Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
V
Sedno tkwi w tym: Poezja Peipera jest w gruncie rzeczy artystowska, „literacka”. Za-
znaczam: nie jest to wadą, lecz faktem pewnej genezy, mianowicie że pewien typ auto-
rów zaczyna od literatury i przebija się przez nią do życia. Przeciwnym biegunem są
autorzy, którzy od bogatego doświadczenia życiowego dostają się do literatury. Pierwsi
zwykle zaczynają od wierszy, drudzy od pamiętników i powieści. Pierwszy typ jest dla
mnie cenniejszy i ciekawszy, drugi dostarcza wielu użytecznych partaczy.
(To jest oczywiście tylko schemat orientacyjny; w praktyce typy są mieszane, i szczu-
płe doświadczenia życiowe literata pierwszego typu mogą być intensywniejsze i ciekaw-
sze od ekstensywnych przeżyć typu drugiego).
Przed wojną było „l'art pour l'art”. Po wojnie zostało i ono wchłonięte w wir prze-
wartościowań i wypłynęło jako - dobre rzemiosło poetyckie, tak samo dobre jak jubiler-
stwo, wyrób ogni sztucznych, tokarstwo. Dawna kapliczka czy wieża z kości słoniowej
przemieniła się w prosty warsztacik. Ale ten gest skromności nie uczynił skromnymi także
produktów poety. Były za trudne, niezrozumiałe, niejadalne. A tymczasem pukają do
drzwi kwestie społeczna, pacyfistyczna, gospodarcza, kulturalna. Zagrożony likwidacją
warsztacik chce się ocalić. Szuka kompromisu.
Kompromis Peipera jest bardzo ciekawy: polega na przekonywaniu siebie i innych, że
jego poezja artystowska jest zarazem poezją społeczną. Ze swoją formą robi to samo, co
ze swoim kotletem: robi z niej sztandar.
Gdy studiowałem jego książkę, stwierdzałem po raz nie wiem który, że tak często
przecinają się drogi naszych myśli, lecz że więcej się też rozchodzą, niż schodzą. Tak np.
w sprawie formy i treści. W książce swojej Walka o treść położyłem między tymi poję-
ciami znak równania, uzasadniając to obszernie. Napisałem tam też, że ten sam pogląd
znalazłem u Peipera. Ten sam, lecz z innym akcentem. Gdy Peiper (w Nowych ustach, s.
31, i na wielu miejscach w Tędy) powiada, że „forma jest także treścią”, czuć w tym
ustępstwo dla świętej zgody, forma przytula się pod dach wspólny, lecz pozostaje arysto-
kratką. - Bardzo podobała mi się jego dewiza: „Marzyć o celach złożonych; i środkach
wyrafinowanych; głosić nie barbaryzm lub prymitywizm, lecz cywilizacjonizm i kompli-
kacjonizm” [3] . Brawo! - lecz w praktyce twórczej ten komplikacjonizm poprzestał na
zawiłościach rymu, rytmu i metafory. - W Tędy jest doskonała rozprawa Sztuka a proleta-
riat, gdzie autor występuje przeciw grasującej u nas, za wzorem bolszewickim, czysto ha-
sełkowej poezji proletariackiej. Ta tromtadracja społecznikowska, ten tyrteizm uliczny
zbrzydł mu, podobnie jak Kasprowiczowi zbrzydła swego czasu tromtadracja patriotycz-
na. Chciałby więc „bezpośrednią” poezję społeczną zastąpić „pośrednią”, wybredniejszą,
która by wykluczała hasła-hałasy, natomiast raczej wskazywała drogę do nich, ukrytą tak-
117
że wśród dziedzin i spraw, na pozór nic nie mających z socjalizmem wspólnego, słowem,
woli trudną poezję przesłanek i dowodów od szumnej poezji wniosków. Zupełnie się na
to piszę. Lecz gdy ja mam na myśli utwory innego kalibru i z innej warstwy życia, np.
dramaty Ibsena, które rzeczywiście tę drogę zawierają, on za wzór stawia swoją miniatu-
rową poezję, która, jeżeli w ogóle tę drogę zawiera, to tylko przez analogię.
Analogia - klucz do wielu dzisiejszych zagadnień. Zaraz o niej więcej.
VI
Peiper doprowadza do jaskrawości pewną metodę w programach literackich ostatniej
doby.
Dawniejsze przełomy literackie (np. romantyzm, pozytywizm, naturalizm) stały z ży-
ciem kulturalnym w związku tak ścisłym, tak przyczynowo-skutkowym, że literatura była
sama czynną partnerką w dramacie dziejowym, brała na siebie np. część badań społecz-
nych, psychologicznych, wysnuwała przesłanki przygotowawcze do czynów lub z czynów
refleksje. Literat szczycił się, że „porusza zagadnienia” i „rozwiązuje problematy”, wie-