Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
.. Dzieci, okutane w łachy, stały w pobliŜu i przypatrywały się jego ustom w monologu
i kiedy gabe Gudeł zaglądał pod pachy, zdawało się im, Ŝe moŜe coś tam ma do zjedzenia i
zacznie rozdawać. Ach, wątłe i ukochane cuda! A zgraja szpiclów przechadzała się dniem i
nocą uliczkami, wiedziona tu i tam przez niewidzialnego szefa, zsypującego do walizy złoto,
perły, pieprz i tałesy wyszywane złotem. Obok Szabasowej szerokim asfaltem szła piechota
niemiecka na Kijów, toczyły się czołgi i artyleria na szerokich dzwonach, gnali motocykliści,
szybkie samochody z radiem, pontony, sanitarki, tabory, Ŝandarmi polowi, specjaliści
wywiadu i prowokatorzy, dziewczęta marszowe i odwodowe. Ciągnęło się to bez końca.
Pociągi wiozły amunicję, cięŜkie działa, konie i malowane na biało sanki. Wieczorem,
zapalając świeczkę, Cirla powiedziała do Chuny Szaji: - Skryj się. Idą tu.
27
Ledwo zdąŜył zatrzasnąć drzwi i skoczyć do sadu. śandarmi przyszli do izby Nudla i, torując
sobie drogę kolanami wśród licznych dzieci, wywlekli go przed furtę i zastrzelili. Widać było
przez okno, jak Nudel stał chwilę, pchnął rękę ku uchu, coś krzyknął i upadł na zawsze. -
Doczekaliśmy się przeklętych czasów - mówiła Sze-rucka. Dokoła stały dymy, śródmieście
objęte było poŜarem. Szames Buchsbaum pościł, upadał z udręki i kiedy Ciria podała mu
wieczorem placek kartoflany, trzymał go w ręku, nie miał odwagi ugryźć i oddał
najmłodszemu wnukowi. Łapano męŜczyzn. Głodnych, brudnych, ledwo wlokących się
pędzono na kamieniołomy, do robót przy rozbudowie dworca lub rozstrzeliwano pod lasem. I
serca ludzkie w Szabasowej nagle przestawały bić lub gnały i waliły jak oszalałe. Na
wschodzie grzmiała artyleria, drŜała ziemia. Szerucką pobili na rynku, bo się wstawiła za
dzieckiem Ŝydowskim: - Wiadomo, Ŝeś to ty, babo, zrobiła z dobrego serca. Ot i dostałaś -
mówił policjant ukraiński. A dziecko zostało na bruku nie dostrzelone. Dwie martwe nóŜki
leŜały na papie i szeroko otwarte oczy na ciepłą letnią noc, przecinaną krzykiem gwałconych
dziewcząt. - O Jezusie święty - stękał stary Tombak, włócząc się i zbierając niedopałki
niemieckich papierosów. Koń rŜał z głodu w stajni, nie było kogo wozić z dworca doroŜką. I
szli o zmierzchu ludzie z pochylonymi głowami, ze wzrokiem utkwionym w ziemię. Na
przedmieściu robotniczym zaczynała o zmierzchu skwierczeć strzelanina, mrugały rakiety.
Tombak westchnął głęboko, zapalił papierosa, chciał jeszcze Josiowi pokazać najkrótszą
drogę do Sawarynki, ale spadł deszcz, gęsty, nudny, i po niczym nie moŜna było poznać,
kiedy się skończy. Weszli pod dach rozbitej budki. Konie mokre, wyciągnąwszy ogony,
patrzyły w pustą ulicę. Pociemniało. Zaraz za wojskiem przyszedł pociąg i za Ŝandarmami
wysiedli teŜ trzej cywilni i dziewczyna z pieskiem. Potem Tombak spotkał ich na Kolejowej,
na Złotej i Zamkowej. - Czego tu stoisz? - spytali.
- Fiakier.
- No i co? śyd czy Polak?
- Polak.
Powiedzieli, Ŝe trzeba zawieźć ich do najbogatszego śyda w Szabasowej. - A ten twój kolega
to śyd? - pytali. - Czego on tak dygoce? - On jest stary.
- A ty nie jesteś stary? Szlag cię trafi!
Josie Propst wciągnął głowę w kołnierz. Zaświecili zapałkę i ten w olimpijskiej kurtce kopnął
Josie w brzuch i kazał się zawieźć do kahału. Tonem ojcowskim dodał: - Sprawiłbyś sobie
jakąś derkę na konia, bo inaczej straci szpik i co to za interes mówiąc tak szczerze. Z kupy
ludzi oderwał się jeszcze jeden, dogonił Josie
29
i siadł. Z chodnika latarka elektryczna poprowadziła ich dość daleko. - Zaraz przyjdzie Bule, to pojedziemy. Znasz Bemhauta? - powiedzieli do Tombaka. - No.
- Więc do Bemhauta - powiedział Bule wsiadając do doroŜki. - Ja wiedziałem dobrze - mówił
Bule - Ŝe całą noc trzeba będzie chodzić i szukać ich w piwnicach. Przez sekundę widać
twarze Ŝydowskie, gasisz latarkę i zaczyna się macanie. Ja nie spuszczam z oczu ruchów. Pod