Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
A córkę moją oddaję
Megaklesowi, synowi Alkmeona, Ateńczykowi!
STRONNICTWA
Z tego małżeństwa przyszła na świat córka i trzech synów. Najstarszy z nich otrzymał imię
dziada, Klejstenes. Tak odwdzięczył się Megakles za wybór swej osoby i za posag Agarysty.
Jak ogromne skarby przywiózł do Aten wraz z żoną, łatwo odgadnąć: przecież nawet odrzu-
conych zalotników Klejstenes obdarzył po królewsku. Stał się więc Megakles jednym z naj-
majętniejszych ludzi w Helladzie, był bowiem bogaty i przed poślubieniem córki tyrana. Miał
dziedziczne włości w Attyce, a także i złoto, które przed laty zyskał w Azji jego ojciec. Krą-
8
żyły o tym złośliwe plotki. Ponoć w czasie podróży po Azji Alkmeon odwiedził też miasto
Sardes, stolicę króla Lidii. Szczodry władca tamtejszy pozwolił gościowi wziąć ze skarbca
tyle złota, ile zdoła zabrać ze sobą. Alkmeon wdział obszerną szatę z głębokimi kieszeniami,
buty zaś wciągnął wysokie i luźne. Napchał sobie w komorze ziaren złota, gdzie tylko mógł,
nawet do ust, nawet włosy posypał złotym pyłem. Wyszedł ledwie powłócząc nogami, jakby
nabrzmiały i opuchnięty. Na widok niezwykłej postaci król nie mógł powstrzymać śmiechu.
Darował Alkmeonowi i to, co wyniósł ze sobą, i jeszcze drugie tyle. Lubił bowiem Hellenów,
czcicieli boga Hermesa, opiekuna poetów, kupców, złodziei.
Wydawało się Ateńczykom, że Megakles osiągnął wszystko, co bogowie mogą dać śmier-
telnikowi. On jednak sądził inaczej. Uważał te dary losu i niebian tylko za środek do uzyska-
nia władzy. Powodowała Megaklesem nie tylko ambicja, lecz i wciąż żywa pamięć klęski,
która spadła na ród przed dwoma pokoleniami. Wrogowie rozprawili się wówczas z Alkme-
onidami bezwzględnie. Wyrzucili z grobów nawet kości ich zmarłych.
Teraz wreszcie – dumał Megakles – nadchodzi czas pomsty. Oto dzięki swym bogactwom
będzie mógł stanowić o losach Aten! Upokorzy potomków ludzi, którzy niegdyś chcieli usu-
nąć z Aten nawet pamięć o Alkmeonidach!
Tak więc prowadził Megakles coraz niebezpieczniejszą grę polityczną. Skupił wokół sie-
bie całe stronnictwo. Zwało się ono Wybrzeże, bo przeważali w nim ludzie nad morzem
mieszkający lub z morza żyjący: żeglarze i kupcy, rybacy i rzemieślnicy, a także chłopi osia-
dli u brzegów półwyspu. Stronnictwem przeciwnym była Równina. Ta skupiała posiadaczy
ziemskich z żyznej doliny rzeki Kefizos. Wśród rodów Równiny dużo znaczyli Filajdzi, a
więc dom Hippoklidesa i jego krewnych. Starania o rękę Agarysty zaogniły dawną niechęć tej
rodziny do Alkmeonidów.
O co wiodły spór owe dwa stronnictwa? Wybrzeże broniło ustroju, który przed trzydziestu
prawie laty, w roku 594, wprowadził Solon. Zniesiono wówczas wiele przywilejów arysto-
kracji, prawo zaś do piastowania urzędów uzależniono tylko od stopnia zamożności. To od-
powiadało ludziom Wybrzeża, którzy na ogół nie szczycili się znakomitym pochodzeniem,
przeważnie jednak byli majętni. Równina natomiast głosiła powrót do dawnego porządku,
kiedy to władzę sprawowali „najlepsi”.
Naturalne miejsce Alkmeonidów byłoby wśród rodów Równiny, bo przecież i oni należeli
do wysokiej arystokracji, czyli, jak to nazywano w Attyce, byli eupatrydami. Jednakże przed
dwoma pokoleniami, w r. 630, Alkmeonidów wyrzucono z kraju. Wszystkich: żywych i
zmarłych. Sędziowie z najmożniejszych rodów wydali wówczas wyrok: Alkmeonidzi winni
są zbrodni wobec bogów i ludzi. Dopiero Solon zezwolił tułaczom na powrót do ojczyzny.
Cóż więc dziwnego, że Megakles tak gorliwie bronił praw Solona i tak wrogi był rodom
Równiny, które niegdyś wyklęły jego przodków?
Ale Równina była potężna, zasobna, zasiedziała. Jej rody cieszyły się wśród ludu powagą,
bo wywodziły swych przodków od mitycznych bohaterów i królów. Mimo więc wysiłków
Megaklesa nie było widoków pełnego zwycięstwa. Nie było i dlatego, że działało w kraju
trzecie stronnictwo. Nazywano je Wyżyną, bo przeważali w nim ubodzy górale z nieurodzaj-
nych gór w północnej Attyce. Szli niemal ślepo za swym przywódcą Pizystratem, który miał