Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
W pewnym sensie jest pani czymś w rodzaju
istoty żerującej na ludziach o zdolnościach psi, tak jak oni są istotami żywymi żerującymi na nas — normach. To panią czyni przyjaciółką ludzi należących do
klasy Normów. Równowaga, pełny cykl, drapieżnik i ofiara. Ten system wydaje
się wieczny i szczerze mówiąc nie wiem, jak można by go udoskonalić.
— Mogę zostać oskarżona o zdradę — powiedziała Pat.
— Czy martwi to panią?
— Martwię się, że pewni ludzie będą się do mnie wrogo odnosić. Ale wydaje
mi się, że nie da się przejść przez życie nie wzbudziwszy czyjejś nieżyczliwości: nie można zadowolić wszystkich, bo ludzie pragną wielu różnych rzeczy. Doga-dzając jednemu robi się przykrość drugiemu.
23
— Jaki jest pani przeciwtalent? — spytał Joe.
— Trudno mi wytłumaczyć.
— Mówiłem ci już — wtrącił G. G. Ashwood — to coś niezwykłego. Nigdy
dotąd o czymś takim nie słyszałem.
— Jakiego typu zdolności psi neutralizuje pani?
— Umiejętność jasnowidzenia — powiedziała Pat. — Tak mi się wydaje. —
Wskazała na G. G. Ashwooda, który nadal uśmiechał się z entuzjazmem. — Wasz
wywiadowca, pan Ashwood, wytłumaczył mi to. Wiedziałam, że robię coś dziw-
nego, zawsze zdarzały mi się takie dziwne momenty, już od szóstego roku życia.
Nigdy nie przyznałam się do tego rodzicom, bo czułam, że ich to zmartwi.
— Czy oni są jasnowidzami?
— Tak.
— Ma pani rację: zmartwiłoby ich to. Ale gdyby posłużyła się pani swymi
talentami w ich obecności choćby tylko raz, zorientowaliby się, że je pani ma.
Czy nie zakłócała pani ich działalności?
— Ja. . . — Pat wykonała nieokreślony gest. — Wydaje mi się, że powodowa-
łam takie zakłócenia, ale oni nie zdawali sobie z tego sprawy. — Na jej twarzy malowało się zmieszanie.
— Wytłumaczę pani, na jakiej zasadzie działa zwykle antyjasnowidz — za-
czął Joe. — W gruncie rzeczy tak było we wszystkich znanych nam przypadkach.
Jasnowidz widzi wielką liczbę różnych przyszłości ułożonych obok siebie, jak ko-mórki w ulu. Jedna z nich wydaje mu się jaśniejsza — i tę właśnie wybiera; gdy dokona już tego wyboru, antyjasnowidz jest bezradny. Antyjasnowidz musi być
obecny w chwili, gdy jasnowidz ma podjąć decyzję, nie zaś później. Wpływ jego
polega bowiem na tym, że jasnowidz zaczyna widzieć wszystkie przyszłości jed-
nakowo wyraźnie: całkowicie traci umiejętność wyboru. Jasnowidz natychmiast
orientuje się, że w pobliżu przebywa antyjasnowidz, gdyż cały jego układ od-
niesienia w stosunku do przyszłości ulega wtedy zmianie. W wypadku telepatów
podobną przeszkodą. . .
— Ona cofa się w czasie — powiedział G. G. Ashwood.
Joe spojrzał na niego z uwagą.
— W czasie — powtórzył G. G. Ashwoood, wyraźnie rozkoszując się tą chwi-
lą sukcesu; znaczące błyski w jego oczach zdawały się promieniować na całą
kuchnię. — Jasnowidz, na którego ona oddziaływa, nadal widzi jedną przyszłość
wyraźniej, tak jak powiedziałeś: jako jedyny element o większej jasności. Wybiera go więc, i robi słusznie. Ale dlaczego ma on w tym momencie rację? Dlaczego ten właśnie element ma większą jasność? Ponieważ ta dziewczyna. . . — wskazał na
nią. — Pat ma wpływ na przyszłość: ta jedna ewentualność ma większą jasność,
ponieważ Pat cofnęła się w przeszłość i zmieniła ją. Zmieniając ją zaś, zmienia również teraźniejszość, łącznie z osobą jasnowidza. Nic o tym nie wiedząc ulega on tym samym jej wpływowi. Choć wydaje mu się, że nadal posługuje się
24
swymi umiejętnościami, w istocie ich już nie ma. Pod tym względem jej przeciwtalent ma przewagę nad zdolnościami innych antyjasnowidzów. Druga przewaga,
jeszcze ważniejsza, polega na tym, że potrafi ona przekreślić wybór jasnowidza, i to wtedy, gdy on już go dokonał. Może włączyć się do akcji już później, a sam wiesz, że zawsze prześladował nas ten problem: jeśli nie znajdowaliśmy się gdzieś od samego początku, byliśmy bezradni. W pewnym sensie prawdą jest, że nigdy
nie byliśmy w pełni zdolni stłumić zdolności jasnowidzów, przeciwdziałać im tak skutecznie, jak robiliśmy to z innymi, nieprawdaż? Czyż nie był to słaby punkt w zakresie naszych usług? — spojrzał pytająco na Joego.
— To ciekawe — powiedział Joe po chwili.
— Do diabła, co znaczy: ciekawe? — G. G. Ashwood niecierpliwie poruszył
się na krześle. — Jest to największy przeciwtalent, jaki pojawił się do tej pory!
— Nie cofam się w czasie — powiedziała cichym głosem Pat. Podniosła
wzrok i spojrzała Joemu w oczy, jakby z poczuciem winy, choć zarazem wyzywa-
jąco. — Mam pewne zdolności, ale pan Ashwood wyolbrzymił je do rozmiarów
nie mających żadnego związku z rzeczywistością.
— Czytam w twoich myślach — oznajmił jej G. G. Ashwood, wyglądając na
urażonego. — Wiem, że możesz zmieniać przeszłość: robiłaś to już.
— Mogę zmieniać przeszłość — przyznała Pat — ale nie cofam się w nią: nie
podróżuję w czasie, jak chce to pan wmówić waszemu technikowi.
— W jaki sposób zmienia pani przeszłość? — spytał ją Joe.
— Myślę o niej. O jednym konkretnym jej aspekcie, na przykład o jakimś
wydarzeniu albo o czymś, co ktoś powiedział. Albo o jakimś drobnym epizodzie,
który miał miejsce kiedyś, a chciałabym, żeby do niego nie doszło. Pierwszy raz zrobiłam to, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. . .
— Kiedy miała sześć lat — przerwał jej G. G. Ashwood — i mieszkała w De-
troit, oczywiście z rodzicami, stłukła zabytkową figurkę ceramiczną, do której jej ojciec był bardzo przywiązany.
— Czy ojciec pani nie przewidział tego? — spytał Joe. — Skoro ma zdolności
jasnowidzenia. . .