Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.W istocie otrzymujemy wynik, ktry ma nieoczekiwanie interesujce konsekwencje: pierwsze teorie - to znaczy pierwsze prbne rozwizania problemw - i pierwsze problemy...Barclay zatem wbrew wszystkim i wszystkiemu bronił uparcie do ostatniej chwili planu cofania się na całej linii, planu, który wysławiał przed jednym z...– Inżynierowie Eesyana stworzyli podwójną bramę – torus, który w jednym kierunku funkcjonował jako wejście, a w odwrotnym jako wyjście...To było piękne, wspaniałe - szczytowy moment w życiu każdego artylerzysty, moment, który przeżywał wciąż od nowa w marzeniach, na jawie i we śnie, przez resztę...Dobbs i Joe Głodomór nie wchodzili w grę, podobnie jak Orr, który znowu majstrował przy zaworze do piecyka, kiedy zgnę­biony Yossarian przykuśtykał do...Wszystkich pracowników przytrzymywała w pracy jedynie nadzieja otrzymania nowego, lub w miarę nowego sprzętu, który pozwoliłby na prowadzenie normalnej...Czerwony dom opowiadał o burzliwym życiu tajemniczego osobnika, który obrabowywał sklepy z zabawkami i muzea, a skradzionym lalkom i marionetkom wydłubywał oczy,...Tego dnia skaza na saidinie dawała się wyjątkowo we znaki, gęsty, brudny olej, który sączył się z wszystkich porów skóry i plamił aż do kości...Pani Wanda dziwnie jakoś popatrzyła na niego, a potem na psa, który swoimi kaprysami dezorgani­zował całą robotę w domu...opiekuna, w głębi duszy była jednak rada, że może ofiarować człowiekowi, który tak wysoko ją ocenił, fortunę co najmniej równą majątkowi, jaki...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Ten odwrócił się ponownie w stronę Randa. W jego oczach płonęło światło zrozu-
mienia.
— Sprzymierzeńcy Ciemności nie uciekną przed nami, chłopaczku, nawet w mieście,
które kryje się w Cieniu. Jeszcze się spotkamy, bądź tego pewien!
Obrócił się na pięcie i pomaszerował przed siebie, a jego towarzysze ruszyli w ślad
za nim, jakby Rand przestał nagle istnieć. Przynajmniej na chwilę. Kiedy dotarli do za-
tłoczonej części ulicy, otworzyła się przed nimi ta sama, jakby przypadkowa, przestrzeń.
Strażnicy wahali się, popatrzyli na Randa, a potem oparli drągi na ramionach i poszli za
trójką w białych płaszczach. Musieli przepychać się przez tłum i krzyczeć:
— Droga dla Straży!
Mało kto chętnie im ustępował.
Rand nadal kołysał się na piętach i czekał. Mrowienie było tak silne, że prawie drżał,
miał wrażenie, że cały płonie.
Mat wyszedł ze sklepu i przyjrzał mu się.
— Ty nie jesteś chory — powiedział. — Ty jesteś szalony!
Rand odetchnął głęboko i nagle poczuł się jak przekłuty balon, jakby z niego uszło
całe powietrze. Zachwiał się, gdy zrozumiał, co właśnie zrobił. Zwilżył wargi językiem
i napotkał wzrok Mata.
— Lepiej wracajmy do oberży — powiedział niepewnie.
— Tak — stwierdził Mat — chyba tak będzie najlepiej.
Ulica zaczęła się znowu zapełniać, niejeden człowiek przystawał, przypatrywał się
obydwu chłopcom i coś mruczał do innego przechodnia. Rand był pewien, że ta histo-
ria się rozejdzie. Jakiś szaleniec próbował wszcząć bójkę z trzema Synami Światłości.
Było o czym opowiadać.
„Może to te sny doprowadzają mnie do szaleństwa.”
