Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Zaczynasz mówić jak my, stuknięci anarchiści.
Doyle mrugnął do niego przyjaźnie.
- Widocznie to zaraźliwe. Zdrówko.
Przechylił puszkę i wypił połowę piwa. Otarł usta wierzchem dłoni i popatrzył z zadowoleniem, jak legioniści wlewają w siebie szampana niczym wodę.
- A przy okazji, Margrave prosił, żebym dał wam to...
Przesyłka przyszła dzień wcześniej. Była do niej dołączona kartka od Ganta o następującej treści: „Operacja przełożona na przyszły tydzień. Przekaż ten prezent naszym przyjaciołom w Maine, kiedy poczęstujesz ich specjalnym szampanem. Powiedz im, że to od Margrave’a. Zaczekaj, aż wszystko wypiją. To bardzo ważne”.
Rudy otworzył opakowanie. W środku była płyta DVD. Wzruszył ramionami i włożył ją do odtwarzacza. Po kilku sekundach na ekranie ukazało się nieruchome zdjęcie twarzy Ganta.
Chcę się pozbyć Legionu Lucyfera - rozległ się jego głos.
Jak proponujesz to zrobić?
Doyle nie wierzył własnym uszom. To była jego rozmowa z Gantem po polowaniu na lisa.
Polecisz na wyspę Margrave’a w Maine i powiesz im, że masz dla nich prezent od niego. Poślesz ich do piekła, gdzie ich miejsce, za pomocą butelki bąbelków.
Wszyscy w kuchni patrzyli na Doyle’a.
Zdobył się na swój najbardziej czarujący irlandzki uśmiech.
- To nie to, co myślicie.
Nie miał szans. Jego los był przesądzony w momencie, kiedy dostał płytę. Nigdy się nie dowiedział, że przysłał mu ją Barrett, nie Gant. I że pluskwa, którą Austin umieścił
pod ogrodowym stolikiem, spisała się doskonale, wyłapując polecenie Ganta, żeby zlikwidować legionistów.
Doyle zerwał się i rzucił do drzwi, ale jeden z lucyferów podciął mu nogi. Doyle upadł. Podniósł się i sięgnął do kabury na kostce, ale powalono go z powrotem na podłogę i rozbrojono. Popatrzył na sześć demonicznych twarzy wokół siebie.
Nic z tego nie rozumiał. Anarchiści wiedzieli, że ich otruł, a mimo to się uśmiechali.
Nie miał pojęcia, że żądza mordu stłumiła w nich wszystkie inne uczucia, nawet strach przed śmiercią.
Usłyszał, jak wysuwa się szuflada z nożami kuchennymi. Potem go zaatakowali.
EPILOG
Dwieście mil morskich na wschód od Norfolk w Wirginii dwa statki badawcze NUMA i NOAA, „Peter Throckmorton” i „Benjamin Franklin”, płynęły obok siebie przez zielony ocean jak para współczesnych okrętów pirackich.
Dzioby z szumem przecinały wodę, pokłady ochlapywanie były rozbryzgami niesionymi przez wiatr. W słabo oświetlonym centrum obserwacyjnym „Throckmortona”
panowało napięcie. Spider Barrett siedział przy komputerze, przebiegał palcami po klawiaturze i nie odrywał wzroku od obrazu kuli ziemskiej na ekranie monitora. Choć pomieszczenie było klimatyzowane, na wytatuowanej głowie Barretta lśnił pot.
Otaczali go Zavala, Hibbet i Adler, ekspert od fal morskich, którego Joe i Austin poznali na pokładzie „Throckmortona”. Wokół zebrało się też kilku techników z załogi statku.
Barrett przerwał na chwilę pracę i przetarł oczy, jakby chciał się poddać. Potem znów opuścił ręce na klawiaturę niczym pianista na koncercie. Na wyświetlonych oceanach zaczęły się pojawiać pulsujące czerwone punkty. Barrett odchylił się na krześle do tyłu i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Panowie - oznajmił uroczyście - mamy je. Rozległy się brawa.
- Nadzwyczajne! - wykrzyknął doktor Adler. - Nie mogę uwierzyć, że jest tyle miejsc, gdzie powstają wielkie fale.
Barrett kliknął myszą na jednym z punktów. Pojawiły się informacje o stanie morza, pogodzie i prądach w tym rejonie. Najważniejszą była ocena zagrożenia z podaniem potencjału i wielkości gigantycznej fali.
Znów rozległy się brawa.
Zavala wyjął z kieszeni komórkę i zadzwonił na „Benjamina Franklina”. Gamay i Paul czekali na jego telefon w podobnym centrum na statku NOAA.
- Przekaż Paulowi, że orzeł wylądował - powiedział do Gamay. - Szczegóły później.
Wyłączył się i poszedł w róg pomieszczenia, gdzie zostawił plecak. Otworzył go i wyjął parę butelek tequili i stos plastikowych kubków. Nalał kolejkę i wzniósł toast:
- Za Laszlo Kovacsa.
- I za Spidera Barretta - przyłączył się Hibbet. - Przekształcił niszczycielską silę w coś dobrego. Jego praca uratuje życie setkom, a może nawet tysiącom marynarzy.
Barrett wziął się do roboty podczas lotu powrotnego znad anomalii
południowoatlantyckiej, kiedy zobaczył, jaka niekontrolowana potęga została uwolniona.
Starał się wymyślić pożyteczny sposób wykorzystania tez Kovacsa. Po wylądowaniu w Waszyngtonie zniknął na kilka dni, potem zjawił się nieoczekiwanie w kwaterze głównej NUMA i przedstawił swój pomysł Alowi Hibbetowi.
Jego plan zapierał dech, ale był niezwykle prosty. Barrett zaproponował użycie fal elektromagnetycznych Kovacsa do wykrywania pod dnem morskim anomalii, mogących powodować zaburzenia na powierzchni. Każdy statek oceaniczny odpowiedniej wielkości byłby wyposażony w czujnik Kovacsa, umieszczony na dziobie. Sensory stale przekazywałyby informacje, kompilowane z obserwacjami satelitarnymi i odczytami ziemskiego pola magnetycznego.