Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Jak to nie obchodzi?! — krzyknął kapitan Giles nie kryjąc już oburzenia, które zresztą przejawiało się u niego w sposób opanowany i spokojny...Pani Wanda dziwnie jakoś popatrzyła na niego, a potem na psa, który swoimi kaprysami dezorgani­zował całą robotę w domu...Nikogo nie spotkałem na schodach, tylko między szóstym i siódmym piętrem siedział skulony na stopniach jakiś maleńki, żałosny człowieczek, obok niego...— … i pola do nadużyć i naginania interpretacji — skończył za niego Iantine...realnego życia; to wszakże, co istotne - bardzo jest od niego dalekie, gdyż nikt nigdy niewidział, aby cała ludność jakiegoś miasteczka porzucała swe...Odzyskawszy mój normalny ton, wiedząc, że on tu jest, że nie śpi, że otwiera być może swoje lubieżne oczy psa za każdym razem, gdy z kantoru dochodzi do niego...Tak się pogrążył we wspomnieniach, które wypływały z niego bez żadnej kontroli, a jednak w cudownie subtelnym porządku, że Kyaren również zaczęła...Lecz duch usiadł po przeciwnej stronie kominka tak spokojnie i z taką swobodą, jak gdyby to było dla niego rzeczą najzwyklejszą...Krytycznie aspektowany Jowisz w tym domu, albo znajdujący się w znakach wypadających na 10-ty dom, które są dla niego słabe np...Kiedy mówiła „wujku” na jego twarz wypłynął najszerszy uśmiech, jaki do tej pory u niego widziałam...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Mielibyście śliczne dzieciaki. Tato tak powiedział.
- Cicho, Arthurze Stuart - szepnął Measure.
Peggy osunęła się na kolana, po czym wyciągnęła ręce przez kraty i ujęła dłonie chłopca.
- Nie mogę, Arthurze Stuart - powiedziała. - Moja matka zginęła, ponieważ kochałam Alvina. Nie rozumiesz tego? Kiedy tylko pomyślę, że z nim jestem, czuję się słaba, pełna winy... zagniewana i...
- Moja mama też nie żyje - odparł. - Moja czarna mama i moja biała mama. Obie. I obie zginęły, żeby ocalić mnie od niewoli. Przez cały czas myślę, że gdybym się nie urodził, obie by jeszcze żyły.
Peggy pokręciła głową.
- Wiem, że tak myślisz, Arthurze, ale nie powinieneś. Chciały, żebyś był szczęśliwy.
- Wiem. Nie jestem taki mądry jak wy, ale tyle wiem. Staram się być szczęśliwy. I jestem, na ogół. Dlaczego wy tego nie potraficie?
- Dlaczego ty tego nie potrafisz, Margaret? - powtórzył szeptem Alvin.
Peggy uniosła głowę i rozejrzała się.
- Co ja tu robię na podłodze? - Wstała. - Ponieważ nie chcesz mojej pomocy, Alvinie, muszę wracać do swojej pracy. W przyszłości wybuchnie wielka wojna, wojna o zniesienie niewolnictwa. Zanim się skończy, w Ameryce, w Koloniach Korony, nawet w Nowej Anglii zginą miliony chłopców. Muszę się postarać, żeby nie ginęli na próżno, żeby po wojnie niewolnicy odzyskali wolność. Za to zginęła moja matka: za wolność dla jednego niewolnika. Ja nie wybiorę jednego; jeśli zdołam, spróbuję ocalić wszystkich. - Spojrzała gniewnie na mężczyzn wpatrujących się w nią szeroko otwartymi oczami. - Uczyniłam ostatnią ofiarę dla Alvina Smitha. Więcej nie potrzebuje mojej pomocy.
I pomaszerowała do drzwi.
- Potrzebuję - szepnął Alvin, ale nie usłyszała go, a po chwili zniknęła.
- Niech to licho porwie! - westchnął Measure. - Alvinie, dlaczego nie zakochałeś się w burzy z piorunami? Dlaczego się nie oświadczyłeś zawiei?
- Oświadczyłem się - odparł Alvin.
Verily stanął w progu celi.
- Idę porozmawiać z Ramoną - oznajmił. - Na wypadek gdybyś jednak zmienił zdanie.
- Nie zmienię.
- Jestem tego pewien. Ale nic więcej nie zostało mi do zrobienia.
Zastanawiał się, czy mówić dalej, ale uznał, że dlaczego nie. Co miał do stracenia? Alvin pójdzie do więzienia, a wyprawa Verily'ego do Ameryki okaże się próżnym wysiłkiem.
- Muszę przyznać, że ty i panna Larner doskonale do siebie pasujecie. We dwójkę posiedliście chyba siedemdziesiąt procent światowych rezerw głupiego uporu.
I on także ruszył do wyjścia. Za sobą usłyszał jeszcze, jak Alvin zwraca się do Measure'a i Arthura:
- To mój obrońca.
Nie był pewien, czy Alvin mówi to z drwiną, czy z dumą. Ale i tak powiększyło to jeszcze jego rozpacz.
* * *
Zeznanie Billy'ego Huntera bardzo Alvinowi zaszkodziło. Było jasne, że zastępca szeryfa go lubi i nie chce mu psuć opinii, ale nie może zmienić tego, co widział, a musi mówić prawdę. Zajrzał do aresztu i nie było tam miejsca, gdzie Alvin i Vilate mogliby się schować.
Verily ograniczył się do ustalenia, że kiedy Vilate wchodziła do aresztu, Alvin na pewno jeszcze tam przebywał, i że zostawiona przez nią zapiekanka była smaczna.
- Alvin jej nie chciał?
- Nie, psze pana. Powiedział... Powiedział, że tak jakby obiecał ją mrówce.
- Ale pozwolił panu ją zjeść?
- Tak, pozwolił.
- No cóż, to dowodzi, że na Alvinie naprawdę nie można polegać. Nie dotrzymał słowa danego mrówce!
Niektórzy parsknęli śmiechem na ten wymuszony żart, ale nie zmieniło to faktu, że oskarżenie podważyło wiarygodność Alvina. I to poważnie.
Przyszła kolej na Vilate. Marty Laws zadał kilka wstępnych pytań i przeszedł do kluczowego punktu.
- Kiedy pan Hunter zajrzał do aresztu i nie znalazł tam pani i Alvina, gdzie byliście?
Vilate demonstracyjnie okazywała, że wolałaby nie odpowiadać. Jednak - co Verily stwierdził z ulgą - nie była tak dobrą aktorką jak Amy Sump. Może dlatego że Amy niemal wierzyła w swoje fantazje, podczas gdy Vilate... Cóż, nie była dzieckiem, nie było mowy o miłości.
- Nie powinnam dać mu się namówić na coś takiego, ale... Zbyt długo już jestem samotna.
- Proszę odpowiedzieć na pytanie.
- Przeprowadził mnie przez mur więzienia. Przeszliśmy przez ścianę. Trzymałam go za rękę.
- I dokąd poszliście?
- Pędziliśmy szybko jak wiatr... Miałam wrażenie, że lecę. Przez pewien czas biegłam obok niego, czerpiąc siłę z jego ręki, kiedy ściskał moją dłoń i prowadził. Potem jednak stało się to zbyt trudne; omdlewałam i nie mogłam biec dalej. Wyczuł to w jakiś sposób i wziął mnie na ręce.
- Gdzie panią zabrał?
- Tam, gdzie jeszcze nie byłam.
Rozległy się chichoty, co trochę ją zbiło z tropu. Najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z dwuznaczności swych słów - a może była lepszą aktorką, niż Verily przypuszczał.