Kilkakrotnie gubili drogę w labiryncie ulic, ale po jakimś czasie wpadli na oma
Merrilina, który wlókł za sobą całą procesję. Bard twierdził, że wyszedł rozprostować
kości i zaczerpnąć świeżego powietrza, ale gdy tylko ktoś zaczął uważniej przyglądać się
jego kolorowemu płaszczowi, obwieszczał donośnie:
203
— Zatrzymałem się w „Jeleniu i Lwie”! Tylko jeden wieczór!
Mat zaczął nieskładnie opowiadać omowi o ich śnie i o zmartwieniu, czy powie-
dzieć o nim Moiraine, czy nie, ale Rand wszedł mu w słowo, ponieważ ich wspomnienia
nieco się różniły. „Albo nie wszyscy śniliśmy dokładnie to samo” pomyślał.
Zasadnicza treść ich snów była jednak taka sama.
om przysłuchiwał im się uważnie. Kiedy Rand wspomniał imię Ba’alzamona, bard
złapał każdego z nich za ramię, zmuszając, by przestali mówić, uniósł się na palcach po-
nad tłum i pośpiesznie zagnał do jakiejś alejki, w której nie było nic prócz krat i żółte-
go wychudłego psa, chroniącego się tu przed zimnem.
om obserwował, czy ktoś z tłumu nie zatrzymuje się, aby ich podsłuchiwać, zanim
znów zwrócił uwagę na Randa i Mata. Jego niebieskie oczy przewiercały ich na wskroś,
co jakiś czas niespokojnie zerkał w kierunku wylotu alei.
— Nigdy nie wymawiajcie tego imienia tam, gdzie mogą was słyszeć obcy. — Mó-
wił spokojnym, ale stanowczym głosem. — Nawet tam, gdzie prawie nikt nie słucha. To
bardzo niebezpieczne imię, nawet jeśli ulicami nie przechadzają się synowie Światło-
ści.
Mat prychnął.
— Już ty miałbyś coś o nich do powiedzenia — wycedził, patrząc krzywo na Randa.
om zignorował go.
— Gdyby tylko jeden z was miał ten sen... — rzekł i zaczął wściekle miętosić wąsa.
— Opowiedzcie mi wszystko, co pamiętacie. Każdy szczegół.
Słuchał, nie przestając rzucać czujnych spojrzeń w stronę ulicy.
— ...wymienił ludzi, którzy według niego zostali wykorzystani — powiedział wresz-
cie Rand. Uważał, że to już koniec opowieści. — Guaire Amalasan. Raolin Darksbane.
— Davian — wtrącił Mat — I Yurian Stonebow.
— I Logain — skończył Rand.
— Niebezpieczne imiona — mruknął om. Jego oczy zdawały się ich przewiercać
z jeszcze większą mocą niż przedtem. — Tak, czy siak, prawie tak niebezpieczne, jak to
pierwsze. Wszyscy już nie żyją, z wyjątkiem Logaina. Niektórzy już od dawna. Raolin
Darksbane prawie dwa tysiące lat temu. Ale równie niebezpiecznie jest o nim mówić.
Najlepiej nie wymieniajcie tych imion głośno nawet wtedy, gdy będziecie sami. Więk-
szość ludzi nie słyszała o nich, ale jeśli posłyszy je nie ten, co trzeba...
— Ale kim oni byli?
— Ludźmi — wymamrotał om. — Ludźmi, którzy strzaskali filary nieba i wstrzą-
snęli podstawami ziemi. — Pokręcił. głową. — To nie ma znaczenia. Zapomnijcie
o nich. Są już tylko prochem.
— Czy oni,.. zostali wykorzystani, tak jak on powiedział? — spytał Mat. — I potem
zabici?
204
— Można by powiedzieć, że zabiła ich Biała Wieża. Na pewno tak. — om zacisnął
na moment usta, a potem znowu pokręcił głową. — Ale wykorzystani...? Nie, tak bym
tego nie nazwał. Światłość wie, że Tron Amyrlin zawiązuje wiele spisków, ale tak bym
tego nie nazwał.