Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.23 skiego wzrostu, nieco zbyt du¿ej g³owy i za krótkich w stosunku do tu³owia koñczyn, jego niemal chorobliwie chudej postaci i ¿ó³tawej cery, pomimo przebiegaj¹cych...Jak przebiæ wisielca z przypiêtym do piersi listem oskar¿aj¹cym oprawcê? Tylko wycinaj¹c pozdrowienia na skórze nieboszczyka i stawiaj¹c go u drzwi przyjació³! Nawet...Uważasz, że to przebiegÅ‚e i nachalne chwyty marketingu ? Być może, lecz ci, którzy tego nie potrafiÄ… robić dobrze nie zarabiajÄ… ani grosza !...GÅ‚Ä™boki gÅ‚os ogira zadudniÅ‚ przy sÅ‚owie Machin Shin, a Per­rinowi przebiegÅ‚ po krÄ™gosÅ‚upie dreszcz...Dereallzaca wiêziZjednoczeniu cia³, narastaj¹cemu podnieceniu, szczytowaniu towarzyszy zmiana scenerii wspó³¿ycia przebiegaj¹ca w wyobraŸni...niegdyÅ› w lekkoatletyce przebiegniÄ™cie mili w czasie czterech minut...Oczy dziadka rozszerzyÅ‚y siÄ™ w oszoÅ‚omieniu...Joanna PotÄ™ga, Cyfrowa biblioteka narodowa niewÄ…tpliwy brak czasopism22...przypisywanie i przesyÅ‚anie danych...(Gogol) Prolog  ...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

WidzÄ™ niebo!
Sędzia Pearson zacisnął zęby i niepomny swoich lat, wątpliwości i słabości atakował nadal ścianę, dźgając i krusząc rozsypujący się tynk oraz przegniłe drewno z triumfalnym krzykiem.
 
Pierwszy strzał Duncana uderzył Ramonŕ w pierś jak cios boksera wagi ciężkiej. Rzucił go do tyłu, na drzwi frontowe. Spazm targnął jego ciałem jak marionetką. Powoli osunął się, usiadł jakby chciał odpocząć. Oczy miał utkwione w podwórko, lecz nie widział nic i zupełnie nie rozumiał, co się z nim stało. Nie rozumiał też, dlaczego nagle zniknęło uczucie zimna. I to była jego ostatnia myśl.
Drugi strzał Duncana trafił go, już martwego, prosto w twarz.
 
Gdy Duncan wystrzelił po raz drugi, Megan podniosła się i wbiła oszalały wzrok w ciało Ramonŕ Gutierreza, zbryzgane krwią i strzępami mózgu. Cofnęła się z krzykiem.
Duncan wyprostował się i oparł o mur.
Przez moment dookoła znowu zapanował spokój i cisza rozdzwoniła się w mroźnym poranku.
Czuł, że gardło ma zaciśnięte i suche. Widząc wahanie żony wykrzyknął przeraźliwie:
- Ruszaj! Ruszaj, Megan! Dalej! No już!
Przerzucił ciało przez mur, nieomal upuszczając karabin. Pochwycił go, i krzycząc wciąż: - Ruszaj! Ruszaj! Już! - rzucił się biegiem w jej kierunku.
Jego żona odwróciła się w jego stronę z obłędem w oczach. Zobaczyła, że gwałtownie gestykuluje w kierunku drzwi. Gdy ich oczy spotkały się na moment, dojrzał, że kiwnęła głową. Odwróciła się od ciała na ganku i wydała z siebie okrzyk ni to wściekłości, ni przerażenia.
Z bronią w ręku rzuciła się na schody i przeskakując ciało Ramonŕ, wpadła do środka.
 
- To oni! - wołała Olivia głosem, w którym z krzykiem mieszał się śmiech.
- Kto? - wrzeszczał Bill Lewis, chwytając karabin maszynowy.
- A jak myślisz? - Olivia odbezpieczyła broń. Kolbą roztrzaskała szybę w oknie. Zobaczyła Duncana biegnącego w kierunku domu.
- Ubezpieczaj schody! - wrzasnęła do Lewisa. Wahał się.
- No już, idioto, zanim podejdą bliżej. Skoczył do drzwi sypialni i zniknął w głębi domu.
 
Karen i Lauren zamarły słysząc strzały.
W ciszy, która nastąpiła obie jednocześnie poczuły jak zamęt w ich głowach przeradza się w paniczny strach, tak jak wtedy, gdy podczas deszczu na ulicy traci się panowanie nad samochodem wpadającym w poślizg.
- Och, mój Boże - wyszeptała Lauren. - Co tam się dzieje?
- Nie wiem - odpowiedziała Karen. - Nie wiem.
- Czy nic im się nie stało?
- Nie wiem.
- Co mamy robić?
- Nie wiem.
- Musimy coś zrobić!
- Co?
- Nie wiem!
Obie dziewczynki, walcząc ze łzami i paniką, pragnąc wybiec ze swej kryjówki, stały nadal bez ruchu, całe zesztywniałe z napięcia.
 
