Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Zafascynowało go twierdzenie Rebeki, że rysuje to, co ją denerwuje. On zachowywał się zupełnie inaczej. Przez całe życie czuł przymus rysowania, nawet wtedy, kiedy musiał się z tym kryć przed ojcem. Nawet wtedy, kiedy się okazało, że nigdy nie zostanie artystą. Gdy czuł się nieszczęśliwy, rysował dla ucieczki, dla możliwości stworzenia muru bezpieczeństwa między sobą a tym, co było nie do zniesienia.
Teraz wyjął szkicownik i przyglądał mu się tak, jakby był tykającą bombą. Co by się stało, gdyby się odważył narysować coś, co szarpało mu umysł? Bał się, że w ten sposób otworzy puszkę Pandory, uwalniając ból, którego nie będzie w stanie opanować.
Nie mógł zapomnieć słów Rebeki. Jak nacinanie zakażonej rany, żeby wypuścić truciznę. Może ucieczka nie jest najlepszym lekarstwem na cierpienia. Gdyby potrafił stanąć twarzą w twarz ze swymi prywatnymi demonami, może straciłyby nad nim władzę.
Żeby jednak dobrze je narysować, musiałby znów zgodzić się na udrękę. Zburzyć mury, dzięki którym mógł żyć.
Z obawą sięgnął po tusz i piórko. Zacznie od obrazu, który tkwi w nim od pierwszej bitwy. Jeśli ten rysunek zmniejszy ból, spróbuje przenieść na papier inne, trudniejsze sceny.
Przypomniał sobie szok, jaki poczuł, kiedy zobaczył ten pierwszy obraz. Ból, jaki zawsze towarzyszył tej scenie w nocnych koszmarach.
Potem umoczył piórko w tuszu i westchnął do Boga, aby metoda Rebeki sprawdziła się także dla niego.
10Następnego dnia po południu, kiedy Kenneth pracował w biurze, do pokoju weszła powłóczystym krokiem Lavinia Claxton - złotowłose zjawisko w błękitnych jedwabiach i eleganckim kapelusiku z piórami.
- Dzień dobry, kapitanie - przywitała go głębokim, ujmującym głosem. - Postanowiłam odszukać pana w jego tajemniczej kryjówce.
Kenneth podniósł głowę znad biurka, czując przyspieszone bicie serca. Mimo że Lavinia była częstym gościem w domu Seatona, po raz pierwszy miał szansę, aby ją wypytać bez świadków.
- Nie ma nic tajemniczego w wykonywaniu obowiązków, lady Claxton - powiedział od niechcenia.
Uśmiechnęła się z pewnością siebie kobiety, która zna wartość własnej urody.
- A zatem ta tajemniczość tkwi w panu. Tu nie jest pana miejsce, kapitanie. Jest pan tygrysem pośród owieczek. Powinien pan dowodzić wojskiem albo odkrywać dzikie zakątki świata. A nie siedzieć za biurkiem i pisać listy.
Kenneth uśmiechnął się lekko.
- Nawet tygrysy muszą zarabiać na życie. Jedne polują, inne piszą listy.
- Jakie to przyziemne.
Lavinia przeszła przez pokój, kołysząc prowokacyjnie biodrami.
- Wolę pana uważać za bohaterskiego rycerza, który przeszedł od gwałtownych bitew do buduarów sztuki.
- Buduarów? - powtórzył, odsuwając się od biurka. - Ma pani bujną wyobraźnię, lady Claxton. Dla większości ludzi to jest zwykłe biuro.
- Proszę się do mnie zwracać po imieniu. Tak jak wszyscy.
Lavinia przysiadła na brzegu biurka, muskając mu kolana fałdami sukni. Potem wyciągnęła rękę i pogłaskała Kennetha po policzku.
- I może się pan do mnie zwrócić, kiedy pan tylko zechce.
Mimo że Lavinia rzucała mu powłóczyste spojrzenia od ich pierwszego spotkania, Kennetha zaskoczyło jej bezpardonowe zaproszenie. Może się pokłóciła z sir Anthonym. Jego ciało zareagowało odruchowo. Niestety, nie mógł iść do łóżka z kobietą związaną ze sprawą morderstwa.
- Nie ośmieliłbym się tak spoufalać, lady Claxton - powiedział Kenneth, składając na jej dłoni lekki pocałunek. - Sir Anthony, jakże słusznie, miałby mnie za ordynusa.
- Och, nie miałby nic przeciwko temu. Wszyscy wiedzą, że Lavinia jest kurtyzaną - stwierdziła kpiąco.
Zsunęła się z biurka i podeszła do portretu lady Seaton.
- W przeciwieństwie do Helen. Anthony namalował kiedyś obraz pod tytułem: Święta i grzesznica. Oczywiście ja byłam grzesznicą.
- Czy lady Seaton była naprawdę taka święta? Lavinia rzuciła okiem na obraz.
- Jak większość z nas potrafiła być szczodra i samolubna, mądra i głupia. Bywała bardzo trudna. Ale była moją najbliższą przyjaciółką i bardzo mi jej brak. Podobnie jak Anthony'emu i George'owi.
- George'owi?
- George'owi Hamptonowi. Helen była jego kochanką.
- Naprawdę? - powiedział, kryjąc zaskoczenie. - Czy tylko usiłuje mnie pani zaszokować?
- Wątpię, aby łatwo było pana zaszokować, kapitanie - stwierdziła sucho Lavinia. - Helen była dyskretna, ale w ciągu ostatnich kilku lat miała kilku kochanków. Choć tak naprawdę liczył się jedynie George.
- Czy sir Anthony wiedział, że jego żona zdradzała go z jednym z jego najlepszych przyjaciół? - spytał Kenneth, zaskoczony nowymi możliwościami, jakie się przed nim otwierały.
- Och, tak. Ich małżeństwo było szalenie niemoralne, a jednocześnie bardzo cywilizowane. Anthony aprobował George'a, wiedząc, że ten nigdy nie skrzywdzi Helen. A ona nie miała nic przeciwko jego miłostkom. Wiedziała, że jest dla Anthony'ego najważniejsza.
- Słyszałem, że w czasie, kiedy zmarła lady Seaton, sir Anthony miał jakiś poważniejszy romans.
- Niech pan nie wierzy we wszystko, co pan słyszy, kapitanie.