Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– Ale trzymajcie siÄ™ z dala od brzegu. Ich mag jest zmÄ™czony, nie musicie wiÄ™c siÄ™ go obawiać. MuszÄ™ zrozumieć, co tam siÄ™ dzieje.
Och, zgadzam siÄ™ z tobÄ…, dziewczyno.
Gesler delikatnie pomógł Duikerowi wstać.
– No to chodźmy. Po drodze Chmura wszystko ci opowie. Rozumiesz, nie jesteÅ›my nieÅ›miali, a po prostu gÅ‚upi.
Chmura chrzÄ…knÄ…Å‚.
– Kiedy skoÅ„czÄ™, ty z kolei bÄ™dziesz mógÅ‚ mi opowiedzieć, jak to siÄ™ staÅ‚o, że Coltaine i caÅ‚a reszta przeżyli tak dÅ‚ugo. To dopiero bÄ™dzie historia.
– Rozumiesz, to przez te motyle – mruknÄ…Å‚ Chmura, wciÄ…gajÄ…c wiosÅ‚a. – Ich warstwa jest gruba na stopÄ™ i porusza siÄ™ wolniej niż prÄ…d na dole. Gdyby nie to, w ogóle nie posuwalibyÅ›my siÄ™ naprzód.
– WiosÅ‚owaliÅ›my już w gorszych wodach – dodaÅ‚ Gesler.
– Tak wnoszÄ™ z waszych słów – zgodziÅ‚ siÄ™ Duiker.
Siedzieli w małej łodzi już z górą godzinę i przez cały ten czas Chmura i Prawda pokonali tylko trochę ponad sto pięćdziesiąt jardów w górę rzeki, wiosłując przez szlamowatą warstwę utopionych motyli. Północny brzeg szybko przeszedł w stromy klif ozdobiony girlandami pnączy, które przesłaniały zerodowaną powierzchnię. Zbliżali się do ostrego zakrętu, utworzonego przez powstałe niedawno z tamtej strony rumowisko.
Chmura cały czas snuł swą opowieść. Jego talenty narracyjne były bardzo wątłe, a rzucający się boleśnie w oczy brak wyobraźni dodawał wiarygodności całej historii. Duikerowi przypadło w udziale niełatwe zadanie odgadnięcia znaczenia wydarzeń, których świadkami byli żołnierze. Nie ulegało wątpliwości, że grota ognia, przez którą przeszli, zmieniła ich i że te zmiany nie ograniczają się tylko do niezwykłego odcienia skóry. Chmura i Prawda wiosłowali niestrudzenie z siłą czterech mężczyzn. Duiker gorąco pragnął wejść na pokład Silandy, lecz zarazem bał się tej myśli. Nie potrzebował magicznie wzmocnionej wrażliwości Nadir. I bez niej emanująca ze statku aura grozy drażniła jego zmysły.
– Popatrz na to, historyku – odezwaÅ‚ siÄ™ Gesler.
Dotarli już do trudnego do sforsowania zakrętu. Skalne osypisko zwęziło nurt rzeki, która przedzierała się przez lukę białym, spienionym strumieniem. Na wysokości ponad sześćdziesięciu stóp między brzegami rozpięto dwanaście mocno naciągniętych lin. Przez rzekę przeprawiał się tuzin ubarskich łuczników w pełnym rynsztunku.
– To Å‚atwy cel – zauważyÅ‚ stojÄ…cy za rumplem Gesler. – A Chmura to akurat odpowiedni czÅ‚owiek do tego zadania. Dasz radÄ™ zatrzymać łódź w jednym miejscu, Prawda?
– MogÄ™ spróbować – odparÅ‚ mÅ‚odzieniec.
– ChwileczkÄ™ – sprzeciwiÅ‚ siÄ™ Duiker. – Lepiej nie ruszajmy tego gniazda szerszeni, kapralu. Wróg ma znacznÄ… przewagÄ™ liczebnÄ… nad naszÄ… strażą przedniÄ…. Poza tym spójrz na drugÄ… stronÄ™. Co najmniej setka żoÅ‚nierzy zdążyÅ‚a siÄ™ już przeprawić.
