Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Tuzenbach (do Wierszynina) Cierpienia, które wciąż obserwujemy – a tak ich dużo! – mimo wszystko świadczą o pewnym moralnym...Kiedyś miałem sposobność obserwować go przez cały wieczór podczas koncertu symfonicznego; ku memu zdziwieniu, siedział w pobliżu, wcale mnie jednak nie...otoczyła flotylla statków, ograniczając się jednak do roli obserwatora, a w tym czasie inne UFO naprawiało pierwsze! Ta operacja morska trwała rzekomo...Na mostku (idącym teraz na jedną dziesiątą czasu rzeczywistego) zebrała się gromadka pasażerów i załogi, żeby obserwować przylot...To są właśnie te sympatie i odrazy, których doznajemy, kiedy napotykamy lub obserwujemy inne gatunki...obserwowała, a ponieważ w ich bliskich stosunkach węszyła niebezpieczeństwo dla Heroda, niezwłocznie powiadomiła o tym brata...„Ażebym sczezł, ilu szpiegów mnie obserwuje?” - Myśl, która zabrzmiała jak warknięcie...U progu trzeciego tysiąclecia obserwujemy zdumiewającą falę ponownych odkryć prastarychnauk...Stara kobieta, która obserwowała bacznie Centaine, natychmiast odpowiedziała jej uśmiechem...Flick obserwowała w napięciu żandarmów, nie wiedząc, jaka będzie ich reakcja...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Z restauracji pojechał do centrum handlowego i zatrzymał samochód jak najdalej
od sklepów, w cieniu palmy daktylowej rosnącej w rogu wielkiego parkingu. Wspiął
się po rozkładanych siedzeniach na tył furgonetki, zaciągnął bambusową zasłonę, która
oddzielała kabinę kierowcy od części bagażowej i wyciągnął się na grubym, postrzę-
pionym, zbyt krótkim dla niego materacu. Jechał całą noc bez odpoczynku, całą drogę
z St. Helena w okręgu upraw winorośli. Z ogromnym śniadaniem w żołądku poczuł się
senny.
Cztery godziny później obudził się ze złego snu. Spływał potem, drżał, płonął i marzł
jednocześnie, jedną ręką ściskał materac, drugą chwytał powietrze. Próbował krzyczeć,
ale głos uwiązł mu w głębi gardła; wydawał suche, urywane dźwięki.
Z początku nie wiedział, gdzie jest. W tyle furgonetki nie panowała idealna ciem-
ność tylko dzięki trzem wąskim pasmom bladego światła, które dochodziły przez wą-
skie szczeliny w bambusowej zasłonie. Powietrze było ciepłe i stęchłe. Usiadł, namacał
ręką metalową ścianę, powiódł zmrużonymi oczyma po ledwie widocznym otoczeniu
i stopniowo dochodził do siebie. Kiedy wreszcie do niego dotarło, że jest w furgonetce,
rozluźnił się i z powrotem wyciągnął na materacu.
Próbował sobie przypomnieć, co mu się śniło, ale jak zwykle nie mógł. Przez całe
życie dokuczały mu nieomal co noc te straszne sny, z których budził się zdjęty panicz-
nym strachem, z suchymi ustami i bijącym sercem; nigdy jednak nie był w stanie sobie
przypomnieć, co go tak przeraziło.
Chociaż teraz już wiedział, gdzie jest, ciemność wywoływała w nim poczucie nie-
pewności. Bezustannie słyszał skryte poruszenia w mroku, miękkie odgłosy popłochu,
od których włosy jeżyły mu się na głowie, chociaż wiedział, że to tylko jego wyobraź-
nia. Odsunął bambusową zasłonę i chwilę siedział mrużąc oczy, dopóki jego wzrok nie
przyzwyczaił się do światła.
6
7
Podniósł giemzowe zawiniątko przewiązane ciemnobrązową tasiemką, które leżało
na podłodze obok materaca. Rozsupłał węzeł i odwinął po kolei cztery miękkie szmatki,
zawinięte jedna wokół drugiej. Wewnątrz znajdowały się dwa bardzo ostre noże. Spędził
mnóstwo czasu na starannym naostrzeniu ich gładko wytoczonych ostrzy. Wziął jeden
z nich do ręki; był dziwny i cudowny w dotyku, niczym nóż czarownika nasączony ma-
giczną energią, która teraz przenosiła się na niego.
