Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Tak mówił Piris - i długo jeszcze wyjaśniał, jakim gatunkiem drzewa jest on sam, jakim jest Chlo, a jakim gatunkiem młodych pędów są ich synowie...— Być może, że nie… chociaż pańskie nagłe pojawienie się…— W kinematografie robią jeszcze lepsze sztuki…— Więc niech mi pan...Ale Kaśka nie chce tej prawdy zrozumieć, żyje jeszcze sama za krótko i choć od dziecka widzi nędzę i ból, przez jakie podobne jej istoty przechodzą, wobec...oznaki słabości i uległości będą wywoływać współczucie i skłaniać do "fair play", a w jakich warunkach będą one po prostu pobudzać do jeszcze... Tego samego jeszcze miesiąca, w którym objął rządy Pomorza, dnia 26-go Lipca 1295 roku, koronował się Przemysław w Gnieźnie na króla polskiego, za...— Idź więc, i to szybko! Coś mi zaczyna świtać we łbie! Pruski oficer w cywilnym ubraniu, szpieg Juareza i jeszcze dwaj inni, o których nic nie wiemy! To by był...– Czyż nie mówiłam przed chwilą, że masz być moim bohaterem? Nie widział jej twarzy, ale czuł dobrze, że żartuje, rzekł więc jeszcze poważniej...Widoczny z daleka, zbudowany bez jednolitego planu dom na farmie wciąż jeszcze zdawał się mały, kiedy Tam ściągnął wodze i zamachał do Aielów, by przyłączyli...- Ale - przerwał mu Michael - zrozumieliście, że Adam będzie pierwszą ofiarą, jeżeli oprócz tych dwóch śledzi go jeszcze jakiś inny gestapowiec, i że nigdy nie...– No, na pewno – burknęła jeszcze inna starucha...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Nowy Jork, Londyn, Paryż, Frankfurt, Berlin, Frankfurt, Nowy Jork, ulice tych miast, ich oblicza. Mówiący po rosyjsku lub po pol­sku antykwariusze na „pchlim targu", Berlińczycy przesuwa­jący się kolejno przez sklep w Trzeciej Alei, w Berlinie - Tolek, taksówki, sen, który nagle walił się na mnie, i te kilka minut wcześnie rano, gdy leżąc nieruchomo z zamkniętymi oczami widziałem ich wszystkich, moich najbliższych, ojca, matkę, braci, Rywkę i jeszcze innych, których kochałem i których ni­gdy nie zapomnę. Potem zrywałem się, telefon, składy. Dla oszczędności często sam wyładowywałem ciężarówkę na Trze­ciej Alei: osiemdziesiąt skrzyń, które trzeba było znieść do piwnicy i poustawiać jedną na drugiej; osiemdziesiąt skrzyń, które musiałem otworzyć. Klienci już czekali, przyjeżdżali z Los Angeles, z Houston, z Memphis, dekoratorzy, antykwariusze, kupcy, hurtownicy. „To dla mnie, pan mi obiecał!" Mrugałem okiem, odstawiałem dany przedmiot do jakiegoś kąta. Wciąż jeszcze byłem na peronie tramwaju, podrywałem worki zboża, podając je tragarzom. Potem znów ruszałem w drogę: Nowy Jork, Londyn, Paryż, Frankfurt, Berlin, Frank­furt, Nowy Jork.
Do Paryża przyjeżdżałem zawsze w piątek rano i zaraz gnałem na rynki, gdzie sprzedawano starocie: Yernaison, , Paul-Bert, Biron. Kupiłem sobie rower, którym pod moją nie­obecność opiekowała się znajoma dozorczyni, i jeździłem na nim, by zyskać na czasie. Zostawiałem go w pewnej odle­głości od sklepów, bo byłem przecież poważnym kupcem, amerykańskim antykwariuszem. Czasem w niedzielę, przed wyjazdem do Frankfurtu, wałęsałem się po ulicach, idąc za którąś z przechodzących kobiet. Lubiłem to miasto, rzekę, mosty. Siadałem w słońcu, zamykałem oczy, był wonny maj, ten most był mostem Poniatowskłego, za chwilę miałem spo­tkać się z Zofią. Jedynie w Paryżu miałem ochotę spacerować bez celu. Ale nie miałem czasu.
W Berlinie rynek zaczynał robić się trudny.
- Niczego już nie ma, Mietek. , Tolek witał mnie teraz tym zdaniem, w którym było coraz więcej prawdy. Wszyscy amerykańscy antykwariusze rzucili się na Berlin, ogołacając z porcelany miasto i całe Niemcy. To­lek zaprezentował mi serię tac z zatartymi złotymi deseniami.
- To wszystko. Nie ma nic innego. Po prostu to, czym inni wzgardzili.
- Kupuj, Tolek, kupuj wszystko!
Znosił mi więc wyszczerbione kałamarze, odbarwione spodki.
- Zwariowałeś, Mietek - powtarzał.
Ale zaraziłem go swoim zapałem i po dwudniowych poszu­kiwaniach znaleźliśmy starego rzemieślnika-malarza, który podjął się doprowadzić naszą porcelanę do zadowalającego
stanu. Ilość klientów na Trzeciej Alei rosła ciągle, ale Tolek znów oświadczył:
- Naprawdę nie ma Już nic.
I tak było istotnie. Zostałem w Niemczech prawie dwa ty­godnie.
- Wycofajmy się - radził Tolek. - Mamy już dosyć.
Ale nie osiągnąłem jeszcze swojego celu. Nie chciałem re­zygnować. Szukałem i wreszcie znalazłem KPM, Królewską Fabrykę Porcelany, żyłę złota.
Tolek śmiał się.
- Oszalałeś, Mietek. KPM produkuje wyłącznie dla królów i prezydentów.
Uważałem, że mogę się równać z jej założycielem, królem Saksonii, że my wszyscy, cały nasz naród, jesteśmy tyleż warci, co ci cesarze, królowie i książęta niemieccy, dla któ­rych wyłącznie KPM produkowała od początku XVIII wieku.
- KPM będzie pracować dla mnie, Mietka, Źydka z getta.
Procedura była długa i trudna. Rozmawiałem z dyrekto­rem, pertraktowałem, płaciłem, dawałem łapówki. Wreszcie pewnego dnia wielkie piece KPM zaczęły wypalać porcelanę dla mnie, uciekiniera z Treblinki. To była moja satysfakcja. A jednocześnie genialne posunięcie handlowe.
Fabrykowane przez KPM „antyki" były autentyczne. Dolary mnożyły się, a każdy tysiąc dolarów stanowił jedną ze ścian mojej twierdzy.
Zawsze stawiałem na szybkość, a KPM pracowała jak w XVIII wieku. Po kilku miesiącach nie byłem w stanie za­spokoić popytu; musiałem szukać innych rozwiązań.