Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Czemu zaraz niezauważeni? - mruknął Murtagh.
Słowa te bynajmniej nie uspokoiły Eragona. Nasłuchiwał nerwowo w obawie, że zaraz ktoś się zjawi. Najbardziej przerażała go myśl o spotkaniu z Cieniem. U szczytu schodów mieściła się sala jadalna, pełna szerokich drewnianych stołów. Pod ścianami ustawiono tarcze, drewnianą powałę podtrzymywały łukowate belki. Murtagh złożył elfkę na stole i z niepokojem spojrzał na sufit.
- Mógłbyś skontaktować się z Saphirą?
-Tak.
- Powiedz, by zaczekała jeszcze pięć minut.
W dali rozległy się krzyki, obok wejścia do sali przemaszerowali żołnierze. Eragon zacisnął usta.
- Cokolwiek planujesz, wątpię, byśmy mieli zbyt wiele czasu.
- Po prostu jej powiedz i schowaj się - warknął Murtagh i odbiegł. Eragon przekazał wiadomość. Nagle zesztywniał, słysząc kroki na
schodach. Walcząc z głodem i wyczerpaniem, ściągnął elfkę ze stołu i ukrył pod spodem. Sam przycupnął obok niej, wstrzymując oddech. Jego dłoń zacisnęła się na sztylecie.
Do sali wpadło dziesięciu żołnierzy. Sprawdzili ją pośpiesznie, zajrzeli zaledwie pod parę stołów i ruszyli dalej. Oparty o nogę stołową Eragon odetchnął z ulgą. Nagle znów poczuł głód i pragnienie. Jego uwagę przyciągnął talerz z niedokończonym posiłkiem i kufel po drugiej stronie sali.
Szybko wypadł z kryjówki, chwycił jedzenie i popędził z powrotem. W kuflu zostało bursztynowe piwo; opróżnił go dwoma szybkimi łykami. Zimny płyn spłynął w głąb gardła, niosąc ulgę i łagodząc palące pragnienie. Eragon powstrzymał się przed beknięciem i rzucił żarłocznie na kromkę chleba.
Murtagh powrócił, niosąc w dłoniach Zar'roca, dziwny łuk i elegancki miecz bez pochwy. Zar'roca oddał Eragonowi.
- Znalazłem w strażnicy ten drugi miecz i łuk. Nigdy nie widziałem takiej broni, więc założyłem, że należy do elfki.
- Sprawdźmy - powiedział Eragon z pełnymi ustami. Miecz, wąski i lekki, o zakrzywionym jelcu, którego końce zwężały się wdzięcznie, idealnie pasował do pochwy u jej boku. Nie potrafili stwierdzić, czy łuk także należał do niej. Miał jednak tak niezwykły kształt, iż Eragon uznał, że to pewne.
- Co teraz? - spytał, wpychając do ust kolejny kęs. - Nie możemy zostać tu wiecznie. Wcześniej czy później żołnierze nas znajdą.
- Teraz - Murtagh chwycił w dłoń własny łuk i nałożył strzałę - będziemy czekać. Jak mówiłem, zorganizowałem nam ucieczkę.
- Nie rozumiesz. Tu jest Cień! Jeśli nas znajdzie, będziemy zgubieni.
- Cień! - wykrzyknął Murtagh. - W takim razie powiedz Saphirze, by zjawiła się natychmiast. Chcieliśmy zaczekać na zmianę wart, lecz widzę, że niebezpiecznie jest zwlekać nawet chwilę. - Eragon przekazał szybko wiadomość, powstrzymując się, by nie rozproszyć Saphiry pytaniami. - Zepsułeś mój plan, uciekając z celi - poskarżył się Murtagh, nie spuszczając wzroku z wejścia do sali.
Eragon uśmiechnął się.
- W takim razie pewnie powinienem był zaczekać. Natomiast ty zjawiłeś się idealnie w porę. Gdybym musiał walczyć z tą szóstką magią, nie byłbym teraz zdolny nawet pełzać.
- Cieszę się, że mogłem się przydać. - Murtagh zesztywniał, słysząc kroki. - Miejmy nadzieję, że Cień nas nie znajdzie.
Odpowiedział mu lodowaty śmiech.
- Lękam się, że już na to za późno.
Murtagh i Eragon obrócili się gwałtownie. Cień stał samotnie w kącie sali. W dłoni trzymał jasny miecz o zarysowanej klindze. Rozpiął broszę podtrzymującą pelerynę, pozwalając, by opadła na ziemię. Ciało miał niczym biegacz, szczupłe i żylaste. Eragon jednak przypomniał sobie ostrzeżenie Broma; wiedział, iż wygląd Cienia jest mylący. W istocie jego siła kilkakrotnie przewyższała ludzką.
- A zatem, mój młody Jeźdźcze, chcesz stawić mi czoło? - prychnął Cień. - Nie powinienem był wierzyć kapitanowi, gdy oznajmił, że zjadasz posiłki. Drugi raz nie popełnię tego błędu.
- Ja się nim zajmę - rzucił cicho Murtagh, odkładając łuk i dobywając miecza.
- Nie - szepnął Eragon. - Mnie chce dostać żywego, ciebie nie. Mogę zająć go chwilę, a ty szykuj drogę ucieczki.
- No dobrze, ruszaj. Ale nie będziesz musiał zajmować go zbyt długo, obiecuję.
- Mam nadzieję - odparł ponuro Eragon. Dobył Zar'roca i powoli postąpił naprzód. Czerwona klinga lśniła w blasku pochodni.
Rdzawe oczy Cienia płonęły niczym rozżarzone węgle. Zaśmiał się cicho.
- Naprawdę sądzisz, że zdołasz mnie pokonać, Du Sundavar Freohrze? Cóż za żałosne imię! Spodziewałbym się czegoś bardziej subtelnego, ale też pewnie do niczego więcej nie jesteś zdolny.
Eragon nie dał się ponieść emocjom. Wpatrywał się w oblicze Cienia, czekając na błysk oka, drgnięcie warg, cokolwiek, co zdradziłoby jego następne posunięcie. Nie mogę użyć magii, bo wówczas zrobiłby to samo. Sądzi, że zdoła wygrać, nie uciekając się do niej. I pewnie tak jest w istocie.
Nim którykolwiek zdążył się ruszyć, powała zadrżała z donośnym hukiem. Obłok pyłu wypełnił salę, wokół nich posypały się kawałki drewna, uderzając o posadzkę. Z dachu dobiegły krzyki i brzęk metalu.