Popołudniowe słońce przesunęło cień palmy, pod którą zaparkował dodge’a. Światło
przesączyło się teraz przez ochronną szybę ponad jego ramieniem, a gdy trafiło w lodo-
watą stal, krawędź ostrza zaiskrzyła się chłodnym blaskiem.
Wpatrywał się w ostrze i jego wargi powoli rozciągały się w uśmiechu. Nawet tak zły
sen dobrze mu zrobił. Czuł się odświeżony i pewien siebie. Był absolutnie przekonany,
że poranne trzęsienie ziemi było znakiem, że wszystko w Los Angeles mu się powiedzie.
Znajdzie tę kobietę. Dosięgnie jej swymi rękoma. Dzisiaj, a najpóźniej w środę. Kiedy
rozmyślał o jej gładkim, ciepłym ciele i nieskazitelnej skórze, jego uśmiech przekształ-
cił się w grymas.
¬ ¬ ¬
We wtorek po południu Hilary omas pojechała po zakupy do Beverly Hills. Do
domu wróciła wczesnym wieczorem. Zaparkowała swego kawowego mercedesa na dro-
dze wjazdowej blisko drzwi frontowych. Dzięki temu, że projektanci mody zdecydowali
wreszcie, że kobiety znów mogą wyglądać kobieco, Hilary kupiła wiele z tych rzeczy,
których nie mogła znaleźć podczas gorączki ubierania wszystkich na wojskową modłę,
jaka opanowała cały przemysł odzieżowy w ciągu ostatnich pięciu lat. Trzykrotnie wra-
cała do bagażnika samochodu, aby go opróżnić.
Kiedy brała ostatnią paczkę, nagle odniosła wrażenie, że jest obserwowana. Odwróciła
się tyłem do samochodu i spojrzała na ulicę. Nisko zachodzące słońce nachylało się ku
wielkim domom i przenikało przez liście pierzastych palm, przyozdabiając wszystko
złotymi prążkami. Na trawniku za następną przecznicą bawiło się dwoje dzieci, a chod-
nikiem dreptał beztrosko czyjś spaniel z obwisłymi uszami. Poza tym w całej okolicy
było spokojnie i nieomal nienaturalnie cicho. Po drugiej stronie ulicy stały zaparko-
wane dwa samochody i szara furgonetka marki Dodge, ale, na ile mogła dojrzeć, nikogo
wewnątrz nich nie było.
Czasami zachowujesz się jak jakaś idiotka — powiedziała do siebie. — Kto mógłby
cię obserwować?
Ale kiedy wniosła ostatnią paczkę do domu i wyszła na zewnątrz, aby wprowadzić
wóz do garażu, znowu miała to uporczywe wrażenie, że ktoś ją obserwuje.
6
7
¬ ¬ ¬
Później, około północy, kiedy siedziała na łóżku i czytała, wydało jej się, że słyszy na
dole jakiś hałas. Odłożyła książkę i zaczęła nasłuchiwać.
Odgłosy skrzypienia. W kuchni. Przy tylnych drzwiach. Tuż pod jej sypialnią.
Wstała z łóżka i nałożyła na siebie podomkę intensywnie niebieskiego koloru, którą
kupiła właśnie tego popołudnia.
W górnej szufladzie szai nocnej leżał naładowany pistolet automatyczny kalibru
32. Zawahała się, przez chwilę wsłuchiwała się w te odgłosy, po czym postanowiła wziąć
broń ze sobą.
Czuła się dość głupio. Słyszała najprawdopodobniej odgłosy osiadania budynku, na-
turalne dźwięki, jakie od czasu do czasu wydaje każdy dom. Z drugiej jednak strony,
mieszkała tu już od sześciu miesięcy i dotychczas nie słyszała czegoś takiego.
Przystanęła u szczytu schodów i przenikając wzrokiem ciemność, zawołała:
— Czy jest tam kto?
Żadnej odpowiedzi.
Trzymając w prawej dłoni wyciągnięty przed sobą pistolet, zeszła po schodach na
parter i przeszła przez salon, oddychając szybko i płytko, niezdolna powstrzymać ani
trochę drżenia dłoni, w której trzymała broń. Zapalała każdą lampę, koło której prze-