Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
.. - odpowiedział Rincewind. - Tak jakby mój.
- Więc jak się tam dostał?
- On, tego... on chyba mnie szukał. Czasami gubi trop.
- Ale to przecież inny wszechświat! - zawołał dziekan.
- Przykro mi.
- Możesz przywołać go z powrotem?
- Wielkie nieba, nie! Gdybym mógł go przywołać, zaraz bym go odesłał.
- Drewno myślącej gruszy jest metamagiczne i podąża za właścicielem absolutnie wszędzie w czasie i przestrzeni - wyjaśnił Myślak.
- Ale nie w tamtym kawałku! - zaprotestował Ridcully.
- Nie przypominam sobie, aby “nie ten kawałek” był istotnym podzbiorem “czasu i przestrzeni”, panie nadrektorze. Co więcej, “nie ten kawałek” nigdy nie został uznany za istotną część żadnej inwokacji magicznej, od czasu kiedy zmarły Funnit Roztargniony próbował wykorzystać go jako dodany w ostatniej chwili fragment swego bezbłędnie udanego zaklęcia mającego zniszczyć całe drzewo, na którym siedział.
- Bagaż może się składać z podzbioru o co najmniej n wymiarach, który może współistnieć z dowolnym innym zbiorem o >n wymiarach - poinformował kwestor.
- Nie zwracaj na niego uwagi, Stibbons - mruknął ze znużeniem Ridcully. - Wygaduje takie rzeczy, odkąd spróbował zrozumieć wypisy HEX-a. To kompletny bełkot. A ile to jest “n”, drogi przyjacielu?
- Umpt - odparł kwestor.
- Aha... Znowu te liczby urojone - skrzywił się dziekan. - O tej twierdzi, że powinna się znaleźć między trójką a czwórką.
- Przecież między trójką a czwórką nie ma żadnej liczby - zdziwił się Ridcully.
- On sobie uroił, że jest.
- Czy moglibyśmy wejść do wnętrza Bagażu i fizycznie przenieść się do wszechświata Projektu? - zapytał Myślak.
- Można spróbować - przyznał Rincewind. - Ale osobiście wolałbym raczej urżnąć sobie nos.
- Och... Naprawdę?
- Przyszło mi coś do głowy - oświadczył Ridcully. - Możemy go wykorzystać, żeby przenosił różne rzeczy stamtąd tutaj. Co wy na to?
W dole, pod powierzchnią ciepłej wody, kamienna konstrukcja dziwnego stworzenia rozsypała się po raz umpty.
* * *
Minął tydzień. We wtorekjakaś zapomniana śnieżka zderzyła się z planetą, wzbudzając zrozumiałe rozdrażnienie magów i niszcząc całą populację wyplatających sieci meduz, w których pierwszy prymus pokładał wielkie nadzieje. Okazało się przynajmniej, że Bagaż można wykorzystać do przenoszenia z powrotem okazów dostatecznie głupich, by wpłynąć do wnętrza czegoś, co tkwi pod wodą z otwartym wiekiem. W tej chwili w tej kategorii mieściło się niemal całe morze.
Życie w świecie Kuli pojawiało się tak powszechnie, że magowie zaczęli nawet omawiać teorię, iż funkcjonuje tam pewien konceptualny pierwiastek, próbujący wypełnić lukę po nieistniejącym deitygeme.
- Ośluporium - stwierdził Ridcully. - To chyba dobra nazwa.
- Wszędobylium byłoby lepsze - zaproponował wykładowca run współczesnych. - Nie sądzicie?
- Wszystko jedno jak nazwiemy, mają go pod dostatkiem - podsumował dziekan. - Nie jest to świat, który załamie się jakąś totalną katastrofą.
Pojawiały się nowe stwory. Nagle weszły w modę skorupiaki. Popularność zyskiwała teoria, że produkuje je sama planeta w jakimś systemie automatycznym.
- To jasne, że kiedy pojawia się za dużo królików, trzeba wynaleźć lisy - stwierdził dziekan na którymś z regularnych spotkań. -Jeśli mamy ryby, a potrzebujemy fosforanów, przydadzą się ptaki morskie.
- To działa tylko wtedy, kiedy istnieje narrativum - odparł Myślak. - Nie ma żadnych dowodów, panie dziekanie, że cokolwiek na tej planecie ma choćby skromne pojęcie o przyczynowości. Wszystko tam po prostu sobie żyje, a potem umiera.
A potem, w czwartek, pierwszy prymus wypatrzył rybę. Prawdziwą pływającą rybę.
- No i proszę - oświadczył tryumfalnie. - Morza to naturalne siedlisko życia. Spójrzcie tylko na lądy. Szczerze mówiąc, to zwykłe śmietniska.
- Ale morze do niczego jakoś nic dochodzi - sprzeciwił się Ridcully. - Weźmy te skorupiaki z. mackami, które wczoraj próbował pan dokształcać. Przy każdym gwałtownym ruchu psikały atramentem i odpływały.