Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Nie potrafiłaby wskazać przyczyny owego gestu, po prostu wydawało się jej, iż jest to najlepsze, co może zrobić.
Mimo że wbiła oczy w ciemność przed sobą, w jej umyśle pojawił się inny obraz - zbitej masy bezkształtnych stworzeń, który pochwyciła jednym ledwie okiem w świetle płonących szczątków klatki. Na samym przedzie trzy z nich tłukły topornymi łapami w płaską powierzchnię instrumentów w kształcie mis, trzymając je między kolanami.
A kiedy stworzenia owe śpiewały, nie... krzyczały, obnażały zęby. Na co, albo też na kogo, krzyczały? Kelsie wzdrygała się przed zgłębieniem tej tajemnicy, nie odrywała jednak klejnotu od czoła.
Tuż przed nimi pojawił się czerwonawożółty wir, zmniejszając się i ścinając w coś znacznie bardziej stałego niż mgła, z czego zrodziło się jeszcze coś nowego. Kelsie spodziewała się ujrzeć twarz, nawet całą postać, ale to, co zobaczyła, tworzyło obraz stanowiący mieszaninę kropek i linii, wzór przerastający jej pojmowanie - zapowiadając jeszcze większe niebezpieczeństwo niż paląca się klatka. Kelsie pozwoliła opaść klejnotowi, jednak nie wcześniej, aż uzyskała pewność, że to, co układało się we wzór, zdawało sobie sprawę z ich obecności, że daleko im było do oswobodzenia się z rąk sług - Thasów... czy może nawet innych jeszcze, potężniejszych pomocników Ciemności.
Yonan jednak parł nieustannie do przodu. Kelsie zauważyła, iż całą uwagę skupił na żelaznym quanie, jak gdyby ten mógł niczym wywiadowca ostrzegać ich w porę. Czyżby kamień na rękojeści miecza dorównywał...?
Klejnot zapłonął, a żar błysku sprawił, iż dziewczyna pozwoliła mu wymknąć się z palców i zawisnąć na łańcuchu. Tym razem to nie korzenie wyśliznęły się z ciemności. Kelsie spostrzegła raptem, iż światło jej kamienia przeglądało się w niezliczonej liczbie par czerwonych punkcików znajdujących się mniej więcej na wysokości podłoża... Oczy...?
- Rasti. - Yonan przerwał ciszę.
Tuż nad ziemią utworzyła się rzeka owych oczu, ale nie rozlewała się szerzej, nie próbowała ich ogarnąć, jak tego bała się Kelsie. Wydawało się, że i ci mieszkańcy Ciemności byli w tej chwili tak ostrożni względem nich, jak poprzednio Thasowie. Mimo że stworzenia te przestały się posuwać, kłębiły się w jednym miejscu, osłaniając przed nimi skałę i coś, co mogłoby stanowić przejście do zewnętrznego świata. Eksperymentując dziewczyna rozhuśtała klejnot na całą długość łańcucha i zauważyła, iż stworzenia z pierwszej linii zachwiały się. Rozległ się przeraźliwy chichot, wzrastając ostro ponad głuche dudnienie bębnów w kształcie mis. Zastępy Rasti rozdzieliły się, pozostawiając wolny pas, którym nadchodziło coś potężniejszego niż Thasowie, wyższego, silniejszego i, co Kelsie rozpoznała po błyskawicznym przypływie wstrętu, daleko bardziej przepełnionego złem.
Dzięki różdżce, którą nowo przybyły dzierżył w ręku, żółtawe światło, wypływające z pali, rozbłysło jeszcze raz i rozlało się wokół. W jego blasku dziewczyna ujrzała postać tak wysoką jak Yonan. Nie miała ona na sobie zbroi ani, co więcej, żadnego okrycia poza zmierzwionymi kłakami.
