Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Barles doskonale wiedział: fakt, że serbski artylerzysta, na przykład, wystrzeli z moździe­rza nabój PPK-S1A, a nie PPK-SSB i trafi w kolejkę po chleb w...Ingtar, lord Ingtar z Dynastii Shinowa (IHNG-tahr, shih­NOH-wah): Wojownik rodem z Shienaru, poznany w Fal Dara...— On tam jest, łap go! — krzyknął Wilhelm i rzuci­liśmy się w tamtą stronę, mój mistrz szybciej, ja wolniej, gdyż niosłem kaganek...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Nikt z jego nowych znajomych nie wiedział nic o zabiera­nych z ulicy i dobrze opłacanych dziewczynach, którym na Croom's Hill kazał stać nago w ogrodzie, aż...- Na litość Boga, niech mi pan nie mówi o piosen­kach, cały dzień żyję wśród muzycznych kłótni!Ale profesor zaczął już mówić, z jego ust słowa...Czy duchy, które walczyły ze sobą za życia, uważają się jeszcze po śmierci za nieprzyjaciół i czy są jeszcze przeciwko sobie nawzajem za­wzięte, jak za...Gdyby wciąż była wolna, mogłaby chcieć poślubić go z obowiąz­ku, bądź co bądź miała ojca pułkownika...Minęli kilka dość dużych zajazdów i innych budynków, które mogłyby posłużyć im za kwatery, po czym dojechali do przeciw­ległego krańca miasta...Pani Wanda dziwnie jakoś popatrzyła na niego, a potem na psa, który swoimi kaprysami dezorgani­zował całą robotę w domu...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Po chwili coś zaczęło drapać o skobel, jakby próbował go odsu­nąć ktoś, kto nie ma wprawy w posługiwaniu się ani drzwiami, ani palcami.
Drzwi zgrzytnęły i otworzyły się powoli.
Pomieszczenie wypełnił ostry zapach piżma i mokrej sierści.
Niepewne kroki skierowały się do postaci skulonej pod koł­drą.
Niania uniosła falbankę czepka - tylko trochę, żeby coś widzieć.
- I co? - powiedziała. A potem: - Niech mnie! Nie wiedziałam, że masz takie wielkie zęby!
Babcia Weatherwax zatrzasnęła drzwi i szybko zrobiła krok do przodu. Wilk odwrócił się i obronnym gestem podniósł łapę.
- Nioeee!
Babcia zawahała się przez sekundę, po czym z całej siły walnę­ła go w głowę żelazną patelnią. Wilk padł na podłogę. Niania Ogg zsunęła nogi z łóżka.
- Kiedy to się stało pod Skundem, mówili, że to był wilkołak albo coś podobnego. Pomyślałam wtedy, nie, wilkołaki nie są takie. Nigdy bym nie przypuszczała, że to prawdziwy wilk. Wystraszył mnie, nie ma co.
- Prawdziwe wilki nie chodzą na tylnych łapach i nie otwiera­ją drzwi - zauważyła babcia Weatherwax. - Chodź, pomóż mi go wynieść.
- Przeraziłam się, kiedy zobaczyłam, jak prosto na mnie idzie wielki, kosmaty, zaśliniony potwór. - Niania chwyciła jeden koniec powalonego zwierzęcia. - Spotkałaś kiedy starego Sumpkinsa?
Rzeczywiście, wilk wyglądał całkiem zwyczajnie, tyle że był chudszy niż większość. Pod skórą sterczały mu żebra, sierść miał spląta­ną. Ze studni obok wygódki babcia wyciągnęła wiadro mętnej wody i wylała mu ją na głowę.
Potem usiadła na pniu. Wysoko na gałęziach śpiewało kilka ptaków.
- On mówił - przypomniała. - Próbował powiedzieć „nie”.
- Też tak mi się zdawało - zgodziła się niania Ogg. - Ale po­myślałam, że może coś sobie wyobrażam.
- Nie warto niczego sobie wyobrażać. Sprawy wyglądają dosta­tecznie fatalnie.
Wilk stęknął. Babcia oddala niani patelnię.
- Spróbuję mu zajrzeć do wnętrza umysłu - powiedziała. Niania Ogg pokręciła głową.
- Na twoim miejscu bym tego nie robiła.
- Ale to ja jestem na moim miejscu i muszę sprawdzić. Ty tyl­ko stój tu i uważaj z tą patelnią.
Niania wzruszyła ramionami.
Babcia skoncentrowała się.
 
***
Bardzo trudno jest odczytać myśli człowieka. Większość . ludzi myśli stale o tak wielu rzeczach, że prawie niemożli­we jest wśród tej powodzi wyszukanie jednego strumienia.
Umysły zwierząt są inne. O wiele mniej zaśmiecone. Najłatwiej­sze ze wszystkich są umysły drapieżników, zwłaszcza przed posił­kiem. W świecie psychiki nie ma kolorów, lecz gdyby istniały, umysł głodnego drapieżnika byłby gorący, purpurowy i ostry jak strzała. Umysły roślinożerców też są proste: spięte srebrzyste sprężyny, go­towe do ucieczki.
Ale to nie był zwyczajny umysł. To były dwa umysły.
Babcia wychwytywała czasem myśli leśnych łowców - kiedy sie­działa spokojnie wieczorem i pozwalała swemu umysłowi błądzić bez celu. Wprawdzie rzadko, ale jednak czasem wydawały się po­dobne do tego, a przynajmniej do bladego cienia tego. Rzadko, kiedy łowca właśnie miał zaatakować, przypadkowe strumienie my­śli zbiegały się w jeden. Ale to było inne. To było przeciwieństwem tamtego wrażenia - obłąkane, kalekie próby złuszczające się ze smu­kłego grotu instynktu drapieżcy. To był umysł drapieżnika, który usiłował myśleć.
Nic dziwnego, że popadał w szaleństwo.
 
***
Otworzyła oczy.
Niania Ogg wznosiła nad jej głową patelnię. Ręce jej drżały.
- No - powiedziała. - Kto tam jest?
- Przydałby mi się kubek wody - powiedziała babcia. Wrodzo­na ostrożność przebiła się przez chaos myśli. - Ale nie z tej studni, jeśli można.
Niania uspokoiła się trochę. Kiedy czarownica zaczynała grze­bać w cudzym umyśle, nigdy nie było pewności, kto powróci. Ale babcia Weatherwax była najlepsza. Magrat przez całe życie może próbować odnaleźć siebie, lecz babcia nie rozumiała samej idei po­szukiwań. Jeśli nie potrafiła znaleźć drogi powrotnej do własnej gło­wy, to znaczy, że nie istniała żadna ścieżka.
- W chatce jest mleko - zaproponowała niania.
- Jaki miało kolor, mówiłaś?
- No... wciąż prawie biały.
- Dobrze.
Kiedy niania Ogg bezpiecznie odwróciła się plecami, babcia Weatherwax pozwoliła sobie na lekkie drżenie.
Patrzyła na wilka i zastanawiała się, jak może mu pomóc. Nor­malny wilk nie wszedłby do chaty, nawet gdyby zdołał otworzyć drzwi. Wilki nigdy nie zbliżają się do człowieka, chyba że jest ich dużo i że to koniec bardzo ciężkiej zimy. I robią to nie dlatego, że są duże, złe i niegodziwe, ale dlatego że są wilkami.
Ten wilk próbował być człowiekiem.
Chyba nie istniało żadne lekarstwo.
- Masz swoje mleko - odezwała się niania Ogg. Babcia wyciągnęła rękę i nie patrząc wzięła kubek.