Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.¬****************************************************************************************¬*¬***** Changes made after 07/07/2004 5:15:00 PM¬*¬****************************************************************************************¬****************************************************************************************¬--------------------{Glutton} Ob|artuch{Glutton_desc}Kiedy padnie pytanie: "Dla kogo najwikszy placek?", ten czBowiek bez cienia przyzwoito[ci przystpuje do paBaszowania ciasta! Zawsze znajdzie si kto[, kto za to wszystko zapBaciOn nas tu wszystkich przyj¹³ i wyjdzie ostatni,Wie o wszystkich, kto przyby³, sk¹d przyby³ i kiedy...WyczuÅ‚a bliżej nieokreÅ›lone podobieÅ„stwo — uczucie wcze­Å›niejszej znajomoÅ›ci - kiedy nawiÄ…zany zostaÅ‚ kontakt i prze­szyÅ‚ jÄ… dreszcz grozy...Wyćwiczonymi ruchami odrzucajÄ…c miecze ogarniÄ™tych szaÅ‚em ludzi, Folko chcÄ…c nie chcÄ…c przypomniaÅ‚ sobie polnÄ… miedzÄ™ w Amorze i spokojnÄ… jesieÅ„, kiedy on,...Kilka razy siÄ™ tedy zanosiÅ‚o na rozlanie krwie i po staremu przyszÅ‚o, bo w kilka dni potem staÅ‚o siÄ™ spectaculum tragiczne, kiedy niejaki Firlej Broniowski,...Kiedy znowu spotkaÅ‚em siÄ™ z MariÄ…, doznaÅ‚em dziw­nego i tajemniczego uczucia, wiedzÄ…c, że HerminÄ™ tak samo tuliÅ‚a do serca jak mnie, że tak samo dotykaÅ‚a,...Dobbs i Joe GÅ‚odomór nie wchodzili w grÄ™, podobnie jak Orr, który znowu majstrowaÅ‚ przy zaworze do piecyka, kiedy zgnÄ™­biony Yossarian przykuÅ›tykaÅ‚ do...Kiedy T’lion wróciÅ‚, przytrzymaÅ‚ Tai żeby mogÅ‚a oprzeć dÅ‚onie na boku Golantha, unikajÄ…c Å›ladów po pazurach na prawej Å‚opatce, które — gdyby byÅ‚y...Lecz nie otworzyÅ‚ przytomnych oczu i kiedy Å›wit wszedÅ‚ miÄ™dzy nas kÅ‚Ä™bami drobno roziskrzonego Å›niegu od okien, którymi w zadymce górskiej wyÅ‚ caÅ‚y dom,...Jakim sposobem dotrzemy do tÄ™czy z zasÅ‚oniÄ™tymi oczami?Kiedy nie bÄ™dziesz na niÄ… patrzyÅ‚, nie bÄ™dzie mogÅ‚a wydawać siÄ™ odlegÅ‚a - tÅ‚umaczyÅ‚ mu Arnold...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Mimo to nie mogę go przywołać.
- A więc nie możesz! - rzekła oschle Wittie. - Czyżbyś chciała, aby te stworzenia Ciemności uświadomiły sobie, kogo pojmały? Chodź tu do mnie, połączmy swe siły, być może drogocenne kamienie, jeden obok drugiego, dadzą nam prawdziwy obraz tego, co nas otacza.
Kelsie nie miała ochoty przechodzić w bród przez parujący strumień. Zawróciła i ruszyła wzdłuż brzegu, chcąc sprawdzić, czy nie zwęża się on na tyle, by spróbować go przeskoczyć. Po krótkim czasie stwierdziła, iż tak jest rzeczywiście... chociaż rząd porostów po drugiej stronie nie obiecywał równego lądowania. Ale to, o czym Wittie napomknęła, warte było próby.
Kelsie znowu zawróciła, po czym biegiem zbliżyła się do strumienia i przeskoczyła go. Wylądowała na grzybach, które połamały się pod jej ciężarem, oblepiając ją cuchnącymi, lepkimi plamami. Powstrzymała się jednak od próby sczyszczenia z siebie owej mazi ze strachu przed jakimś jadem - trudno było jej uwierzyć, by takie ohydne zbiorowisko śmierdzących plam nie okazało się trujące. Wittie oczekiwała jej, ale usunęła się na bok krok czy dwa, z każdym bowiem ruchem Kelsie wzmagał się cuchnący zapach.
Czarownica wskazała podłoże, po którym się przechadzała. Był to skrawek pokryty żwirem. Kelsie ostrożnie zgarnęła go nieco, by sczyścić tę wstrętną masę ze swego ciała.
- Klejnot! - Wittie nie pozostawiła jej wiele czasu na doprowadzenie się do porządku. Postąpiła do przodu, ułożywszy własny klejnot w obu dłoniach, i Kelsie posłusznie zrobiła to samo ze swym drogocennym kamieniem zawieszonym na łańcuchu na szyi. Gdy tylko klejnoty się zetknęły, natychmiast pojawił się niewielki błysk, a po chwili w każdym z nich zalśnił zaczątek światła.
- A więc... możemy je wykorzystać! - Wittie nie posiadała się z radości. - Spróbujmy!
