Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Zdjął nawet tabliczki z pleców i z brzucha, bo już były niepotrzebne, skoro każdy i tak wiedział, że Gyom jest starszym panem. Zaczął szukać nowej posady i rzeczywiście udało mu się niebawem zostać w wielkim hotelu wyj-mowaczem kwiatów z wazonów. Teraz zarabiał lepiej, cieszył się powszechnym szacunkiem i był zadowolony. Żeby przekonać Mek-Mek o korzyściach tej przemiany, kupił jej rzeczywiście bardzo dużo szminki i Mek-Mek mogła teraz chodzić wymalowana szminką od stóp do głów, a nie tylko, jak przedtem, karminować sobie wargi. Widząc to, Mek-Mek przekonała się jednak, że Gyom dobrze zrobił, bo dzięki temu chodziła po mieście cała w czerwieni i wszyscy wiedzieli, że nie jest byle kim, ale żoną wyjmowacza kwiatów z wazonów w bardzo wielkim hotelu.
Jednak pewnego dnia zdarzyło się nieszczęście. Gyom przed pracą poszedł, jak to nieraz czynił, wykąpać się w basenie. Zostawił na brzegu swój parasol, melonik, okulary i kalosze, a sam wskoczył do wody. Wróciwszy po chwili, zobaczył ze zgrozą, że wszystko ktoś mu ukradł. Gyom wpadł w rozpacz, ale musiał już pójść do pracy i poszedł bez melonika, parasola, okularów i kaloszy. Pocieszał się, że broda mu jednak została. Ale dyrektor hotelu, gdy tylko go zobaczył, bardzo się zdziwił: „Gyom - powiedział. - Został pan młodym człowiekiem, jak widzę. A przecież wie pan, że na odpowiedzialnym stanowisku wyjmowacza kwiatów z wazonów nie możemy w naszym hotelu zatrudniać młodych ludzi, ale tylko starszych panów. Zwalniam pana z pracy!
— Ależ ja mam brodę i wąsy — powiedział Gyom z rozpaczą.
— Broda i wąsy nie robią jeszcze starszego pana - odrzekł dyrektor stanowczo. - Dopiero melonik, okulary, kalosze i parasol! Bez tego nie ma starszego pana.
Gyom wyszedł wściekły. Tak go rozzłościła ta przygoda, że poszedł do fryzjera i kazał sobie zgolić brodę i wąsy. Postanowił, że znów zostanie młodym człowiekiem. Ale kiedy wrócił ogolony do domu, Mek-Mek załamała ręce. „Gyom — zawołała surowo — widzę, że zostałeś z powrotem młodym człowiekiem! Czy myślisz, że ja się na to zgodzę?”
— Ależ, Mek-Mek — powiedział Gyom — przecież nie chciałaś przedtem, żebym był starszym panem.
— Ale muszę mieć dosyć szminki, żeby się cała uróżowić. A jako młody człowiek nie będziesz zarabiał tyle, żeby mi kupować szminkę.
Potem Mek-Mek oświadczyła stanowczo, że nie chce mieć młodego człowieka za męża. Opuściła Gyoma i wyszła za mąż za pewnego starszego pana, który dużo zarabiał, ponieważ czesał jamniki w zakładzie fryzjerskim dla piesków i słynął jako najlepszy czesacz jamników w całej Lailonii. Gyom został sam i z powrotem zaczął pracować jako sprzedawca lodów malinowych.
Na tym historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie pewne dodatkowe wydarzenia. W kilka tygodni potem, kiedy Gyom został ponownie młodym człowiekiem, policja złapała złodzieja, który ukradł kiedyś melonik, parasol, kalosze i okulary należące do Gyoma. Okazało się, że złodziej miał te rzeczy u siebie, a policja odnalazła je i zwróciła właścicielowi. Gyom uradowany włożył kalosze, okulary i melonik, wziął w rękę parasol i udał się do dyrektora hotelu, w którym kiedyś pracował. Chciał poprosić, aby przyjęto go z powrotem do dawnej pracy, bo już znowu jest starszym panem. Ale dyrektor bardzo był zdziwiony jego żądaniem.
— Ależ, Gyom - powiedział — przecież nie ma pan brody ani wąsów.
— Ale przecież mam melonik, kalosze, okulary i parasol.
— Melonik, okulary, kalosze i parasol nie robią jeszcze starszego pana - powiedział dyrektor stanowczo. - Dopiero broda i wąsy! Bez tego nie ma starszego pana.
Gyom wyszedł bardzo zmartwiony, że znowu nie udało mu się zostać starszym panem. Pośpieszył jeszcze do Mek-Mek prosząc, żeby wróciła do niego, bo już jest znowu starszym panem (nie był naprawdę, ale tak mówił). Mek-Mek jednak zauważyła od razu oszustwo i wyśmiała go powiadając, że nie może mieć za męża kogoś, kto nie ma ani brody, ani wąsów i tylko udaje starszego pana. Gyom wrócił smutny do domu i przez cztery godziny usilnie zapuszczał wąsy i brodę. Jednak wyników nie było. Tymczasem przyszła nowa klęska. Powiedziano mu, że nie może już pracować na stanowisku sprzedawcy lodów malinowych, ponieważ na tej posadzie zatrudnia się tylko młodych ludzi, tymczasem nie jest pewne, czy Gyom nie jest czasem starszym panem: nosi przecież melonik, okulary, kalosze i parasol, a choć nie ma brody i wąsów, to jednak cała sprawa wygląda dwuznacznie.
Nie mając pracy. Gyom postanowił, że zostanie niemowlęciem, bo przecież musi mieć co jeść, a niemowlęciem każdy się zajmie. Położył się w parku na pieluszce, machał rękami i nogami i udawał podrzutka, licząc na to, że ktoś go zabierze i nakarmi. Niestety, zdradził go melonik, który zapomniał zdjąć, chociaż wyrzucił okulary, kalosze i parasol. Policjant, który go znalazł w parku, zauważył więc od razu, że Gyom nie jest wcale niemowlęciem, i przykazał mu surowo, żeby przestał udawać. Gyom wrócił do domu i ze złości zaczął zjadać własny melonik, który tak haniebnie zdradził go przed policjantem. Nie pomogły prośby i płacze: melonik został zjedzony w ciągu kilku minut.
Od tego czasu życie Gyoma stało się męczarnią. Bez przerwy się zmieniał i usiłował zostać raz starszym panem, raz młodym człowiekiem, raz niemowlęciem. Ale za każdym razem czegoś tam brakowało, podstęp się wykrywał i różni ludzie jeszcze krzyczeli na Gyoma i grozili mu. Nic nie wychodziło z tych przemian i Gyom do dziś, mimo niepowodzeń, przedzierzga się ciągle i przebiera to tak, to owak.
Gyom jest naprawdę bardzo biedny. Dlatego, jeśli zdarzy wam się na przykład zobaczyć w parku krzyczące niemowlę, to nawet gdyby było w meloniku albo w kaloszach, musicie się nim zaopiekować. Jest to właśnie Gyom, który chce, żeby ktoś się nim zajął i ktoś go nakarmił.
O sławnym człowieku