Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Hrabina przyjê³a mnie bardzo ³askawie, ¿yczliwie poda³a mi rêkê i potwierdzi³a, ¿e od dawna ju¿ pragnê³a mnie widzieæ* niebawem [wrócimy do te) rozmowy]930u...A jako chirurg naprzód miêkk¹ rêkê sk³adaNa ciele choruj¹cym, nim ostrzem raz zada:Tak Robak wyraz bystrych oczu swych z³agodzi³,D³ugo nimi po oczach...ROZDZIAÅ‚ 17DODATKOWE ćWICZENIA WZROKU PRZYDATNE W PRACY PRZY KOMPUTERZEZoom przy użyciu kciukaWyciÄ…gnij przed siebie rÄ™kÄ™ z podniesionym kciukiem...^' 236 ^- '1 ^' 237 ^'gdyby każdemu z dziesiÄ™ciu tysiÄ™cy ludzi, którzy go otaczali, poÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kÄ™ na organach pÅ‚ciowych i pieÅ›ci3 dokÅ‚adnie tak, jak każdy,...tektycznych; a to dlatego, ponieważ rÄ™kÄ™ można byÅ‚o stÄ…d podać do bieguna galaktycznego i krążenie prÄ…dów ciemnych Å›ciÄ…gaÅ‚o tu wÅ‚aÅ›nie, ku...trzyma go za rÄ™kÄ™ Teraz albo nigdy! Bohaterstwo moje już doszÅ‚o do kresu, musi pan poczuć ciężar tych Å‚ez...Wypchnęła mojÄ… rÄ™kÄ™ spod swojej brody i znowu opuÅ›ciÅ‚a gÅ‚owÄ™...Ripley trzymaÅ‚a rÄ™kÄ™ na ramieniu, tam, gdzie wylÄ…dowaÅ‚ stwór...rzy nawinÄ… ci siÄ™ pod rÄ™kÄ™, i pociÄ…gnij ich za sobÄ… do Elenii...DotknÄ…Å‚em go i powiedziaÅ‚em: „PodniosÄ™ twojÄ… rÄ™kÄ™...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


– Spójrz, Watsonie – rzekÅ‚, zwracajÄ…c siÄ™ do mnie – na te s, raz dÅ‚ugie, to znów krótkie.
Jest to jedna ze wskazówek, które pozwoliły mi określić datę.
Spojrzałem przez jego ramię na pożółkły papier i prawie zamazane pismo. Jako nagłówek widniał napis: Baskerville Hall, a poniżej wielkimi niekształtnymi cyframi: 1742.
– WidzÄ™, że jest to jakby jakieÅ› sprawozdanie.
– Tak, to opis pewnej legendy, dotyczÄ…cej rodziny Baskerville'ów.
– SÄ…dziÅ‚em, że chce pan zasiÄ™gnąć mojej rady w sprawie nowszej i majÄ…cej znaczenie praktyczne.
– Wierzaj mi pan, że to sprawa nowa i niezwykle naglÄ…ca, którÄ… trzeba koniecznie wyja-
śnić w ciągu dwudziestu czterech godzin. Rękopis, który przyniosłem ze sobą, jest krótki i ściśle ze sprawą związany. Pan pozwoli zatem, że go przeczytam.
Holmes wsunął się w głąb fotela, splótł dłonie i zamknął oczy, przybrawszy postawę pełną 10
rezygnacji. Doktor Mortimer rozłożył rękopis i głosem donośnym, suchym, czytał następują-
cą starodawną opowieść:
,,O pochodzeniu psa Baskerville'ów krążyły różne pogłoski. Ponieważ jednak jestem potomkiem Hugona Baskerville'a w prostej linii, a historię niniejszą słyszałem z ust swego ojca, któremu znów przekazał ją jego ojciec, przeto spisałem ją, przekonany szczerze ojej prawdziwości. Chciałbym, potomkowie moi, abyście wierzyli, że ta sama sprawiedliwość, która karze za grzechy, umie również przebaczać miłosiernie i że nie ma tak strasznego przekleń-
stwa na świecie, którego nie można by okupić skruchą i modlitwą. Z opowieści niniejszej zatem wyciągnijcie tę naukę, iż nie należy obawiać się skutków przeszłości, lecz trzeba stać się baczniejszym w przyszłości i unikać tych okropnych grzechów, które ściągnęły na naszą rodzinę wielkie nieszczęścia.
