Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Nic, powiadam - rzekl Velerad. - Wiedzmin nie chcial isc od razu, pierwszej nocy. Lazil, czail sie, krecil po okolicy. Wreszcie, jak powiadaja, zobaczyl strzyge, zapewne w akcji, bo bestia nie wylazi z krypty tylko po to, zeby rozprostowac nogi. Zobaczyl ja wiec i tej samej nocy zwial.
Bez pozegnania.
Geralt wykrzywil lekko wargi w czyms, co prawdopodobnie mialo byc usmiechem.
- Rozumni ludzie - zaczal - zapewne maja jeszcze te pieniadze? Wiedzmini nie biora z góry.
- Ano - rzekl Velerad - pewnie maja.
- Plotka nie mówi, ile tego jest?
Velerad wyszczerzyl zeby.
- Jedni mówia: osiemset...
Geralt pokrecil glowa.
- Inni - mruknal grododzierzca - mówia o tysiacu.
- Nieduzo, jesli wziac pod uwage, ze plotka wszystko wyolbrzymia. W koncu król daje trzy tysiace.
- Nie zapominaj o narzeczonej - zadrwil Velerad. - O czym my rozmawiamy? Wiadomo, ze nie dostaniesz tamtych trzech tysiecy.
- Skad to niby wiadomo?
Velerad huknal dlonia o blat stolu.
- Geralt, nie psuj mojego wyobrazenia o wiedzminach! To juz trwa szesc lat z hakiem! Strzyga wykancza do pól setki ludzi rocznie, teraz mniej, bo wszyscy trzymaja sie z daleka od palacu.
Nie, bracie, ja wierze w czary, niejedno widzialem i wierze, do pewnego stopnia, rzecz jasna, w zdolnosci magów i wiedzminów. Ale z tym odczarowywaniem to bzdura, wymyslona przez garbatego i usmarkanego dziada, który zglupial od pustelniczego wiktu, bzdura, w która nie wierzy nikt. Prócz Foltesta. Nie, Geralt! Adda urodzila strzyge, bo spala z wlasnym bratem, taka jest prawda i zaden czar tu nie pomoze. Strzyga zre ludzi, jak to strzyga, i trzeba ja zabic, normalnie i po prostu. Sluchaj, dwa lata temu kmiotkowie z jakiegos zapadlego zadupia pod Mahakamem, którym smok wyzeral owce, poszli kupa, zatlukli go klonicami i nawet nie uznali za celowe sie tym szczególnie chwalic. A my tu, w Wyzimie, czekamy na cud i ryglujemy drzwi przy kazdej pelni ksiezyca albo wiazemy przestepców do palika przed dworzyszczem liczac, ze bestia nazre sie i wróci do trumny.
- Niezly sposób - usmiechnal sie wiedzmin. - Przestepczosc zmalala?
- Ani troche.
- Do palacu, tego nowego, któredy?
- Zaprowadze cie osobiscie. Co bedzie z propozycja rzucona przez rozumnych ludzi?
- Grododzierzco - rzekl Geralt. - Po co sie spieszyc? Przeciez naprawde moze zdarzyc sie wypadek przy pracy, niezaleznie od moich intencji. Wtedy rozumni ludzie winni pomyslec, jak ocalic mnie przed gniewem króla i przygotowac te tysiac piecset orenów, o których mówi plotka.
- Mialo byc tysiac.
- Nie, panie Velerad - powiedzial wiedzmin stanowczo.
- Ten, któremu dawaliscie tysiac, uciekl na sam widok strzygi, nawet sie nie targowal. To znaczy, ryzyko jest wieksze niz tysiac. Czy nie jest wieksze niz póltora tysiaca, okaze sie. Oczywiscie, ja sie przedtem pozegnam.
Velerad podrapal sie w glowe.
- Geralt? Tysiac dwiescie?
- Nie, grododzierzco. To nie jest latwa robota. Król daje trzy, a musze wam powiedziec, ze odczarowac jest czasem latwiej niz zabic. W koncu którys z moich poprzedników zabilby strzyge, gdyby to bylo takie proste. Myslicie, ze dali sie zagryzc tylko dlatego, ze bali sie króla?
- Dobra, bracie - Velerad smetnie pokiwal glowa. - Umowa stoi. Tylko przed królem ani mru-mru o mozliwosci wypadku przy pracy. Szczerze ci radze.
III
Foltest byl szczuply, mial ladna - za ladna - twarz. Nie mial jeszcze czterdziestki, jak ocenil wiedzmin. Siedzial na karle rzezbionym z czarnego drewna, nogi wyciagnal w strone paleniska, przy którym grzaly sie dwa psy. Obok, na skrzyni siedzial starszy, poteznie zbudowany mezczyzna z broda. Za królem stal drugi, bogato odziany, z dumnym wyrazem twarzy.
Wielmoza.
- Wiedzmin z Rivii - powiedzial król po chwili ciszy, jaka zapadla po wstepnej przemowie Velerada.
- Tak, panie - Geralt schylil glowe.
- Od czego ci tak leb posiwial? Od czarów? Widze, zes niestary. Dobrze juz, dobrze. To zart, nic nie mów. Doswiadczenie, jak smiem przypuszczac, masz niejakie?