WpadajÄ…c do hallu Megan potknęła siÄ™ i runęła jak dÅ‚uga. Przez moment nie wiedziaÅ‚a, co siÄ™ z niÄ… dzieje, ale przekozioÅ‚kowaÅ‚a i znalazÅ‚a siÄ™ na klÄ™czkach z pistoletem w wyciÄ…gniÄ™tej rÄ™ce. BÅ‚yskawicznie wycelowaÅ‚a, goto­wa wystrzelić do byle haÅ‚asu, byle ruchu, do ducha lub do samego przeraże­nia. SÅ‚yszaÅ‚a swój oddech gÅ‚oÅ›ny, chrapliwy.
Skoczyła na obie nogi i skierowała się ku schodom, które wyrosły na wprost niej.
Na górze usÅ‚yszaÅ‚a czyjeÅ› kroki, stukajÄ…ce po drewnianej podÅ‚odze. Rzuci­Å‚a siÄ™ w bok i przywarÅ‚a do Å›ciany patrzÄ…c siÄ™ w tamtÄ… stronÄ™. PodniosÅ‚a broÅ„ do strzaÅ‚u i wtedy zobaczyÅ‚a twarz Billa Lewisa wychylajÄ…cego siÄ™ znad porÄ™czy. Przez moment oboje zamarli bez ruchu, po czym Megan dostrzegÅ‚a w jego dÅ‚oni pistolet. WykrzyknÄ™li jednoczeÅ›nie coÅ› niezrozumiaÅ‚ego, Megan wystrzeliÅ‚a, po czym cofnęła siÄ™ w drzwi saloniku. W tej samej chwili Bill Lewis otworzyÅ‚ ogieÅ„. Krótki moment wahania kosztowaÅ‚ go jednak wiele - kule jedynie odbiÅ‚y siÄ™ po tynku i drewnie, wzniecajÄ…c pyÅ‚ i drzazgi.
Jedna z nich wbiła się w jej przedramię. Megan krzyknęła, zatoczyła się patrząc na krew, przesiąkającą przez rękaw. Ostry, drewniany kolec wbił się przez materiał w skórę. Wyrwała go gwałtownie, krew trysnęła jej między palcami. Rzuciła się w przód, i z czterdziestkipiątki wymierzonej prosto przed siebie puściła dziką serię, czując jak pistolet szarpie ostro jej ręką. wiat na piętrze wydawał się cały eksplodować.
Kiedy kule stukały po suficie, Bill Lewis skoczył do tyłu zakrywając twarz przed nagłym atakiem. Zaczął strzelać na oślep raz za razem, przeszywając powietrze ołowiem.
 
W sypialni Olivia obserwowaÅ‚a z jakimÅ› dziwnym spokojem Duncana, który pÄ™dziÅ‚ w stronÄ™ domu. BiegÅ‚ prosto, nawet nie usiÅ‚ujÄ…c lawirować, kierujÄ…c siÄ™ do drzwi frontowych. WydawaÅ‚o siÄ™ jej, że poruszaÅ‚ siÄ™ w zwol­nionym tempie, jak w kinie, byÅ‚a wrÄ™cz zdziwiona, że w ogóle siÄ™ tam dostaÅ‚. Nie przypuszczaÅ‚am, że ciÄ™ stać na to, matematyk, pomyÅ›laÅ‚a. Nigdy bym siÄ™ nie spodziewaÅ‚a. A teraz dostaniesz za swoje. CzuÅ‚a, że roÅ›nie w niej ogromny bÄ…bel wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci, porażajÄ…c jak prÄ…dem elektrycznym rÄ™ce, nogi, serce. CzuÅ‚a, że jej palce zaciskajÄ… siÄ™ na spuÅ›cie. WywrzaskujÄ…c przekleÅ„stwa puÅ›ciÅ‚a seriÄ™ z automatu.
- Zdychaj! - ryknęła.
To sÅ‚owo nabraÅ‚o jakiegoÅ› zwierzÄ™cego z gÅ‚Ä™bi trzewi pogÅ‚osu. BroÅ„ w jej rÄ™kach wydawaÅ‚a siÄ™ żyć wÅ‚asnym życiem, rozpalona wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ… i szaleÅ„st­wem, szarpiÄ…c siÄ™ i skaczÄ…c w jej rÄ™kach, przeszkadzajÄ…c w dokÅ‚adnym wymierzeniu.
Starała się trafić w zbliżającą się postać. Duncan biegł z jedną ręką uniesioną nad głową, jakby osłaniając się od pocisków. Przez dym widziała, jak kule podnoszą obłoczki kurzu wokół Duncana. Gorący kwaśny zapach kordytu wypełnił jej nozdrza.