Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Pochylił się i pocałował ją w usta. Ogarnęła ją silna namiętność, tym większa, że paradoksalnie podsycona smutkiem, jaki ją ogarnął, gdy poczuła się obca w jego domu. Objęła jego wąskie biodra, a on przytulił ją z całej siły i wodził dłońmi po jej ciele, jakby chciał przypomnieć sobie wszystkie znane miejsca. Nie czuła już zmęczenia, ożywiona spotkaniem. Z pasją odwzajemniała pocałunki, nie mogąc nasycić się jego dotykiem i smakiem.
- Miałem ochotę kochać się z tobą już na marmurowych schodach, a teraz mam ochotę zamknąć drzwi na klucz i nie wychodzić stąd przez dwa tygodnie. - To mówiąc rozpiął jej pelerynę, która opadła na podłogę przed kominkiem, po czym zaczął rozwiązywać pasek skromnej sukni zapiętej wysoko pod szyją.
- Czy moglibyśmy od razu zamknąć drzwi, a dopiero później pomyśleć o planach na dwa tygodnie? - zapytała zduszonym głosem, cały czas świadoma, że lada chwila ktoś może wejść do środka. Spełnił jej prośbę, przekręcając klucz w zamku, po czym powrócił do niej.
Diana niezdarnie rozpinała guziki u jego spodni rękami drżącymi z emocji i pośpiechu. Być może jej pożądanie miało jakiś związek z tym, że chciała udowodnić sobie, że i ona ma swoje miejsce w tym wielkim domu, nawet jeśli był to tylko tajemny zakamarek.
Gerwazy rozebrał ją zręczniej i szybciej niż służąca. Całował teraz jej szyję i obnażone piersi. Czuła ciepło ognia na gołych nogach, a po chwili delikatną szorstkość chińskiego dywanu pod plecami. Gerwazy pieścił ją, przygotowując ją na przyjęcie go w siebie.
Kiedy uniosła biodra, ogarnęła ich namiętność domagająca się natychmiastowego spełnienia. Przyciągnęła go do siebie, ciesząc się znajomym ciężarem jego ciała, szybkimi pchnięciami jego bioder w upajającym rytmie, który czynił ją niezdolną do myślenia o domu i obowiązkach... czuła tylko wzbierający w niej ogień pożądania.
Wkrótce targnął nimi gwałtowny spazm rozkoszy. Krzyknęła tak głośno, że z zadowoleniem uzmysłowiła sobie, iż sąsiednie pokoje są puste. Gerwazy wciąż ją obejmował, tak że czuła mocne bicie jego serca. Po chwili obrócił się na bok. Miał zmierzwione włosy, a jego czoło perlił pot.
- Przepraszam, Diano - powiedział, gdy uregulował oddech. - Chciałem być dobrym gospodarzem i naprawdę miałem zamiar pozwolić ci odpocząć po podróży. Ale kiedy cię tu zobaczyłem... - Położył głowę na jej ramieniu.
Diana obróciła się tak, że jej twarz znalazła się tuż przy jego twarzy.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Udało ci się odegnać moje zmęczenie podróżą. - Chociaż Gerwazy zdjął tylko spodnie. Diana była całkiem naga. Zadrżała, czując powiew chłodnego powietrza na wilgotnej skórze. Widząc to, Gerwazy okrył ją peleryną.
Mimo iż leżeli tak blisko siebie, wydawał się jej daleki, bo miał surową, ściągniętą twarz. Diana pocałowała do delikatnie.
- Czy coś się stało?
Trudno było coś wyczytać z jego twarzy, ale jego milczenie trwało zbyt długo.
- Jesteś... jak nałóg - powiedział w końcu ostrożnie, jakby mówił coś, do czego wolałby się nie przyznawać. - Im więcej z tobą przebywam, tym bardziej cię pragnę.
- I to cię martwi?
- Nie chcę nikogo potrzebować. Nigdy.
Słysząc takie zdecydowane słowa, Diana zastanawiała się, czy w ogóle powinna podejmować z nim dyskusję. Czuła, że udziela się jej jego nastrój, wypierając miłe uczucie zadowolenia. Usiadła i otuliła się peleryną. Skoro nie byli teraz sobie naprawdę bliscy, czuła się skrępowana swą nagością w jego obecności.
Wpatrzyła się w ogień, zastanawiając się, co można powiedzieć człowiekowi, który woli samotność i chce być samowystarczalny.
- Człowiekowi do życia potrzebne jest powietrze, jedzenie, picie i sen. Ale żeby w pełni być człowiekiem, potrzebujemy także innych ludzi. Dlaczego jest to dla ciebie takie trudne do przyjęcia?
Bał się takich tematów, bo groziły ujawnieniem tego, jak bardzo jest bezbronny. Znów musiała długo czekać na jego odpowiedź.
- Jeśli ktoś potrzebuje jakichś rzeczy, to jest to całkiem bezpieczne... jeden rodzaj jedzenia łatwo zastąpi inny. Ale jeśli potrzebuje ludzi, naraża się na niebezpieczeństwo, ponieważ... daje im wtedy władzę nad sobą.
Nie odrywając wzroku od ognia, podciągnęła kolana i objęła je dłońmi. Poły peleryny opadły obok niej na dywan.
- Czasami tak bywa, ale dlaczego sądzisz, że inni zawsze będą wykorzystywali swą siłę przeciwko tobie?
Zaśmiał się krótko, nieprzyjemnie.
- Mam złe doświadczenia.
Obróciła się w jego stronę.
- Naprawdę możesz powiedzieć, że wszyscy, na których ci zależało, nadużyli twojego zaufania?
Znów zapanowała cisza.
- Nie. Ryzyko jest tym większe, im bardziej ci na kimś zależy. Jeśli zależy ci tylko trochę, niebezpieczeństwo jest niewielkie. Prawdziwe ryzyko pojawia się tam, gdzie... zaczyna ci na kimś bardzo zależeć.
Współczuła mu, że nie potrafi nawet użyć słowa: „kochać”. Co też mu się przydarzyło, że sama myśl o miłości tak go przerażała? Wstała.
- W takim razie nie grozi ci z mojej strony żadne niebezpieczeństwo - powiedziała nieco kpiącym tonem. - Rozumiem, że niepokoi cię to, iż twoje pożądanie wymknęło ci się spod kontroli, ale seks to tylko „rzecz”, podobnie jak głód czy pragnienie. Pociesz się tym, że już niedługo ci się znudzę i bez trudu zastąpisz mnie inną kobietą.