Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Je powiedział nam właśnie to, czego było nam trzeba. Spójrz! - Potrząsnął Yeshego za ramię, podnosząc odłamek kubka. - Widzisz to?
Ale Yeshe już go nie słyszał. Ze ściśniętym sercem Shan wstał, rzucił mu ostatnie bolesne spojrzenie i wybiegł z budynku.
Podwiózłszy Shana na targowisko, Feng nie udawał nawet, że zamierza wyjść z samochodu. Shan ruszył w stronę budki uzdrowiciela. Nie wszedł jednak do niej. Zatrzymał się w przejściu tuż obok. Wkrótce pojawił się chłopak w kamizelce pasterza.
- Czekaj - rzucił krótko do Shana. Parę chwil później wrócił z purbą o pokiereszowanej twarzy.
- Nie musisz iść na górę - powiedział mu Shan. - Nie musisz się poświęcać. Znalazłem inny sposób. Purba przyjrzał mu się z powątpiewaniem.
- Muszę pójść dzisiaj z żywnością. Do Czterysta Czwartej - ciągnął Shan.
- My nie dostarczamy żywności. To zadanie organizacji dobroczynnej.
- Ale czasem idziecie z nimi. Nie ma czasu na gierki. Wiem już, co się dzieje. Czasem zostawiacie tam kogoś.
- Nie rozumiem - odparł sztywno purba.
- Obóz Czterysta Czwartej jest zbudowany na skale. Tam nie ma tunelu. Nie ma żadnej dziury w ogrodzeniu. I nikt nie przemyka w powietrzu jak strzała.
Purba rozglądał się po targowisku ponad ramieniem Shana.
- Skończyłeś swoje śledztwo?
- Widziałem Trinlego. Nie w Czterysta Czwartej.
- Trinle to bardzo świątobliwy człowiek. Często zbyt nisko się go ocenia.
- Ja nie oceniam go zbyt nisko. Już nie. Dla niego Czterysta Czwarta nie jest więzieniem. Wychodzi i wraca w sprawach gompy Nambe. Wychodzi i wraca z purbami. Nikt inny nie mógłby tego dla niego zrobić.
- I jak niby mielibyśmy dokonywać tych czarów?
- Nie wiem dokładnie. Ale to nie powinno być trudne, dopóki liczba głów zostaje bez zmian.
Purba skrzywił się, jak gdyby ugryzł coś kwaśnego.
- Zająć miejsce więźnia byłoby szaleństwem. To grozi natychmiastową egzekucją.
- Dlatego właśnie robi to purba.
Mężczyzna nie zareagował.
- Trinle dziwnie często choruje - ciągnął Shan. - Przyzwyczailiśmy się do tego. Czasami nie schodzi z pryczy, leży z głową nakrytą kocem. Teraz już wiem dlaczego. Dlatego, że to nie jest on. Mogę się domyślić, jak to robicie. W uzgodniony dzień purbowie pomagają organizacji charytatywnej przy wydawaniu posiłków. Jeden z ludzi ma na sobie pod ubraniem więzienny drelich. Kiedy Trinle dociera do stołów zjedzeniem, robi się zamieszanie. Być może wtedy on daje nura pod stół i nakłada cywilne ubranie. Purba zamienia się z nim i zostaje w Czterysta Czwartej, dopóki Trinle nie wróci. Strażnicy nie są drobiazgowi. Nie znają twarzy każdego więźnia. Dopóki liczba głów się zgadza, jak mogliby stwierdzić ucieczkę? I dopóki twarz pozostaje ukryta, co mogą podejrzewać inni więźniowie?
Purba wpatrywał się w Shana.
- Czego dokładnie chcesz?
- Muszę przedostać się przez strefę śmierci. Dzisiaj.
- Jak powiedziałeś, to jest bardzo niebezpieczne. Ktoś mógłby zginąć.
- Ktoś już zginął. Ilu jeszcze trzeba? Purba rozejrzał się po targowisku, jak gdyby tam właśnie spodziewał się znaleźć odpowiedź.
- Kapusta - oświadczył nagle. - Wypatruj kapusty - powiedział i rozpłynął się w powietrzu.
Dwadzieścia minut później, gdy Feng jechał uliczkami miasta, tuż przed nimi wywrócił się wózek z kapustą. Gdy Feng włączył wsteczny bieg, drugi wózek zablokował ich z tyłu.
W jednej chwili Shan wyskoczył z furgonetki.
- Mam dla ciebie zadanie. Idź do Tana. Powiedz mu, że musi pójść z tobą. Do Czterysta Czwartej. Spotkamy się wszyscy razem za dwie godziny, przy drutach. - Odwrócił się, ignorując słaby protest Fenga, i zniknął w tłumie.
Godzinę później, w Czterysta Czwartej, w zbyt obszernej wełnianej czapce, z opaską organizacji charytatywnej na ramieniu, nakładał więźniom do miseczek papkę jęczmienną. Gdy pół kolejki przedefilowało już przed stołami, ktoś upuścił strażnikowi na nogi wiadro z wodą. Strażnik krzyknął. Tybetańczyk z wiadrem upadł w tył, przewracając jednego z więźniów. Inni strażnicy nadbiegli, by sprawdzić, co się dzieje.