Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Tracy spojrzał na nieszczęsne, martwe zwierzę leżące obok zamówionej uprzednio skrzyni, w której miało być pochowane. Popatrzył na nie od progu, odezwał się nie czekając na swoją kolej i w ten sposób pozbawił ceremonię wszelkiego sensu.
- To nie jest mój tygrys - powiedział - ani nawet czarna pantera, tylko górski lew, którego futro ktoś przefarbował na czarno.
Art Pliley został aresztowany pod zarzutem oszustwa - dziennik Mirror odzyskał swoje pieniądze - myśliwy znalazł się w więzieniu. Odwiedził go tam wydawca News i wnet sprawa przybrała inny obrót. Ustalono, że gazeta będzie miała wyłączność na publikację wspomnień Plileya i zapłaci mu aż sześć tysięcy dolarów. Art ujawniał swoje grzeszki przez trzy dni, a potem długo musiał za nie pokutować, bo wyznał dokładnie wszystko i okazało się, że ma na sumieniu wiele innych, równie chytrych postępków. Oświadczył, że zależy mu przede wszystkim na sławie, a ponieważ w końcu stał się dość sławny, nie chce zatrzymywać się w połowie drogi.
Nie warto tu przytaczać jego nudnych wspomnień. Wystarczy powiedzieć, że pragnął sławy.
Dziewiątego dnia Tygrys Tracy’ego był już bardzo chory. Nadal ukrywał się w piwnicy pod pomieszczeniem, w którym Roush, Rubeling i Ryan balsamowali zwłoki. Nocą drżący i zbolały tygrys wyczołgał się z kryjówki i podpełzł do kosza na odpadki, w którym znalazł okrawki mięsa, trochę kości i resztki rozmaitych jarzyn. Po trochu przenosił odpadki do swojego legowiska.
O drugiej nad ranem pewien mały chłopiec obudził się i zaczął kaszleć. Czekał na matkę, która miała przynieść mu lekarstwo. Gdy wreszcie przyszła rzekł:
- Mamo, popatrz na tego wielkiego kota przy śmietniku.
Mama wyjrzała przez okno i poszła obudzić tatę. Tata nie trzymał w domu broni, ale za to interesował się fotografią i miał aparat oraz lampę błyskową.
Siedział przy oknie trzy minuty, czekając, aż tygrys wróci do śmietnika. Gdy zwierzę wyszło z kryjówki, zdenerwował się tak bardzo, że nie potrafił go sfotografować.
Mama rozzłościła się, zabrała mu aparat i podała go ośmioletniemu synowi. Chłopiec zrobił zdjęcie najlepiej jak umiał, ale tygrys zauważył błysk lampy, uskoczył i pomknął do kryjówki.
Mężczyzna ubrał się i wywołał zdjęcie w swojej ciemni. Było na nim widać zadek tygrysa.
Zaniósł tą marną fotografię na policję, gdzie przesłuchiwano go całą godzinę. O czwartej nad ranem chory tygrys usłyszał jakiś hałas i zobaczył światła. Długo patrzył i nasłuchiwał.
Kiedy wszystko się uspokoiło, wylazł z ukrycia i powlókł się w stronę śródmieścia.
Zdjęcie i jego niezwykła historia zostały natychmiast opublikowane w gazetach razem z fotografią chorego dziecka, które poczuło się jeszcze gorzej.
Dzielnica Nowego Jorku, w której mieszkał chłopiec, została starannie rozrysowana przez doświadczonych kartografów. Szukano miejsc, w których mógł ukrywać się tygrys.Rozdział 12
Kapitan Earl Huzinga wiele razy przyjeżdżał do Bellevue i długo naradzał się z Tracym. Postanowił wreszcie udać się prosto do komendanta policji Bly’a. i przedstawić mu swój niezwykły plan, nawet gdyby miał przez to stracić pracę.
- Tracy znajdzie dla nas tygrysa - oznajmił kapitan Huzinga.
- Jak? - zapytał komendant Bly.
- Wiem, że to, co powiem, wyda się panu zagmatwane - uprzedził Huzinga - ale rozmawiałem z nim wiele razy i zrozumiałem, że ten plan wcale nie jest zły. Na pewno się uda.
- Ale jak? - zapytał ponownie Bly.
- Przede wszystkim - rzekł kapitan - Tracy nie chce, żeby ktoś się o tym dowiedział. Żadnego rozgłosu.
- Możemy to zrobić dyskretnie - przyznał komendant.
Ta awantura z tygrysem przysporzyła mu wielu troski i kłopotów. Miał dopiero sześćdziesiąt sześć lat, ale ostatnio czuł się o wiele starszy.
- Na Warren Street był kiedyś skład Otto Seyfanga, importera kawy - wyjaśniał Huzinga. - Firmy już nie ma, ale budynek nadal stoi. Tracy chce, żebyśmy powiesili na tym domu szyld z napisem „Otto Seyfang”. W pomieszczeniach działu kontroli siądzie przy stole trzech facetów. Nazywają się Peberdy, Ringert i Shively. Będą znów kiperami. Peberdy wynajmuje umeblowany pokój. Ringert jest w Bellevue, Shiverly mieszka u córki w Bronx.
- Bez sensu. Po co to wszystko? - zapytał Bly.
- Wiem, że ma pan wątpliwości - rzekł Huzinga - ale moim zdaniem Tracy naprawdę pomoże nam złapać tygrysa. Potrzebuje tylko jednego dnia. Najlepsza byłaby niedziela. To nam bardzo odpowiada, bo w niedzielne popołudnie na Warren Street na pewno nie będzie nikogo oprócz kilku pijaków.
- Dużo pan ostatnio przesiadywał w Bellevue - stwierdził komendant Bly - i dlatego panu też brak piątej klepki. Ale proszę dalej, wysłucham tego do końca.
- Tracy chce, żebyśmy przywieźli do magazynu ze sto worków kawy - mówił dalej Huzinga.
- Ale po co?
- Był kiedyś tragarzem - wyjaśnił kapitan. - Przyjdzie tam w niedzielę o ósmej rano. Będzie dźwigał i przenosił worki. Peberdy, Ringert i Shively pójdą do działu kontroli i będą próbować kawy. Co jakiś czas Tracy zrobi sobie przerwę i trochę z nimi posiedzi. W południe wyjdzie przed budynek i postoi w słońcu. O wpół do pierwszej na Warren Street pojawi się dziewczyna nazwiskiem Laura Luthy. Zatrzyma się przed składem Otto Seyfanga.
-Rzeczywiście to zrobi? - zainteresował się Bly.
- Tak - odparł Huzinga.
- I co dalej? - niecierpliwił się komendant.