To coś podrygiwało raczej, niż kroczyło, jak gdyby odprawiając w ten sposób uroki w jakimś nieznanym obrzędzie. Pałąkowate, owłosione nogi kończyły rozdwojone do połowy swej długości kopyta. A te na przemian kopały Rasti, trafiając celnie raz po raz któreś zwierzę i posyłając je w obrotach, rozświergotane, w kierunku własnych towarzyszy, na których opadało z łomotem.
Reszta tej postaci była zgarbiona, jak gdyby nie mogła z powodu rozpiętości, a także grubości ramion całkowicie się wyprostować. Brzuszysko sterczało przed nią bezwstydnie. Wszystko to razem tworzyło odstręczającą kreaturę.
Ale ponad ciałem o pochyłych ramionach i wydętym brzuchu tkwiła tak niepokojąco piękna głowa, jak gdyby dwa różne stworzenia obleczono za pomocą jakiegoś obrzydliwego zaklęcia jednym kształtem. Głowa ta nie była ani męska, ani kobieca, odznaczała się jednak wielką urodą. Twarz miała nieskazitelne, stężałe w maskę, spokojne rysy. A włosy, które ją otaczały, w niczym nie przypominały kłaków porastających resztę ciała, lecz spływały luźno jedwabistymi lokami, połyskującymi w świetle czerwienią.
Najdziwniejszy ze wszystkiego był jednak fakt, iż to coś, jak ustaliła Kelsie, poruszało się z zamkniętymi oczyma, ale bez niepewności właściwej niewidomym, raczej tak, jak gdyby ciało tego czegoś przestrzegało jakiegoś zestawu norm.
Kelsie wyczuła ruch koło siebie. To Yonan zaczął iść na spotkanie owego stworzenia, wyciągnąwszy w jej kierunku ramię, jak gdyby chciał tym sposobem odepchnąć od niej niebezpieczeństwo. Klejnot rozbłysnął znowu i Kelsie poczuła, jak uszczuplał zasoby jej ducha.
- Ach, to Tolar... Stałeś się bardziej odważny w obecnej dobie. Czyżbyś zapomniał o Yarhumie w czasie długich lat swego wygnania? - Doskonale zarysowane usta poruszyły się z przesadą, gdy stworzenie się odezwało, a niewidzące, okryte powiekami oczy były wyraźnie zwrócone w stronę towarzysza Kelsie.
- Tolar nie żyje... od dawna - odparł ponuro Yonan. - Nie pamiętam...
- Jesteście śmiertelni. - Głowa kreatury drgnęła, głos zaś stał się radosny. - Czemu tak się boisz tego, co ci ofiarowywano? Byłeś Tolarem, kiedy ostatni raz się spotkaliśmy, i być może to tym lepiej dla nas. To, iż musisz czekać, by się znów narodzić, stanowi kaprys Wielkiej Mocy. Ale zapomnieć, ach, Tolarze, to głupota. Ściany Varhuma zostały wyłamane przez...
- Siły Plaspera - przerwał Yonan. - Ty zaś jesteś...
- Oczami i ustami, niekiedy tez orężem, jednego z tych znacznych, kogoś, kogo ty, stojący po stronie Światłości, nie możesz sobie nawet wyobrazić. Jednak i ja byłem ongiś twej krwi i twego Rodu.
Zapadła na chwilę cisza, zamarł nawet świergot Rasti. Kelsie uświadomiła sobie, że przez ciało jej towarzysza przebiegł dreszcz, tak blisko siebie teraz stali.
- W Vocku...? - Słowa te rozbrzmiały raczej jak pytanie, nie jak zwykłe oznajmienie nazwy miejsca.
W tym momencie doskonale wykrojone wargi wykrzywiły się w okrutnym uśmiechu.
- Znakomicie! Widzisz, skoro już tyle powiedziałeś, to znaczy, że pamiętasz! Nie próbuj żadnych sztuczek, by wymazać z pamięci przeszłość, Tolarze. Wiesz, kim jestem naprawdę... Nazwij mnie z imienia, skoro odważyłeś się wspomnieć o Plasperze.
Kelsie znowu poczuła, jak dreszcz wstrząsnął ciałem