Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Barles doskonale wiedział: fakt, że serbski artylerzysta, na przykład, wystrzeli z moździe­rza nabój PPK-S1A, a nie PPK-SSB i trafi w kolejkę po chleb w...Ingtar, lord Ingtar z Dynastii Shinowa (IHNG-tahr, shih­NOH-wah): Wojownik rodem z Shienaru, poznany w Fal Dara...— On tam jest, łap go! — krzyknął Wilhelm i rzuci­liśmy się w tamtą stronę, mój mistrz szybciej, ja wolniej, gdyż niosłem kaganek...Dobbs i Joe Głodomór nie wchodzili w grę, podobnie jak Orr, który znowu majstrował przy zaworze do piecyka, kiedy zgnę­biony Yossarian przykuśtykał do...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Nikt z jego nowych znajomych nie wiedział nic o zabiera­nych z ulicy i dobrze opłacanych dziewczynach, którym na Croom's Hill kazał stać nago w ogrodzie, aż...- Na litość Boga, niech mi pan nie mówi o piosen­kach, cały dzień żyję wśród muzycznych kłótni!Ale profesor zaczął już mówić, z jego ust słowa...Czy duchy, które walczyły ze sobą za życia, uważają się jeszcze po śmierci za nieprzyjaciół i czy są jeszcze przeciwko sobie nawzajem za­wzięte, jak za...wczeniej na etapie pierwszych czstek chemicznych, na etapie pierwszychrybozomw, na etapie pierwszych bakterii, na etapie ssakw, a wic take naetapie...Gdyby wciąż była wolna, mogłaby chcieć poślubić go z obowiąz­ku, bądź co bądź miała ojca pułkownika...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Zdjął nawet tabliczki z pleców i z brzucha, bo już były niepotrzebne, skoro każdy i tak wiedział, że Gyom jest starszym panem. Zaczął szukać nowej posady i rze­czywiście udało mu się niebawem zostać w wielkim hotelu wyj-mowaczem kwiatów z wazonów. Teraz zarabiał lepiej, cieszył się powszechnym szacunkiem i był zadowolony. Żeby przekonać Mek-Mek o korzyściach tej przemiany, kupił jej rzeczywiście bardzo dużo szminki i Mek-Mek mogła teraz chodzić wymalowana szminką od stóp do głów, a nie tylko, jak przedtem, kar­minować sobie wargi. Widząc to, Mek-Mek przekonała się jed­nak, że Gyom dobrze zrobił, bo dzięki temu chodziła po mieście cała w czerwieni i wszyscy wiedzieli, że nie jest byle kim, ale żo­ną wyjmowacza kwiatów z wazonów w bardzo wielkim hotelu.
Jednak pewnego dnia zdarzyło się nieszczęście. Gyom przed pracą poszedł, jak to nieraz czynił, wykąpać się w basenie. Zo­stawił na brzegu swój parasol, melonik, okulary i kalosze, a sam wskoczył do wody. Wróciwszy po chwili, zobaczył ze zgrozą, że wszystko ktoś mu ukradł. Gyom wpadł w rozpacz, ale musiał już pójść do pracy i poszedł bez melonika, parasola, okularów i ka­loszy. Pocieszał się, że broda mu jednak została. Ale dyrektor hotelu, gdy tylko go zobaczył, bardzo się zdziwił: „Gyom - po­wiedział. - Został pan młodym człowiekiem, jak widzę. A prze­cież wie pan, że na odpowiedzialnym stanowisku wyjmowacza kwiatów z wazonów nie możemy w naszym hotelu zatrudniać młodych ludzi, ale tylko starszych panów. Zwalniam pana z pracy!
— Ależ ja mam brodę i wąsy — powiedział Gyom z rozpa­czą.
— Broda i wąsy nie robią jeszcze starszego pana - odrzekł dyrektor stanowczo. - Dopiero melonik, okulary, kalosze i para­sol! Bez tego nie ma starszego pana.
Gyom wyszedł wściekły. Tak go rozzłościła ta przygoda, że poszedł do fryzjera i kazał sobie zgolić brodę i wąsy. Postanowił, że znów zostanie młodym człowiekiem. Ale kiedy wrócił ogolo­ny do domu, Mek-Mek załamała ręce. „Gyom — zawołała suro­wo — widzę, że zostałeś z powrotem młodym człowiekiem! Czy myślisz, że ja się na to zgodzę?”
— Ależ, Mek-Mek — powiedział Gyom — przecież nie chciałaś przedtem, żebym był starszym panem.
