Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Z drugiej jednak strony nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e cnota moralna jako sprawnoœæ specyfikuje siê, czyli nabiera treœci gatunkowej jako cnotæi moralna (a konsekwentnie...Twierdzenie o prawdopodobieDstwie logicznym zdania opiera si jednak nie tylko na owej konfrontacji zdaD, mówicej |e ze wzgldu na nie naszej hipotezie H przysBuguje prawdopodobieDstwo pDzisiaj jednak uniformizacja kultury w skali globalnej dokonuje siÄ™ bardziej pokojowo, wzory kulturowe przenoszÄ… siÄ™ przede wszystkim za poÅ›rednictwem mass...POKUTA22 Z modlitwÄ… jednak Å‚Ä…czyć siÄ™ winna pokuta, to znaczy: duch pokuty i ćwiczenie siÄ™ w chrzeÅ›cijaÅ„skiej pokucie...Kiedy usunÄ…Å‚ ostatnie korytko, z wielkim szacunkiem dotknÄ…Å‚ papierów; byÅ‚ to cienki plik zÅ‚ożonych dokumentów, a jednak chodziÅ‚o o skarb, albowiem uniknęły...KiedyÅ› miaÅ‚em sposobność obserwować go przez caÅ‚y wieczór podczas koncertu symfonicznego; ku memu zdziwieniu, siedziaÅ‚ w pobliżu, wcale mnie jednak nie...opiekuna, w gÅ‚Ä™bi duszy byÅ‚a jednak rada, że może ofiarować czÅ‚owiekowi, który tak wysoko jÄ… oceniÅ‚, fortunÄ™ co najmniej równÄ… majÄ…tkowi, jaki...MusiaÅ‚ jednak wspiąć siÄ™ na górÄ™, a już miaÅ‚ duże opóźnienie w stosunku do planu, jedynym zaÅ› pocieszeniem, jakie sÅ‚yszaÅ‚ zewszÄ…d, byÅ‚a wola Allaha...Teren i Talia opuÅ›cili izbÄ™, dyskretnie zamykajÄ…c za sobÄ… drzwi, zostawiajÄ…c obydwie kobiety same, by w odosobnieniu mogÅ‚y dać upust wspólnej rozpaczy; jednak...— A niech pana cholera weźmie! — odparÅ‚ Graczow, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ jednak przyjaźnie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Dwaj ludzie, którzy ponieśli śmierć w starej chacie, udawali się ku cywilizacji. Zabrali trochę złota, chąc je wymienić na żywność. Czyż ważyliby się jednocześnie mieć przy sobie plan, tak wyraźnie wskazujący przebyty szlak, jak to czynił prymitywny rysunek na skrawku kory brzozowej? Czy nie należało tu zastosować tajemniczego klucza znanego tylko im dwu, który rozwiązywał zagadnienie?
Mukoki zabrał karabin i znikł wśród prerii rozesłanej nad brzegiem rzeki, a Rod i Wabi, zjadłszy gorącą niedźwiedzią pieczeń, którą popili kawą, rozmawiali długi czas przy świetle obozowego ogniska. Stary Indianin był już nieobecny przeszło godzinę, gdy wtem sponad dolnego biegu rzeki huknął strzał karabinowy, a wnet po nim rozbrzmiały dwa inne. Po chwilowej ciszy znowu nastąpiły strzały.
— To umówiony znak! — krzyknÄ…Å‚ Rod. — Mukoki nas woÅ‚a!
Wabi skoczył na równe nogi i pięciokrotnie wypalił w powietrze.
— SÅ‚uchaj!
Ledwo echo zamarło w oddaleniu, a już karabin Mukiego huknął na nowo.
Nie tracąc próżno słów, obaj chłopcy skoczyli do czółna, które tym razem nie było jeszcze wyładowane.
— Jest o parÄ™ mil od nas w dole rzeki — odezwaÅ‚ siÄ™ Wabi, gdy odbijali od brzegu. — Ciekaw jestem, co siÄ™ staÅ‚o?
— MyÅ›lÄ™ — odparÅ‚ Rod, a gÅ‚os drżaÅ‚ mu podnieceniem — że Muki znalazÅ‚ drugi wodospad!
Ta nadzieja dodała sił obolałym ramionom i czółno szybko pomknęło w dół rzeki. W kwadrans potem nowe strzały raz jeszcze powtórzyły umówiony sygnał, na co Wabi odpowiedział głośnym okrzykiem. Teraz Mukoki odezwał się donośnym „halo!", ale nim chłopcy ujrzeli wyniosłą postać starego myśliwca, nowy dźwięk dosięgnął ich uszu. Był to stłumiony grzmot kaskady. Obaj młodzi raz po raz rzucili w mrok nocy wesołe okrzyki, a poprzez ich hałaśliwy dwugłos przedarło się raptem wołanie Mukiego, nakazujące im przybić do brzegu. Stary wojownik spotkał chłopców, zaledwie ci wysiedli na ląd..
— Ten jest ogromny! — woÅ‚aÅ‚. — Strasznie grzmi! Niesie moc wody!
— Hura! — WrzasnÄ…Å‚ Rod po raz dwudziesty, w podnieceniu wyczyniajÄ…c dziwne skoki.
— Hura! — wtórowaÅ‚ Wabi.
A Mukoki wykrzywiał się i chichotał radośnie, trąc jedną o drugą żylaste dłonie.
Wreszcie, gdy nieco ochłonęli, Wabi rzekł:
— Ten John Ball byÅ‚ jednak maÅ‚o inteligentnym jegomoÅ›ciem)! Co na to powiesz, Rod?
— Albo też byÅ‚ niezwykle sprytny — zaprzeczyÅ‚ Rod. — Podejrzewam, że nie bez pewnego wyrachowania zmieniÅ‚ częściowo skalÄ™ na mapie.
Wabi spojrzał na niego, niezupełnie pojmując myśl kolegi.
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— ChcÄ™ powiedzieć, że nasz trzeci wodospad znajduje siÄ™ prawdopodobnie w pobliżu tego. A jeÅ›li tak, to znaczy, że John Ball rozmyÅ›lnie pozmieniaÅ‚ odlegÅ‚oÅ›ci. Jeżeli jutro ujrzymy ostatni wodospad, bÄ™dzie to najlepszym dowodem, że kreÅ›liÅ‚ mapÄ™ z zamiarem wprowadzenia kogoÅ› w bÅ‚Ä…d. Może nawet miaÅ‚ na myÅ›li swoich dwu kolegów, którzy wyruszyli wÅ‚aÅ›nie w cywilizowane okolice?
— Muki, jak wiele ujechaliÅ›my? — zapytaÅ‚ Wabigoon.
— Trzy razy wiÄ™cej, niż dzieliÅ‚o starÄ… chatÄ™ od pierwszego wodospadu — odparÅ‚ stary Indianin bez namysÅ‚u.
— Sto pięćdziesiÄ…t mil w ciÄ…gu trzech dni i jednej nocy! Wydaje siÄ™, że dobrze oceniÅ‚eÅ› odlegÅ‚ość. Ale jeÅ›li wierzyć mapie, od trzeciego wodospadu dzieli nas jeszcze sto mil.
— Jednak, moim zdaniem, mamy przed sobÄ… tylko dwadzieÅ›cia pięć mil drogi — powiedziaÅ‚ Rod z przekonaniem. — Rozpalmy teraz ogieÅ„ i idźmy spać. Jutro bÄ™dziemy mieli dość pracy przy poszukiwaniu zÅ‚ota.