Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
I nie był już więźniem… a może był? Czy tak naprawdę miał jakiś wybór? Obawę zastąpił jednak cień nadziei, którą poczuł wspinając się za Cho po drabinie na pokład, gdzie tłum powitał okrzykami radości przybycie Murianina. Następnie zeszli na dół do wielkiej kajuty, która już za moment pochłonęła całą jego uwagę.
Ray podejrzewał, że według standardów jego czasów uznano by ją za barbarzyńską, ze względu na zbyt rozrzutne użycie metali szlachetnych i jasnych kolorów. Nie była ona jednak orientalna, nie przypominała także żadnego narodowego stylu sztuki, jaki widział w swoim życiu; znał się trochę na sztuce dzięki fotografii.
Ściany pokryte były boazerią z matowoczarnego drewna, inkrustowanego zawiłymi wzorami, łączącymi w sobie perły z jasnymi farbami i emalią. Pomiędzy wzorami wisiały długie zasłony ze wspaniałych tkanin. Stół z tego samego drewna co boazeria zajmował drugi koniec kabiny, po obu stronach stały długie ławy oraz krzesło z wysokim oparciem.
Z belek nad nimi zwisały dwie filigranowe kule świecące różowym światłem. Łańcuchy, do których były zawieszone, kołysały się w rytm statku, dając złudzenie, że światło na przemian jaśniało i bledło.
Gdy Ray zatrzymał się rozglądając się dookoła, Cho podszedł do stołu. Nalał trochę płynu z karafki do kieliszka, słuchając w międzyczasie młodego oficera, którego przedstawił Ray’owi jako Han’a. Nagle Murianin postawił karafkę z brzękiem, wydał dźwięk brzmiący jak protest i zwrócił się do Ray’a:
- Wzywają nas z powrotem. Morza na północy i wschodzie zostały zamknięte, co oznacza…
- …Wojnę! - zaryzykował stwierdzenie Amerykanin. W tym świecie czy innym, w jednym czasie czy w innym - pomyślał przygnębiony - wojna wydawała się być wszechobecna.
Cho skinął głową. - Jeśli taka jest wola Re Mu? Ale najpierw wracamy do domu - odwrócił się do Han’a zadając mu kilka pytań.
Ray poczuł silną wibrację dochodzącą przez ściany i przez podłogę kajuty. Oparł się jedną ręką o boazerie, jakby nagle nie był pewny swej równowagi. Przyglądał się jednej z ław, uznając ją za bezpieczniejsze oparcie. W tym momencie Han poruszył się gwałtownie unosząc rękę, jakby chciał odparować cios. Wykrzywił usta w grymasie bólu, po czym skłonił tylko głowę do Cho, odwrócił się i odszedł. Cho z kamienną twarzą przyglądał się, jak odchodzi.
- Lanor był jego bratem miecza. Uratował mi kiedyś życie, zasłonił mnie, sam ponosząc śmierć od pirackiego noża wbitego w gardło. Han wciąż go opłakuje. Ale spłacimy dług, gdy staniemy miecz w miecz przeciwko tym od Ba–Al’a i wyrównamy rachunki w imię sprawiedliwości. A teraz zjedz coś i napij się. Potem pójdziemy spać, bo żaden mężczyzna nie czuje się dobrze, gdy jest głodny i zmęczony.
Pili wino -jak sądził Ray - z kielichów misternej roboty i jedli z mis, które były istnymi dziełami sztuki. Chociaż, kiedy Ray już im się przyjrzał, bardziej interesowała go zawartość naczyń niż one same. Gdy tylko zaspokoił głód i pragnienie, podniósł wzrok na ścianę znajdującą się za Cho. Zauważył, że deski boazerii były tam trzy razy szersze, a pokrywający je wzór to nie dekoracja, lecz mapa.
Ray pochylił się do przodu, a jego oddech stawał się coraz szybszy w miarę gdy przyglądał się liniom brzegowym lądów na tej nieprawdopodobnej mapie. Część z nich - ale jakże mała - była znajoma. Były tam dwa kontynenty - na północy i na południu - ale mgliście przypominały te, które znał Ray. Mississippi, Ohio oraz większość północno–wschodniej i południowej części Ameryki Północnej znajdowała się pod powierzchnią morza, podczas gdy Alaska łączyła się wyraźnie z Syberią. Centralna i południowa część Brazylii stanowiła ocean zamknięty dookoła lądem. Bilans zatopionych lądów wyrównywały dwa nowe kontynenty jeden na wschodzie, drugi na zachodzie tworząc na mapie układ przypominający kształtem diament z lądem w każdym wierzchołku.
Mapa ta - bardziej niż wszystko, co w ciągu minionych dwóch dni widział sprawiła, że odczuł zaszła zmianę.
- O co chodzi? - Cho odstawił kieliszek i cofnął rękę. Ray nie wiedział co Murianin wyczytał z jego twarzy, ale szok jakiego doznał, z pewnością był na niej widoczny.
- To… ta mapa.
Murianin obejrzał się przez, ramię. Bardziej dekoracyjna niż użyteczna, obawiam się skomentował.
- Więc… więc ten świat tak nie wygląda? Amerykanin zaczął oddychać trochę swobodniej.
- Wygląda. Z tym, że nie jest to mapa, według której można by wytyczyć kurs dla jakiegokolwiek statku. Generalnie jest jednak dość ścisła. Spójrz - Cho podszedł do ściany tutaj są Jałowe Ziemie. - Czubkiem palca objechał teren obejmujący pozostały fragment Doliny Ohio i ziemie na północy.
- Przyjeżdżają tu myśliwi i banici ale nie ma regularnych osad. Jest to zbyt surowy rejon, by przyciągnąć wielu ludzi. Raczej tylko tych, którzy czują potrzebę ukrycia się na odludziu albo tych, którzy chcą prowadzić tam badania. A my jesteśmy mniej więcej tutaj - przesunął palec w dół, na morze.
- Kierujemy się na Południe, żeby przepłynąć Morze Wewnętrzne - jego palec podążył szybko w kierunku Brazylii.
- To jest Mayax, wierny Ojczyźnie, silny i bogaty. Następnie przepłyniemy przez zachodnie kanały na Ocean Zachodni i dalej do Mu celem ich podróży był ląd na zachodzie.
- A Atlantyda leży na wschodzie? stwierdził raczej niż zapytał Ray.