— Ale muszę mieć dosyć szminki, żeby się cała uróżowić. A jako młody człowiek nie będziesz zarabiał tyle, żeby mi kupować szminkę.
Potem Mek-Mek oświadczyła stanowczo, że nie chce mieć młodego człowieka za męża. Opuściła Gyoma i wyszła za mąż za pewnego starszego pana, który dużo zarabiał, ponieważ czesał jamniki w zakładzie fryzjerskim dla piesków i słynął jako najlep­szy czesacz jamników w całej Lailonii. Gyom został sam i z po­wrotem zaczął pracować jako sprzedawca lodów malinowych.
Na tym historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie pewne dodatkowe wydarzenia. W kilka tygodni potem, kiedy Gyom zo­stał ponownie młodym człowiekiem, policja złapała złodzieja, który ukradł kiedyś melonik, parasol, kalosze i okulary należące do Gyoma. Okazało się, że złodziej miał te rzeczy u siebie, a po­licja odnalazła je i zwróciła właścicielowi. Gyom uradowany wło­żył kalosze, okulary i melonik, wziął w rękę parasol i udał się do dyrektora hotelu, w którym kiedyś pracował. Chciał poprosić, aby przyjęto go z powrotem do dawnej pracy, bo już znowu jest starszym panem. Ale dyrektor bardzo był zdziwiony jego żąda­niem.
— Ależ, Gyom - powiedział — przecież nie ma pan brody ani wąsów.
— Ale przecież mam melonik, kalosze, okulary i parasol.
— Melonik, okulary, kalosze i parasol nie robią jeszcze star­szego pana - powiedział dyrektor stanowczo. - Dopiero broda i wąsy! Bez tego nie ma starszego pana.
Gyom wyszedł bardzo zmartwiony, że znowu nie udało mu się zostać starszym panem. Pośpieszył jeszcze do Mek-Mek pro­sząc, żeby wróciła do niego, bo już jest znowu starszym panem (nie był naprawdę, ale tak mówił). Mek-Mek jednak zauważyła od razu oszustwo i wyśmiała go powiadając, że nie może mieć za męża kogoś, kto nie ma ani brody, ani wąsów i tylko udaje star­szego pana. Gyom wrócił smutny do domu i przez cztery godzi­ny usilnie zapuszczał wąsy i brodę. Jednak wyników nie było. Tymczasem przyszła nowa klęska. Powiedziano mu, że nie może już pracować na stanowisku sprzedawcy lodów malinowych, po­nieważ na tej posadzie zatrudnia się tylko młodych ludzi, tym­czasem nie jest pewne, czy Gyom nie jest czasem starszym pa­nem: nosi przecież melonik, okulary, kalosze i parasol, a choć nie ma brody i wąsów, to jednak cała sprawa wygląda dwuzna­cznie.
Nie mając pracy. Gyom postanowił, że zostanie niemowlę­ciem, bo przecież musi mieć co jeść, a niemowlęciem każdy się zajmie. Położył się w parku na pieluszce, machał rękami i noga­mi i udawał podrzutka, licząc na to, że ktoś go zabierze i nakar­mi. Niestety, zdradził go melonik, który zapomniał zdjąć, cho­ciaż wyrzucił okulary, kalosze i parasol. Policjant, który go zna­lazł w parku, zauważył więc od razu, że Gyom nie jest wcale niemowlęciem, i przykazał mu surowo, żeby przestał udawać. Gyom wrócił do domu i ze złości zaczął zjadać własny melonik, który tak haniebnie zdradził go przed policjantem. Nie pomogły prośby i płacze: melonik został zjedzony w ciągu kilku minut.
Od tego czasu życie Gyoma stało się męczarnią. Bez przer­wy się zmieniał i usiłował zostać raz starszym panem, raz mło­dym człowiekiem, raz niemowlęciem. Ale za każdym razem cze­goś tam brakowało, podstęp się wykrywał i różni ludzie jeszcze krzyczeli na Gyoma i grozili mu. Nic nie wychodziło z tych prze­mian i Gyom do dziś, mimo niepowodzeń, przedzierzga się ciąg­le i przebiera to tak, to owak.
Gyom jest naprawdę bardzo biedny. Dlatego, jeśli zdarzy wam się na przykład zobaczyć w parku krzyczące niemowlę, to nawet gdyby było w meloniku albo w kaloszach, musicie się nim zaopiekować. Jest to właśnie Gyom, który chce, żeby ktoś się nim zajął i ktoś go nakarmił.
 
 
 
O sławnym człowieku