Umilkł, zamyślony.
– Åšcinali drzewa nie po to, żeby zbudować most – mruknÄ…Å‚ kapral, spoglÄ…dajÄ…c na szczyt północnego klifu, gdzie od czasu do czasu pojawiaÅ‚y siÄ™ jakieÅ› postacie. – KtoÅ› ważny przyszedÅ‚ na nas popatrzeć, historyku.
Duiker przyjrzał się przybyszowi.
– To pewnie ten ich mag. No cóż, jeÅ›li my nie bÄ™dziemy gryźć, to może on również da nam spokój.
– Ale cel jest z niego niezÅ‚y – rozmarzyÅ‚ siÄ™ Gesler.
Duiker potrząsnął głową.
– Wracajmy, kapralu.
– Tak jest. Odpocznijcie sobie, chÅ‚opaki.
Nadciągnęła główna część sił Korbolo Doma, które zajęły pozycje po obu stronach brodu. Rzadki las szybko znikał. Wszystkie drzewa ścinano, gałęzie odrywano, a pnie wleczono w głąb obozu. Obie armie dzieliła od siebie strefa ziemi niczyjej, węższa niż siedemdziesiąt kroków. Szlak kupiecki nie został zablokowany.
Duiker znalazł Nadir pod baldachimem. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami, a oczy miała zamknięte. Historyk czekał, podejrzewając, że mogła nawiązać czarodziejską łączność z Sormem. Po kilku minutach westchnęła.
– Czego siÄ™ dowiedzieliÅ›cie? – zapytaÅ‚a, nie otwierajÄ…c oczu.
– RozpiÄ™li nad rzekÄ… liny i przerzucajÄ… Å‚uczników na drugi brzeg. Co tu siÄ™ dzieje, Nadir? Dlaczego Korbolo Dom nie zaatakowaÅ‚? MógÅ‚by nas zmiażdżyć bez wiÄ™kszego wysiÅ‚ku.
– Coltaine jest o niespeÅ‚na dwie godziny drogi stÄ…d. WyglÄ…da na to, że nieprzyjacielski dowódca postanowiÅ‚ na niego zaczekać.
– Powinien byÅ‚ wyciÄ…gnąć nauczkÄ™ z arogancji Kamista Reloe.
– Nowa pięść i pięść-renegat. Dziwi ciÄ™, że dla Korbolo Doma to sprawa osobista?
– Nie dziwi, ale to z pewnoÅ›ciÄ… dowód, że cesarzowa Laseen miaÅ‚a racjÄ™, dymisjonujÄ…c go.
– PrzedÅ‚ożyÅ‚a nad niego pięść Coltaine’a. Szczerze mówiÄ…c, daÅ‚a wyraźnie do zrozumienia, że Korbolo nigdy już nie awansuje wyżej w imperialnej sÅ‚użbie. Renegat uważa, że musi czegoÅ› dowieść. Kamist Reloe walczyÅ‚ z nami brutalnÄ… siÅ‚Ä…. Korbolo Dom bÄ™dzie używaÅ‚ sprytu.
– JeÅ›li Coltaine tu przyjdzie, wlezie prosto w paszczÄ™ smoka, i to wÅ‚aÅ›ciwie niezamaskowanÄ….
– Przyjdzie.
– W takim razie niewykluczone, że arogancja jest przekleÅ„stwem obu stron.
Nadir otworzyła oczy.
– Gdzie kapral?
Duiker wzruszył ramionami.
– GdzieÅ› w pobliżu.
– Silanda zabierze tylu rannych żoÅ‚nierzy, ilu tylko zmieÅ›ci siÄ™ na pokÅ‚adzie. Tych, którzy majÄ… szansÄ™ na powrót do zdrowia. Do Arenu. Coltaine pyta, czy chcesz im towarzyszyć, historyku.
A więc to nie arogancja, lecz pogodzenie się z losem. Wiedział, że powinien się zawahać, poważnie rozważyć tę propozycję, usłyszał jednak własny głos:
– Nie.
Skinęła głową.