Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
— Niektóre dzieci z farm hodowlanych naprawdę powinny mieć więcej rozumu — skomentowała Kubisa. — Porozmawiam z ich rodzicami, teraz, gdy już przyprowadziłam Robiego do ciebie — poklepała go po głowie. — Następnym razem wybierz sobie przeciwnika podobnego wzrostu. Albo, jeszcze lepiej, niech tata nauczy cię uników — poradziła i z uśmiechem wyszła z mieszkania.
— Sama cię nauczę uników, mój bohaterze — powiedziała Merelan i przytuliła go znowu, wiedząc, że Petiron w żadnym razie nie podoła tej części ojcowskich obowiązków. — Jak byłam małą dziewczynką i któryś z braci albo kuzynów mnie zdenerwował, potrafiłam spuścić im niezłe lanie.
— Ty, mamo ? — Robie popatrzył na nią oczami rozszerzonymi ze zdziwienia na myśl, że jego mama mogłaby pobić kogokolwiek, a tym bardziej starszego brata albo kuzyna.
Udzieliła mu więc pierwszej lekcji walki wręcz i pokazała, jak najlepiej zaatakować przeciwnika bykiem.
— W ten sposób nikt nie będzie mógł puścić ci krwi z nosa, kochanie — wyjaśniła.
Tych kilka godzin, które Robie spędzał z Kubisa, pozwoliło Merelan odpocząć od ciągłej gotowości interweniowania w konfliktach między synem a mężem. Podstępy, do których musiała się uciekać, wyczerpywały ją nerwowo. Na szczęście razem z Kubisą mogły przynajmniej uczciwie donosić Petironowi o bardzo dobrym zachowaniu Robiego i jego postępach w szkole.
— To co, podobno uczysz się Ballad Instruktażowych? — spytał Petiron nieobecnym tonem.
— Tak, mogę pokazać — Robinton rozpaczliwie próbował zadowolić ojca, ale jakoś nigdy mu się to nie udawało, choć ze wszystkich sił starał się być dobry, posłuszny, grzeczny i przede wszystkim cichutki jak myszka.
Nieco zaskoczony tonem syna, Petiron poprawił się w fotelu. Machnął ręką od niechcenia, niemal obraźliwie, żeby Robie już zaczął.
Chłopiec wziął oddech — prawidłowo, nie wtłaczając powietrza w płuca na siłę, jak wielu nowicjuszy — a potem idealnie, co do nutki, odśpiewał Pieśń o Obowiązkach. Petiron wyglądał na zaskoczonego mocnymi tonami, jakie Robie wydobywał swoim dyszkantem. Ojciec wystukiwał rytm palcem na oparciu fotela bez pogardliwego wyrazu twarzy, który przybrał na początku.
— Bardzo dobrze, Robintonie — powiedział na koniec. — Nie myśl sobie tylko, że wystarczy nauczyć się jednej pieśni. Jest ich wiele, nawet jeśli ograniczymy się do tych przeznaczonych dla dzieci, a trzeba je umieć zaśpiewać słowo w słowo, nutę w nutę. Postępuj tak dalej.
Robinton rozpromienił się z radości i popatrzył na matkę, by sprawdzić, czy i ona przyłączy się do pochwał.
Merelan, która o mało nie rozpłakała się z ulgi, podeszła i pieszczotliwie rozczochrała mu włosy.
— Naprawdę, świetnie to zaśpiewałeś, kochanie. Jestem z ciebie dumna, tak jak tata — zwróciła się w stronę Petirona w nadziei, że ten przytaknie, ale on pochylił się nad uczniowskimi partyturami, które właśnie poprawiał, zapomniawszy już o synu i żonie.
Musiała mocno zacisnąć pięści, by nie wrzasnąć na niego na cały głos za tę obojętną odprawę. Mógł przecież tyle jeszcze powiedzieć! Mógł pochwalić chłopca za to, że ani razu nie sfałszował i doskonale operował oddechem. Robie naprawdę miał dobry głos. Pohamowała jednak gniew i wzięła za rękę synka, który nie rozumiał, dlaczego tata nie cieszy się bardziej.
— Chodź, zobaczymy — powiedziała głośno i twardo — może Lorra będzie miała dla ciebie jakąś nagrodę za to, że doskonale znasz wszystkie słowa i zmiany tempa!
Gdy trzasnęła drzwiami, Petiron obejrzał się przez ramię, a potem dalej poprawiał fatalnie napisane ćwiczenie.
— Wiesz, o mało co nie…nie kopnęłam go w kostkę — Merelan zaciskała pięści, przemierzając z irytacją niewielki gabinet, a jednocześnie pokój dzienny w mieszkaniu Lorry, ulokowanym w pobliżu cechowych kuchni.
— Naprawdę? — Przyjaciółkę nieco zaskoczyło jej gwałtowne zachowanie. Tylko raz popatrzyła na Merelan, gdy ta wpadła do kuchni, i natychmiast kazała pomywaczkom dać Robintonowi świeżo upieczonych, jeszcze gorących ciastek, a sama zabrała Mistrzynię Śpiewu do biura. Wiedziała, że Betrice wyjechała z Cechu na czas porodu; była dumna, że Merelan zwróciła się właśnie do niej.
— Widzisz, słyszałam uczniów trzeciego roku, którzy nie potrafili równie dobrze zaśpiewać Pieśni o Obowiązkach — wyjaśniła Merelan, w dalszym ciągu krążąc po pokoju, by dać ujście frustracji. — Nie pomylił ani jednej nutki, ani razu nie pospieszył się z oddechem. Naprawdę doskonale to zaśpiewał.
— Petiron przecież powiedział to samo, prawda? — odparła Lorra w nadziei, że uspokoi śpiewaczkę.
— Tak, ale mógł przecież powiedzieć więcej. Robie śpiewał doskonale, lepiej niż czternastolatek, a ma przecież zaledwie cztery Obroty! A Petiron zachował się tak, jakby to było normalne, jakby czegoś takiego należało się spodziewać po jego synu!