Czarownica usadowiła się na spłachetku czystego żwiru, wciąż zważając, by jej poszarpana suknia nie dotknęła oślizłego odzienia Kelsie. Jedną ręką nadal trzymając kamień, ułożyła go na ziemi i skinęła ku Kelsie, by ta zrobiła podobnie. Dziewczyna zawahała się.
- A gdy obudzimy Ciemności? - zapytała. - Sama przecież mówiłaś, że tak mogłoby się stać...
- Czekałabyś tutaj, aż przyjdą? Jaki pożytek miałybyśmy z tego? Już wiedzą, że mają w swych rękach czarownicę z Estcarpu. - Wyprostowała się z dumą. - Nie spodziewają się niczego ponad to, iż spróbuję się z nimi zmierzyć. Moc jest teraz podwojona... a więc może będzie jej dość, by przeniknąć niektóre z ich zapór.
Z wolna Kelsie umieściła swój klejnot obok klejnotu Wittie, uważając, by oba kamienie się zetknęły. W rezultacie powstał niewielki płomień, albowiem wewnętrzny blask każdego z klejnotów wystrzelił w górę, oślepiając obie kobiety na mgnienie, i zaraz przygasł, odsłaniając dwa połyskujące z jednakową mocą kamienie.
- Droga na zewnątrz... - Wittie pochyliła się do przodu, język jej przesuwał się pieszczotliwie po dolnej wardze, jak gdyby właśnie ugasiła pragnienie jakimś odświeżającym napojem.
Ale Kelsie okazała się równie szybka w żądaniu:
- Yonan!
Czarownica warknęła i wyciągnęła rękę, jak gdyby próbując pochwycić swój klejnot, ale nie przerwała całkowicie połączenia.
- Droga na zewnątrz! - Wittie wysunęła twarz do przodu tak mocno, iż kropelka śliny trafiła Kelsie w policzek. - Mężczyzna jest bezużyteczny... musimy iść własną drogą.

- Yonan - powtórzyła Kelsie z determinacją. Gdyby musiała wybierać między towarzyszami wędrówki, nie miałaby wątpliwości, kogo by wybrała.
Wydawało się, iż Wittie nie czuła się dość silna, by się jej teraz przeciwstawić, albowiem gdy Kelsie skupiła spojrzenie na dwóch połyskujących kamieniach i zbudowała w swoim umyśle wyobrażenie Yonana, takiego, jakiego ostatnio widziała, czarownica nie zaprotestowała po raz wtóry. Ale czy dodała własną moc do tych poszukiwań, Kelsie nie była w stanie stwierdzić.
Światło jakby ścięło się nad kamieniami. Klejnoty zniknęły, ponad nimi pojawiła się bowiem gładka powierzchnia, świecąca niczym lustro, i na niej to utworzył się cień, który wkrótce przemienił się w wyraźny obraz. Z głębokich ciemności błysk światła wydobył rękę ściskającą rękojeść miecza. Światło to przedzierało się między palcami i Kelsie stwierdziła czy też odgadła, iż skrawek Yonanowego żelaza quan wciąż pozostawał żywy. Czarny cień poruszał się w ciemności, dziewczyna sądziła więc, mimo że obraz był bardzo zły, iż wojownik z Doliny sunie takimi samymi pozbawionymi światła pasażami, jakimi ona sama ośmieliła się iść po przebudzeniu tutaj.
Kelsie pochyliła się ponad klejnotami i po prostu wysyczała do czarownicy:
- Przywołuj! Wołaj wraz ze mną, jeśli kiedykolwiek chciałabyś, abym ci w czymkolwiek pomogła.
“Yonan!" Zaledwie we własnym umyśle nadała kształt owemu słowu, poczuła nagły przypływ wsparcia. Mimo wszystko zdołała zjednać Wittie. “Yonan!"
Kelsie spostrzegła, jak ciemny cień zatrzymał się, jak palce ześliznęły się z rękojeści miecza aż ku ostrzu. Quan nabrał mocniejszego blasku, a cień, który z pewnością należał do Yonana, skręcił w prawo. Kelsie dotknęła dłonią ręki czarownicy i poczuła, jak palcami wbija się głęboko w szczupłe ciało.
- Wołaj!
“Yonan!" Po każdym zawołaniu, wspomaganym przez obraz utrzymujący się w jej umyśle, cień ów poruszał się nieco żwawiej, jak gdyby coś zmiotło z jego drogi ryzyko przypadku.
W ciemności coś świeciło, blado, ledwie dostrzegalnie... Dziewczyna pomyślała o połyskujących na ścianach grzybach. Ujrzała mężczyznę z mieczem. Pozostawiono mu kolczugę i broń. Pewnie była to jedna z tych rzeczy, których porywacze się bali, nie tyle z powodu ostrza (chociaż Kelsie wiedziała, iż Yonan potrafił zrobić z niego dobry użytek), ile z powodu wprawionego w rękojeść talizmanu. Jej również nie zabrano klejnotu.
“Yonan!"
Nadeszła nieśmiała odpowiedź. “Idę!"
- Głupiec! - Jeśli Wittie początkowo wspomagała Kelsie, teraz przestała już to czynić. - Do czegóż on nam potrzebny? Te - dotknęła lekko swego klejnotu - wystarczą nam, by odnieść zwycięstwo.