Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Nieszczęśnik piętnaście razy za-
głowy.
piszczał, za każdym razem wydając inne dźwięki, a potem znieruchomiał, jakby mar-
Leia uniosła rękę.
twy. Threepio, który już kiedyś oglądał taki widok, doskonale wiedział, że poddanej
Za plecami Skywalkera pojawiło się jakieś białe zwierzę.
kasowaniu pamięci ofiary nie pobudzi do życia żadne przełączanie. Ożywi ją dopiero
Kueller wcisnął czwartą cyfrę, a później piątą.
staranne przeprogramowanie wszystkich procesorów, ale mimo to robot nie zdoła odzy-
Urządzenie zapiszczało na znak, że przyjmuje kombinację, i wydało polecenie,
skać poprzedniej osobowości.
obejmujące zasięgiem całą galaktykę.
Artoo znieruchomiał. Obrócił kopułkę.
Brakissowi udało się w końcu przyciągnąć jego uwagę.
Mężczyzna się uśmiechnął. Wymierzył urządzenie w Threepia.
- Jeżeli będziesz się opierał - powiedział, zwracając się do Artoo - skasuję zawar-
tość pamięci twojego złocistego przyjaciela.
Protokolarny android wyprostował się, pragnąc za wszelką cenę zachować chociaż
trochę godności. Wiedział, że błaganie o litość nie miałoby sensu. Był zdany wyłącznie
na własne siły.
Artoo pisnął raz. Cicho, przepraszająco, żałośnie.
Threepio otoczył rękami głowę i przygotował się na spotkanie losu, który mógł się
okazać gorszy niż śmierć.
Kueller sięgnął między fałdy peleryny i wyciągnął zdalny sterownik, który tak
dawno otrzymał od Brakissa. Posługując się kciukiem, wcisnął umieszczony na obu-
dowie mikroprzełącznik i odbezpieczył urządzenie. Wiedział, że wystarczy tylko wpi-
sać cyfry osobistego kodu identyfikacyjnego, a wówczas eksplodują wszystkie andro-
idy, skonstruowane w ciągu ostatnich dwóch lat przez Brakissa.
Skywalker ujął oburącz rękojeść świetlnego miecza i zamachnął się, mierząc w
głowę Kuellera.
Władca Almanii uskoczył, klnąc w duchu własne ciało za to, że porusza się tak
powoli. Potrzebował kilku chwil, żeby urządzenie mogło go zidentyfikować. Uniósł
sterownik do oka, wcisnął guzik włączający skanowanie i zamarł, kiedy z obudowy
wystrzeliła nitka światła badająca źrenicę oka.
- Luke'u! - krzyknęła Leia. - Uważaj! On zamierza posłużyć się jakąś nową bronią!
Skywalker nie odpowiedział. Poruszał się równie niezdarnie jak Kueller. Trzymał
rękojeść miecza, jakby klinga została wykonana ze stali, a nie światła.
Zdalny sterownik zakończył badanie źrenicy. Z górnej części obudowy wyskoczył
niewielki panel zawierający miniaturową klawiaturę. Wystarczyło teraz wystukać na
niej tylko pięciocyfrową kombinację. W ten sposób, jak powiedział Brakiss, można bez
trudu zniszczyć wszystkie androidy. Trochę trudniejszym zadaniem będzie unicestwie-
nie niewielkich robotów, ponieważ Kueller musi najpierw wpisać numery serii. Męż-
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Threepio dźgnął złocistym palcem guzik raz, drugi, trzeci...
Nic się nie stało.
ROZDZIAŁ 54
Artoo wpatrywał się w ekran monitora.
Protokolarny android uniósł głowę.
Artoo ponownie pisnął. Tym razem jednak o wiele głośniej.
Jego baryłkowaty towarzysz zakołysał się w obudowie. Po chwili wydał przeni-
- Nieeeeeee - odezwał się Threepio, nie przestając osłaniać oczu rękami.
kliwy pisk zwycięstwa.
Opuścił je dopiero wówczas, kiedy usłyszał donośny, przeciągły trzask tłuczonego
- Udało się? - zapytał niepewnie Threepio. Artoo radośnie zaświergotał.
szkła. To astronawigacyjne roboty rozbijały lustra, uniemożliwiające przedostanie się
- Naprawdę się udało! - Threepio objął złocistymi rękami ko-pułkę partnera. - Je-
do pomieszczenia. Okruchy szkła posypały się na Brakissa. Mężczyzna krzyczał, usiłu-
steśmy uratowani! Artoo, jesteś geniuszem!
jąc wyciągać odłamki z włosów. Wypuścił służące do kasowania zawartości pamięci
Mały robot skromnie zapiszczał.
urządzenie, które potoczyło się po podłodze. Widząc, że uciekające roboty przypierają
- No cóż, ja też jestem geniuszem. Mimo wszystko, przecież ci pomogłem. Wyko-
go do ściany, odwrócił się, po czym wybiegł przez boczne drzwi. Automaty podążyły
nałem twoje polecenie, ponieważ zrozumiałem, że sam nie mógłbyś sobie dać rady.
za nim, kierując się okrzykami, odbitymi od ścian korytarza.
Gdybyśmy tu nie przylecieli, ja i pan Cole... - Przerwał na chwilę, tknięty nagłą myślą.
Zadowolony Artoo zapiszczał, po czym podjechał do ściany, zastawionej kompu-
- O rety. Pan Cole! Nie wiemy, co się z nim stało. Musimy go odnaleźć, Artoo, zanim
terowymi urządzeniami, i umieścił końcówkę informacyjną w najbliższym gnieździe.
przydarzy mu się coś złego.
Threepio obszedł unieruchomionego robota i przez chwilę obserwował, jak koń-
Astronawigacyjny robot cicho pisnął.
cówka Artoo się obraca.
- O rety - powtórzył złocisty android. - Chcesz powiedzieć, że już mu się przyda-
- Co ty właściwie robisz? - zapytał. Artoo zaświergotał.
rzyło?
- W jaki sposób możesz wyłączyć tyle detonatorów na tak duże odległości? - zdu-
miał się złocisty android. - Chyba cierpisz na manię wielkości. Musimy się stąd wy-
Leia przestała wyczuwać obecność Luke'a. Odnosiła wrażenie, że osobowość jej
nieść, zanim wróci pan Brakiss. Powinniśmy odnaleźć pana Cole'a.
brata całkowicie zniknęła, mimo iż nadal widziała jego sylwetkę rysującą się na tle
Mały robot obrócił kopułkę i spróbował uciszyć go przeciągłym gwizdnięciem.
ściany wieży. W pewnej chwili za plecami brata pojawił się Thernbee, który odwrócił
Threepio umilkł i tylko przyglądał się poczynaniom baryłkowatego towarzysza.
wielki łeb i popatrzył kpiąco na Kuellera. Co dziwniejsze, obecności mężczyzny Leia
Nagle Artoo zapiszczał.
także nie wyczuwała.
- Co takiego? Co takiego?
Odbierała jednak myśli kogoś innego, znajdującego się bardzo blisko. Kogoś ko-
Mały robot jęknął, a ogarnięty rozpaczą Threepio zaczął wymachiwać złocistymi