tego dokładnie, ale kamień ma formę kociej głowy, mimo że nie został wyrzeźbiony. Koty...
- Jesteś pewna, że są prawdziwe?
- Że nie są halucynacją? Też je widziałeś... są tak prawdziwe jak to! - Ponownie wyciągnęła dłoń. - Czy wydawały się iluzją, kiedy zatrzymały cię na drodze?
- Nie.
Byłem pewien, kimkolwiek były te zwierzęta i komukol­wiek służyły (jeżeli były sługami), że były prawdziwe. Mogłem być tutaj sprowadzony z. jakiegoś powodu. Tak sugerowała Elys. Chciałem odrzucić tę myśl, ale nie po­trafiłem.
- Skąd to masz?
Opowiedziała mi o swoich poszukiwaniach w zrujnowanej warowni, w której się teraz schroniliśmy, o zamkniętych drzwiach zaryglowanych od zewnątrz, gdzie znajdowały się ślady dawnej świetności, które rozsypały się w proch, gdy “wpuściła obecne czasy”. Jak po zniknięciu wszystkiego w promieniach słońca zabłysnął właśnie ten pierścień.
To była opowieść godna Kowala Pieśni, ale wierzyłem każdemu słowu.
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem... - zacząłem wolno. - To... - dotknąłem bransolety - wskazuje, że pierścień ma jakiś związek z Mocą.
- Na Ziemiach Spustoszonych istnieje wiele niezrozu­miałych rzeczy... czyż nie tak mówią nasze legendy? Wydaje mi się, że to miało... - zerknęła w moim kierunku... a przynajmniej minimalnie odwróciła głowę, chociaż było zbyt ciemno, żeby zobaczyć wyraz jej twarzy - miało - powtórzyła - zostać znalezione po otwarciu drzwi. Ale dlaczego ktoś miałby rzucić taki czar...
- Nie należy do Ciemności.
- Wiem - zgodziła się, spokojnie gładząc leżącego na piersi Gryfa. - On by mnie ostrzegł. To bardzo piękne... i dziwne... sposób, w jaki to otrzymałam... Zupełnie, jakby był to dar.
W jej głosie ponownie odczytałem nutę wyzwania, może podejrzewała, że chcę jej nakazać wyrzucić pierścień. Ale nawet o tym nie pomyślałem. Joisan miała tak niewiele pięknych rzeczy od momentu, kiedy wraz ze swymi ludźmi uciekła z Ithdale - może także i przedtem. Nie dałem jej żadnego prezentu, z wyjątkiem Gryfa - a i to stało się właściwie przypadkiem. Przez chwilę żałowałem, że pierścień nie był prezentem ode mnie... czymś, co ceniłaby o wiele więcej.
Szukałem Joisan, a teraz kiedy właściwie przypadkiem ją znalazłem... Wspomagano mnie i prowadzono w pożąda­nym kierunku - to wyjaśnienie było o wiele bardziej prawdopodobne. Była to gorzka konkluzja i nie chciałem jej akceptować. Może... oboje... byliśmy pochwyceni w sieć nieznanych planów... czyich... i dlaczego?
Musiałem też przyjąć, że od tej chwili pozostaniemy razem. Nie mieliśmy przewodnika, nie mogłem jej zostawić samej... wiedziałem też, że nie odejdzie.
To oznaczało, że szybko muszę odzyskać kontrolę nad uczuciami, muszę uwierzyć, że związek pomiędzy nami jest rzeczą niewłaściwą. Jeżeli się teraz do tego przyzwyczaję... to byłoby takie proste... będzie to dla niej niebezpieczne.
Obawiałem się nawet najmniejszego podporządkowania owym uczuciom, moim marzeniom. Tak bardzo walczyłem, aby ukryć w sobie wszelkie myśli. Nawet w tej chwili musiałem toczyć ze sobą walkę, pragnąłem wziąć Joisan w ramiona i zapomnieć o wszystkim.