Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Wypłakała się na odległość na piersi siostry, Vicky zaś starała się ją łagodnie i czule pocieszyć, w związku z czym Reginie zrobiło się okropnie głupio z powodu wszystkich mało wybrednych i uszczypliwych żartów, na jakie często pozwalała sobie pod jej adresem. Vicky, której jedyna córka przerwała naukę w szkole średniej, aby wyjść za mąż i prowadzić dom, której jedyny syn zadowolił się edukacją w technikum (nie to co jej syn, myślała Regina z dumą); Vicky, której mąż zajmował się sprzedawaniem ubezpieczeń na życie; Vicky, która handlowała naczyniami kuchennymi. Jednak to właśnie przed Vicky mogła wyznać swe żale, mogła przynajmniej częściowo dać upust dręczącemu ją uczuciu rozczarowania, zawodu i bólu... a także wstydu, gdyż wiedziała o tym, że ludzie rozmawiają na jej temat, a ci, którzy od lat pragnęli jej upadku, są wreszcie zadowoleni. Teraz okazało się, że jedyną podporą w tych ciężkich dniach jest właśnie Vicky, i Regina doszła do wniosku, że jeśli w ogóle w tym paskudnym roku chcieli mieć coś w rodzaju świąt, to powinni pojechać do zwykłego podmiejskiego domu Vicky i Steve’a we wręcz nieprawdopodobnie przeciętnym Ligonier, gdzie wciąż jeszcze większość ludzi jeździła amerykańskimi samochodami i nazywała wypad do McDonalda „zjedzeniem czegoś”.
Mike, rzecz jasna, zgodził się z jej decyzją. Nie oczekiwała niczego więcej i nie zniosłaby niczego mniej.
Dla Reginy Cunningham pierwsze trzy dni po otrzymaniu wiadomości, że Arnie „ma kłopoty”, stanowiły sprawdzian żelaznej samokontroli i zwierzęcej woli przetrwania. Przetrwania zarówno jej, jak i całej rodziny. Ból Mike’a pod żadnym względem nie dorównywał jej emocjonalnemu napięciu. Ani razu nawet nie przeszło jej na myśl, że mogliby szukać u siebie nawzajem pocieszenia. Kiedy zszedł na dół i przekazał jej hiobową wieść, spokojnie założyła pokrowiec na maszynę do szycia, po czym usiadła przy telefonie i zabrała się do pracy. Łzy, które popłynęły podczas rozmowy z siostrą, znajdowały się wtedy tysiące lat od niej. Przeszła obok Michaela, jakby był meblem, on zaś podążył niezdecydowanie za nią, tak jak zawsze do tej pory.
Zadzwoniła do Toma Sprague’a, ich prawnika, który dowiedziawszy się, że sprawa jest natury kryminalnej, pośpiesznie skierował ją do swojego kolegi, Jima Warberga. Po wykręceniu numeru Warberga usłyszała głos automatycznej sekretarki, która nie chciała podać jej domowego numeru prawnika. Regina przez chwilę siedziała przy telefonie, skubiąc palcami dolną wargę, a następnie zadzwoniła jeszcze raz do Sprague’a. Początkowo opierał się, ale wreszcie dał jej numer do domu kolegi. Odkładając słuchawkę był niemal w szoku; kontakt z Reginą działającą na pełnych obrotach często wywoływał takie następstwa.
Zadzwoniła do Warberga, który kategorycznie stwierdził, że nie może zająć się tą sprawą. Regina ponownie opuściła kopię i ruszyła do ataku, w wyniku czego Warberg nie tylko przyjął sprawę, lecz także zobowiązał się natychmiast pojechać do Albany, gdzie zatrzymano Arniego, aby zorientować się, co może dla niego zrobić. Mówiąc drżącym, oszołomionym głosem człowieka, który najpierw został naszprycowany novocainą, a następnie rozjechany przez traktor, zaprotestował stanowczo, jakoby znał w Albany kogoś, kto mógłby szybko i bezboleśnie ukręcić łeb sprawie. Mimo to poleciał tam prywatnym samolotem i po czterech godzinach zgłosił się z pierwszym meldunkiem.
Na razie Arniemu nie przedstawiono jeszcze aktu oskarżenia. Nazajutrz miał zostać przewieziony do Pensylwanii. Stany Pensylwania i Nowy Jork przygotowały akcję we współpracy z trzema urzędami federalnymi: Biurem do Walki z Narkotykami, Urzędem Podatkowym oraz Biurem do Spraw Alkoholu, Tytoniu i Broni Palnej. Głównym celem ataku nie był Arnie - w gruncie rzeczy maleńka płotka - ale Will Darnell oraz ci, z którymi prowadził interesy. Grube szychy, jak stwierdził Warberg, podejrzani o liczne powiązania ze światem zorganizowanej przestępczości i współudział w przemycie narkotyków.