Wiedzcie tedy, że w czasach wojny domowej (której historię, napisaną przez wielce uczonego lorda Clarendona, polecam gorąco waszej uwadze) zamek Baskerville był własnością Hugona tegoż nazwiska, człowieka ulegającego dzikim namiętnościom, bezbożnego i roz-pustnika. Sąsiedzi byliby mu wybaczyli te błędy, wiedząc, iż zamek nigdy nie był siedzibą świętych; jednak okrucieństwa, jakie popełnił podczas hulaszczych zabaw, stały się przysło-wiowe w całej okolicy. Zdarzyło się, że ów Hugon zapałał miłością (jeżeli określenie to, użyte w danym wypadku, nie będzie profanacją) do córki ziemianina, którego grunta sąsia-dowały z posiadłością Baskerville'ów. Ale panna, skromnie i pobożnie wychowana, unikała wielbiciela, znając jego złą sławę.
Pewnego dnia, w wigilię świętego Michała, ów Hugon z pięciu czy sześciu towarzyszami pohulanek podczas nieobecności ojca i braci wtargnął do majątku i porwał pannę. Przyniósł-
szy brankę do zamku, osadził ją w wieży, a sam udał się z kompanami do jadalni, by, jak zwykle, spędzić noc na pijatyce. Nieszczęśliwa dziewczyna była bliska obłędu, słysząc w swym więzieniu śpiewy, wrzaski i bluźnierstwa ucztujących, które do niej dobiegały. Wreszcie, zdjęta śmiertelną trwogą, zdobyła się na czyn, przed którym zawahałby się najodważniejszy mężczyzna. Wyszła przez okno i, przy pomocy gałęzi bluszczu, który okrywał i okrywa jeszcze mur, zsunęła się po rynnie, po czym uciekła przez łąki do rodzicielskiego majątku, oddalonego o trzy mile.
Wkrótce potem Hugon opuÅ›ciÅ‚ goÅ›ci, aby zanieść trochÄ™ jadÅ‚a i picia swej brance – a może żywiÅ‚ i gorsze zamiary – lecz zastaÅ‚ klatkÄ™ pustÄ…. Na ten widok, jak opÄ™tany przez szatana, zbiegÅ‚ w szalonym pÄ™dzie ze schodów, wpadÅ‚ do jadalni, wskoczyÅ‚ na stół, tÅ‚ukÄ…c talerze i krysztaÅ‚y, i wobec przerażonych, na wpół pijanych biesiadników przysiÄ…gÅ‚, że jeÅ›li jeszcze tej nocy zdoÅ‚a schwytać zbiegÅ‚Ä… dziewczynÄ™, zaprzeda czartu ciaÅ‚o i duszÄ™. Przez chwilÄ™ obecni patrzyli na niego w osÅ‚upieniu, aż naraz jeden, podlejszy, a może bardziej pijany od innych krzyknÄ…Å‚, żeby puÅ›cić psy goÅ„cze Å›ladem panny. Propozycja przypadÅ‚a do gustu Hugonowi, 11
wyleciał z zamku, wrzeszcząc na stajennych, by mu osiodłali klacz, a na dojeżdżaczy, by wy-puścili psy z psiarni, po czym cisnął psom chustkę dziewczęcia i uszykował je do biegu.
Człowiek klnąc a zwierzęta wyjąc popędzili wśród bladego światła księżyca ku łąkom.