Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.– Jak to siÄ™ staÅ‚o, że nie miaÅ‚ synów?– Och, miaÅ‚ synów, nawet dwóch...Podczas tych spotkaÅ„ z karawanami, ciÄ…gle miaÅ‚em przed oczyma postać ojca Desideriego*, któremu przed ponad dwustu laty udaÅ‚o siÄ™ dotrzeć z podobnÄ… karawanÄ…...– A skÄ…d ma tyle pieniÄ™dzy na nowy powóz, nowe suknie, stado sÅ‚użących, ciÄ…gÅ‚e przyjÄ™cia? Na niektóre zaprasza sto czy nawet dwieÅ›cie osób –...— Teraz powiedziaÅ‚ pan coÅ› interesujÄ…cego — rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ Faber — nie czytajÄ…c nawet o tym...Alan Niester z tygodnika Rolling Stone napisa³: ,,Lw-ks' Tongues In Aspic" nie Jest plyt¹ do tañca, wybijania rytmu i nawet nie stanowi dobrego podk³adu do ^mywania naczyñ...panowaÅ‚a ciemno , bo nie byÅ‚o okna, kopciÅ‚y wieczki; my laÅ‚em, e pr d kaput, w ko cu nawet u nas, w Warszawie, wyÅ‚ czaj , gdy brak energii, albo e te pod mod , taki...Korzyœci natury zdrowotnej i pedagogicznej wynikaj¹ce z powiêkszenia godzin zajêæ WF i sportu oraz intensyfikacji tych zajêæ, g³ównie przez prowadzenie ich na œwie¿ym...204nym, a nawet ¿e odnoœnik taki jest denotowany w ka¿dym jêzyku przez jeden lub wiêcej leksemów (choæ w pewnych wypadkach mo¿e tylko na najogólniejszym poziomie...– Nigdy! Nawet gdybym musiaÅ‚a zostać chrzeÅ›cijankÄ…, żeby temu zapobiec! – krzyknęła Igriana...W warunkach wolnoœci ludzie uk³adaj¹ swoje stosunki tak, ¿e d¹¿¹ do kontaktowania siê z tymi, którzy s¹ dla nich sympatyczni, i unikaj¹ tych, którzy im dostarczaj¹...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Oczywiście fakt, że mundurowy z parkingu dokonał względnie
trafnego szacunku (wzdłuż nieregularnej krawędzi urwiska roiło
się od tysięcy śladów stóp i butów, nie naruszonych i częściowo
zadeptanych, śladów różnych rozmiarów i kształtów), bardzo
utrudniał, a nawet uniemożliwiał zachowanie wymaganej
ostrożności. Przeto jedynym rozsądnym wyjściem dla Sun-Wang było
stać na krawędzi urwiska, nie wchodzić nikomu w paradę, obserwo-
wać ludzi przy pracy i mieć nadzieję, że nie zniszczyła jakiegoś
istotnego dowodu rzeczowego. Ale niestety, nie mogła sobie na to
pozwolić, albowiem pracy mieli dużo, musieli ją szybko skończyć i
wykorzystywali każdą, nawet niedoświadczoną parę rąk.
Po drugie, skoro ignorancja nie pozwalała jej zachować
należytej czujności przez cały czas, mogła przynajmniej być na
tyle spostrzegawcza, żeby zauważyć chociaż potencjalnie ważne
ślady rozrzucone po całym badanym przez ekipę terenie. Tak, mogły
tam być, lecz wcale nie musiały.
Cały problem, jak śpiesznie wyjaśnił Reinhart, polega na
 
 
 
 
 
 
tym, że jeszcze przez kilkanaście godzin, a nawet przez kilka
dni, nie będą wiedzieć na pewno, które ślady są istotne dla
śledztwa, a które nie, a kiedy się w końcu dowiedzą, będzie już o
wiele za późno, żeby wrócić tu po dowody zlekceważone albo
przeoczone.
Na szczęście Reinhart musiał już schodzić na dół i nie miał
czasu na recytowanie dalszych wskazówek. Dlatego pierwsze cztery
godziny Sun-Wang spędziła na szczycie urwiska, gdzie usiłowała
pomagać technikom przy oznaczaniu miejsc ze względnie świeżymi
śladami stóp i butów. Wbijali wokół tych miejsc paliki i
ogradzali je kolorową taśmą, podczas gdy inny technik zwijał się
jak w ukropie, żeby każdy ślad ponumerować i sfotografować
ustawionym na trójnogu aparatem.
O wpół do piątej starszy detektyw, koroner i dwóch
pracowników kostnicy zapakowali zwłoki Kaaren do białego
nieprzezroczystego worka zamykanego na zatrzask, wnieśli je na
szczyt urwiska i z niejakim wysiłkiem umieścili w oczekującym
karawanie. Koroner oraz ludzie z kostnicy usiedli z przodu i
pojazd wolno odjechał.
Tina obserwowała go z zażenowanym zaciekawieniem. Do
miejsca, gdzie pracowała z dwoma technikami, podszedł starszy
detektyw. Zerknął na ogrodzone taśmą ślady, wskazał te, z których
- jego zdaniem - należało zrobić gipsowe odlewy, i ponownie
ruszył wąwozem w dół urwiska.
Kwadrans po piątej zjawił się na górze fotograf. Przyszedł
po zapas nowych filmów i ociekając wodą natychmiast ruszył z
powrotem. Sun-Wang zauważyła, że jakimś cudem zdołał uchronić
przed zamoczeniem swoją płócienną torbę, która była niemal
zupełnie sucha.
Wreszcie, o godzinie 18#/45, na górę wrócili wszyscy. Na ich
twarzach malowało się wyczerpanie i frustracja.
- Koło ciała nic nie znaleźliśmy - mruknął zmęczony Rein-
hart. - A co u was?
Tina wzruszyła ramionami.
- Dziewięć śladów zwyczajnych butów i dwa odciski wielkich
buciorów. Wszystkie względnie świeże. Większość z nich ma wyraźny
i dobrze zachowany wzorek na podeszwie.
- Znaleźliście ślady tenisówek z dwoma głębokimi
wyżłobieniami na obcasie? - spytał Reinhart.
- Tak - odparł jeden z techników. - A na dole? Jest po co
schodzić?
- W połowie drogi są cztery warte sprawdzenia. Oznaczyliśmy
je zieloną taśmą. Spróbuj zrobić odlew, zanim się ściemni. Ale
nie martw się, jak nie zdążysz. Mamy od cholery zdjęć.
- No to zacznę od nich, a tu skończę później - zdecydował
technik. - Tutaj zawsze można ustawia reflektory albo popracować
nad nimi jutro - dodał z proroczą rezygnacją w głosie.
- Jedziecie do kostnicy?
- Jak tylko przebierzemy siÄ™ w coÅ› suchego - burknÄ…Å‚
Reinhart. - Urządzimy na cześć Tiny prawdziwe przedstawienie.
 
Sala klubowa na pomoście Rusty Oar zapewniała bogatym i
wpływowym wspaniałe warunki do zjedzenia kolacji w ustronnym
odosobnieniu bez narażania się na ryzyko, że ich proces trawienny
zostanie zakłócony przez dziennikarzy, lobbystów z konkurencji
 
 
 
 
 
 
czy innych wścibskich natrętów. Sześć odizolowanych od siebie lóż
rozmieszczono na półkolistym pomoście w ten sposób, że z każdej
roztaczał się widok na ocean i... tylko na ocean, albowiem